
Tales of the Underworld to sześcioodcinkowa seria śledząca losy dwóch słynnych łowców nagród: byłej asasynki separatystów, Asajj Ventress, która dostaje nową szansę na życie i musi uciekać wraz z niespodziewanym sojusznikiem, oraz banity Cada Bane’a, który stawia czoła swojej przeszłości, konfrontując się z dawnym przyjacielem – obecnie szeryfem stojącym po przeciwnej stronie prawa.
Aktorzy:
Dawn-Lyen Gardner, Artt Butler, (5) więcejReżyserzy:
Dave FiloniProducenci:
Alex Spotswood, Athena Yvette Portillo, (3) więcejPremiera (Świat):
4 maja 2025Premiera (Polska):
4 maja 2025Kraj produkcji:
USADystrybutor:
Disney+Gatunek:
Animowany, Akcja
Trailery i materiały wideo
Star Wars: Tales of the Underworld - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Gwiezdne Wojny: Opowieści z podziemi to sześć krótkich odcinków (średnio po 14-15 minut), które podzielono na dwie historie. Pierwsze trzy opowiadają o Asajj Ventress, pozostałe o łowcy nagród, znanym jako Cad Bane. Dave Filoni stwierdził, że dobrze będzie przedstawić ich losy, ale czy miał na to pomysł? Po seansie towarzyszy mi to samo odczucie, które wielu widzów miało już po obejrzeniu zwiastuna: wszystko wydaje się wymuszone i niepotrzebne. Dwie poprzednie serie miały jakiś sens i dodawały coś swoim postaciom. Tym razem zwyczajnie zabrakło wizji.
Jedyną i najważniejszą zaletą historii Ventress (poza samą postacią, która nadal jest świetna i charyzmatyczna), jest wyjaśnienie tego, dlaczego ona żyje. Kanonicznie zginęła w książce Star Wars: Mroczny uczeń. Co więcej, po raz pierwszy Dave Filoni uszanował wydarzenia z powieści, zamiast zmieniać je według własnego widzimisię (jak to robił już kilkakrotnie, choćby z Ahsoką). Wszystkie książkowe historie są częścią tego samego uniwersum i kanonu, więc tak powinno być. Nie trzeba znać powieści, by po pierwszej scenie serialu, która jest z niej zaczerpnięta, zrozumieć kontekst wydarzeń i powód, dla którego Ventress wróciła do życia. Zostało to dobrze przemyślane i odpowiednio dopasowane do zasad związanych z Nocnymi Siostrami.
Problem w tym, że dalsze losy byłej zabójczyni Sithów są szablonowe i nieciekawe. Dostajemy historię okrutnie przewidywalną, w której każdy etap budowany jest na zasadzie misji pobocznej, by odciągnąć bohaterkę i jej towarzysza od głównego celu – a ten ostatecznie nie ma żadnego znaczenia w fabule. Mamy jakieś walki z imperialnymi, a nawet pojedynek z inkwizytorem Sithów (którym nie jest Marrokiem z serialu Ahsoka, jak spekulowano po zwiastunie). Akcja jednak wydaje się mało porywająca, bez znaczenia czy stawki. Jedynie walka na miecze świetlne dostarcza wrażeń wizualnych. Reszta pozostawia z obojętnością.
Dostrzegam cel tej historii: twórca chciał zaprezentować przemianę Ventress z osoby, którą była podczas Wojen Klonów, w nowego człowieka, którym jest teraz. Poszczególne etapy tego serialu mają podkreślać, jak bardzo się zmieniła, bez potrzeby odsyłania do książki, w której początek tej metamorfozy był budowany poprzez relację z Quinlanem Vosem. Serial chce pokazać, jak Ventress stała się ciekawszą postacią, tym widzom, którzy znają ją tylko z ekranowych przygód. Zamysł dobry, ale szkoda tylko, że nie pokuszono się o historię z kreatywniejszymi pomysłami.
Problem wątku Cada Bane'a jest duży. Widać, że twórca miał dobre intencje: chciał pokazać genezę postaci. Tylko po co? To wszystko jest tak bardzo oczywiste i przewidywalne, że staje się nudne. Nie ma w tej historii nic do omówienia, ponieważ została oparta na wszystkich stereotypach, jakie tylko można było wykorzystać. Dlatego Cad Bane stał się takim cynicznym złoczyńcą? Tragedia, konflikt, zdrada i... efekt w postaci tego, co znamy. Ta fabuła nie musiała powstać, bo absolutnie niczego ciekawego nie wniosła – ani do obrazu czarnego charakteru, ani do kanonu. Nie dostarcza rozrywki angażujące i wywołujące emocje. Tak jak w Opowieściach z Imperium w kwestii Morgan można było pokazać coś interesującego, tak tutaj przypomina to pójście na łatwiznę. Marnowanie szansy.
Gwiezdne Wojny: Opowieści z podziemi zmarnowały potencjał postaci i konceptu. Do tego sam przestępczy półświatek odgrywa w historii marginalną rolę – i wcale nie wchodzimy do niego tak, jak się tego można było spodziewać, biorąc pod uwagę tytuł. Niepotrzebne, nieciekawe, niedostarczające dobrej rozrywki. Nawet nie ma w tym intrygującego klimatu. Całość trwa ledwie godzinę z hakiem, ale czy warto poświęcić na to swój czas? Nie jestem tego taki pewien.
Pokaż pełną recenzję

