Złodziej z szafotu
Schemat. Ludzie narzekają na niego, że przewidywalny, mało oryginalny. Jednocześnie są do niego przyzwyczajeni. Lubią, kiedy mają typowych bohaterów, a historie kończą się w przewidziany przez sposób. Tylko ile potem z takiego tekstu się pamięta?
Schemat. Ludzie narzekają na niego, że przewidywalny, mało oryginalny. Jednocześnie są do niego przyzwyczajeni. Lubią, kiedy mają typowych bohaterów, a historie kończą się w przewidziany przez sposób. Tylko ile potem z takiego tekstu się pamięta?
Rzeczony schemat wydaje się być głównym elementem książki Bernarda Cornwella "Złodziej z szafotu". Ten kryminał osadzony w Londynie w 1817 roku równie dobrze mógłby się dziać za czasów Nerona w Rzymie, Mocka w Breslau, czy Horatia w Miami…
Schemat goni schemat
W Londynie dochodzi do zabójstwa hrabiny Avebury. Dowody wskazują na Charlesa Cordeya (aka Cruttwella) - młodego i zdolnego malarza, który miał stworzyć nietypowy portret kobiety. Po szybkim procesie młodzian zostaje skazany na karę śmierci przez powieszenie. Na szczęście w jego obronie staje pewna wysoko postawiona osoba. Interweniuje ona u lorda Sidmoutha, sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Ten, w mocy prawa, postanawia raz jeszcze zbadać sprawę (choć co do winy Cordeya jest święcie przekonany). Powołuje specjalnego śledczego - Ridera Sandmana, można by rzecz, chodzący schemat.
Rider Sandman to ex-wojskowy (brał udział między innymi w bitwie pod Waterloo). Jako żołnierz wysławił się niezłomną postawą na polu walki oraz twardą ręką (przez innych wojskowych traktowany jest jako wzór cnót wszelakich). Kiedyś bogaty i szanowany, zaręczony z piękną Eleanor. Dziś ledwo wiążący koniec z końcem, szukający dorywczego zajęcia (ale nie przez swoje winy, tylko winy ojca). Od czasu do czasu grywa w krykieta, zdobywając również i w tym wielką sławę, co jako wojskowy (jednak bez pieniędzy - nie chce brać udziału w kupowaniu meczy). Jednym słowem - idealny kandydat na śledczego.
Jak przystało na schemat, Sandman przyjmuje zadanie od lorda. Początkowo uważa, że Cordey jest winny i że to będzie po prostu łatwa praca. Jednak już po pierwszym spotkaniu z oskarżonym zaczyna, schematycznie, wątpić w jego winę. Z pełną determinacją schematu zabiera się za wyjaśnienie sprawy.
Jak przystało na schemat, Rider musi sobie zbudować zespół, który będzie mu pomagał w tej niebezpiecznej, schematycznej misji. Trafiają do niego: dobry przyjaciel Sandmana, ekscentryczny lord Aleksander, prosta, ale bardzo wygadana dziewczyna Sally, niedoszły teść Ridera oraz jego córka (która wręcz schematycznie ma wyjść za innego, ale nadal kocha tylko i wyłącznie Sandmana), a także Berrigan, inny były wojskowy.
W ciągu tygodnia ten schematyczny zespół ruszy w londyński, mroczny świat przestępców. Bohaterowie będą musieli zmierzyć się z typowym, potężnym wrogiem, który w swoim ręku ma kluczowy dowód w całej sprawie... Przez eleganckie salony Londynu, duszne teatry i ciemne zaułki będą spotykać całą gamę schematycznych postaci, jasno opowiadających po konkretnej stronie mocy. Wpadając z jednej schematycznej pułapki w drugą, ścigani przez schematycznych morderców, zajdą bardzo, bardzo daleko w tej sprawie. A wszystko skończy się schematycznie emocjonującym finałem, w myśl zasady "bombę zatrzymuje się na pół sekundy przed eksplozją".
Technicznie zaś rzecz ujmując…
Czytając "Złodzieja z szafotu" można mieć dziwne wrażenie, że jego Autor (jak to przekonuje nas informacja w środku, twórca wielu bestsellerów), miał chyba kiepski dzień podczas pisania tej książki. Możliwe też, że coś stało się podczas procesu tłumaczenia. Język utworu nie jest w żaden sposób emocjonujący, czasem wręcz banalnie prosty (ale, dla jasności, nie potoczny). Brakuje dawkowania emocji za pomocą odpowiedniego opisu, dialogi pomiędzy bohaterami nie są w żaden sposób porywające. Czasem Autor popada w drugą skrajność, wprowadzając tak wielki patos językowy, że wywołuje tylko uśmiech na twarzy czytelnika. Ot, choćby taki "kwiatuszek": "Razem mieli zaledwie trzy dni na schwytanie mordercy". W tym momencie brakowało mi tylko powiewającej flagi USA albo Korony Brytyjskiej i wchodzącego z oklaskami Nicka Fury'ego.
Postacie w żaden sposób nie są "charakterystycznie ciekawe". To znaczy każda z nich ma mocny rys osobowości, ale w granicach schematu - Rider jako główny bohater jest dzielny i odważny, Sally wygadana i zadziorna, a lord Aleksander żyje we własnym świecie. To wszystko już gdzieś kiedyś było, już z takimi postaciami mieliśmy do czynienia, nawet w takiej samej konfiguracji. Bohaterowie Złodzieja z szafotu nie zachęcają, by zżyć się z nimi dłużej niż na czas lektury utworu.
Na plus książce można zapisać osadzenie akcji w XIX wieku w Londynie. Wykorzystanie motywu publicznych straceń przestępców (bardzo szczegółowo opisane) oraz nastrojów społecznych po wojnie z Napoleonem były najmocniejszymi i najciekawszymi częściami książki (tak, nawet pytanie "kto zabił?" było mniej emocjonujące). Dobrze wypadła też próba przedstawienia tzw. błyszczek (ang. flash) - czyli londyńskich przestępców (wraz z ich specyficzną gwarą). Wartość wątku historycznego obniżył niestety język, zwłaszcza wypowiedzi bohaterów. Ich dialogi w żadnym przypadku nie miały w sobie nawet krztyny ducha tamtych lat i równie dobrze mogłoby być wypowiadane przez bohaterów którejkolwiek odsłony CSI.
Reasumując
Złodziej z szafotu to bardzo lekki kryminał, zaskakujący w stopniu średnim. Książka, którą bez większego problemu można przeczytać w czasie wakacji, odczuwając tylko lekkie wątpliwości, czy tego czasu nie można byłoby spędzić lepiej.
Ale to są wakacje, więc czasu w założeniu jest bardzo, bardzo dużo…
Ocena: 6+/10
[image-browser playlist="600935" suggest=""]
Autor: Bernard Cornwell
Liczba stron: 454
Wydawnictwo: BELLONA
Wydano: 2012
Źródło: fot. ©2012 Wydawnictwo BELLONA
Poznaj recenzenta
Tomasz SkupieńDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat