Zawsze przychodzi po nas noc - recenzja filmu
Zawsze przychodzi noc to film, który mógł okazać się kolejnym hitem Netflixa, ale coś poszło nie tak. Vanessa Kirby tylko udaje, że daje z siebie wszystko, a scenariusz jest kulawy. Ta produkcja robi krzywdę tym, którzy naprawdę znaleźli się w trudnej sytuacji.
Zawsze przychodzi noc to film, który mógł okazać się kolejnym hitem Netflixa, ale coś poszło nie tak. Vanessa Kirby tylko udaje, że daje z siebie wszystko, a scenariusz jest kulawy. Ta produkcja robi krzywdę tym, którzy naprawdę znaleźli się w trudnej sytuacji.

Zacznijmy od tego, że Zawsze przychodzi noc w teorii próbuje być ambitną historią o wykluczeniu, biedzie i chęci wzięcia życia za rogi. W teorii, bo im dłużej trwał seans, tym bardziej twórcy zapominali, o czym właściwie opowiadają. Pierwsze sceny to fatalnie zmontowana historia upadku Ameryki. Prezenterzy mówią o inflacji, pladze bezdomności, bezrobociu, coraz niższych płacach i tak dalej. Jest to monotonne, przedstawione totalnie bez emocji, a obraz co chwila przeskakuje na napisy przedstawiające kolejnych członków ekipy. Tego typu zabieg jest oczywiście dość popularny, ale trzeba umieć go wykorzystać. W tym filmie widz już od początku jest zirytowany i odrobinę znudzony.
A później nie jest wcale lepiej. Najpierw dość wydumany, bardzo słabo zarysowany problem, a potem chaotyczna i kompletnie odjechana (wcale nie w pozytywnym sensie) próba jego rozwiązania. A w tym wszystkim męcząca się Vanessa Kirby. Ani przez chwilę nie widać w niej większego zaangażowania. Jej twarz rzadko wyraża jakieś głębsze emocje. Przeważnie jest jej wszystko jedno, jak wypadnie – gra, bo gra, bez uczuć, bez wiary w sukces produkcji. Na dodatek jej postać jest tak bardzo źle napisana, że od oglądania bolą zęby. Nie ma powodów, by kibicować głównej bohaterce, a szkoda, bo kobieta przeżyła naprawdę wiele paskudnych rzeczy, które dają powody do współczucia. Jednak twórcy przedstawiają ją jako antypatyczną, egoistyczną manipulatorkę, która nie potrafi mówić prawdy. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel, a przy tym jest też na maksa naiwna.
Równie naiwny jest scenariusz. Miejscami aż trudno uwierzyć, że ktoś wpadł na te wszystkie pomysły. Na pierwszy ogień niech pójdzie lekki sejf, który z łatwością można wynieść z mieszkania. Zawsze myślałem, że takie konstrukcje są nie do ruszenia, tymczasem tutaj drobna kobieta niesie go jak kosz z praniem. Próba pokazania, że determinacja może wyzwolić pokłady nadludzkiej siły? Chyba tak, ale ciężko to obronić. Włamanie do owego sejfu to również kiepski żart. Każdy zachowuje się w tym filmie tak, jakby był pod wpływem środków odurzających. Nikt nie mówi normalnie, ciągłe krzyki i narkotyczne majaki. Nie ma w tym większego sensu ani myśli przewodniej. Walka dla samej walki i coraz głupsze akcje tylko po to, by jakoś to ciągnąć.
Film Zawsze przychodzi noc ma tragicznie nierówne tempo. Chwile mocnej, szybkiej akcji z denerwującą głośną muzyką są przeplatane bardzo długimi momentami, kiedy poszczególne postaci rozmawiają ze sobą o niczym i to jeszcze w sposób tak bardzo niesprawny, jak to tylko możliwe. Brakuje chemii, a drugi plan jest absolutnie nijaki. Kolejne osoby tak po prostu pojawiają się na krótką chwilę, teoretycznie wnoszą coś do ogólnej historii, ale tak naprawdę nie ma w tym większej podbudowy ani specjalnej kontynuacji wątków. Widz szybko zapomina, co wydarzyło się dziesięć minut wcześniej, bo nie ma to już większego wpływu na dalszy rozwój wypadków. Ten film to bezrefleksyjny pęd do przodu.
Gdybym miał wymienić plusy, znalazłbym jednak kilka udanych dialogów i scen. Dowiadujemy się między innymi, że ludzie są mili, dopóki nie zaczynasz mówić im o swoich problemach. Słowa „co u ciebie?” nie oznaczają, że naprawdę chcą to wiedzieć. Wręcz przeciwnie, masz odpowiedzieć „wszystko dobrze” (ewentualnie „ujdzie”) i się uśmiechnąć. W przeciwnym razie popsujesz komuś humor. Co najmniej dwa razy coś takiego spotyka główną bohaterkę – i są to dość mocne momenty. Finał jest zaskakująco nieoczywisty. Przez chwilę wydaje się nawet, że puenta jakoś się broni. Dopiero po dłuższym zastanowieniu traci na mocy i znaczeniu.
Raczej nie polecam Wam tego filmu. Nie jest to ani dobre przedstawienie przyziemnych problemów ludzi biednych, ani ciekawa podróż psychologiczna, ani przewodnik, jak radzić sobie z naprawdę potężnymi traumami. To zlepek scen, a my ciągle zastanawiamy się, jak jeszcze bardziej dołożyć naszej bohaterce – kto jeszcze ją oszuka, kogo ona będzie próbować oszukać, na kogo nawrzeszczy, komu okaże niewdzięczność, kogo potraktuje jak śmiecia, kto ją potraktuje jak śmiecia i tak dalej. W sumie jestem trochę rozczarowany, bo był potencjał na coś ciekawego, niesztampowego i pouczającego. Wyszedł film w większości niesmaczny i odpychający.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1952, kończy 73 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1963, kończy 62 lat

