Tytuł wpisu to oczywiste nawiązanie do filmu "Teenage Mutant Ninja Turtles", a w zasadzie tego jak został on przyjęty. Do wyjaśnienia słowotwórczego zabiegu wrócę za chwilę, po drodze jeszcze kilka przemyśleń, ale najpierw najważniejsze – kontekst.
[image-browser playlist="579758" suggest=""]
Materiał bazowy filmu, a więc przygody Raphaela, Donatello, Michaelangelo i Leonardo są mi znane w stopniu minimalnym. Szczyt popularności Żółwie święciły w latach ’90, a sam urodziłem się w ’92. Z dzieciństwa kojarzę imiona głównych bohaterów, a także ich mentora, kilka urywek z animowanego serialu i jakąś scenę z aktorskiego filmu. Nie mogę powiedzieć, że wychowałem się na TMNT, znacznie bliżej było mi do Kaczora Donalda, Dragon Ball i Pokemonów. Może byłem za młody, a może tak po prostu wyszło, że z Żółwiami się rozminąłem. W każdym razie do tegorocznej ekranizacji "Teenage Mutant Ninja Turtles" podchodziłem z dystansem. Tak ogromnym dystansem, że w zasadzie nawet nie wiedziałem kiedy film miał swoją premierę, nie miałem pojęcia jak został on oceniony, a poza obejrzeniem dwóch zwiastunów nie wiedziałem nic. Obejrzałem go wczoraj na domowym ekranie, będąc tak obiektywnym jak to tylko możliwe – na tyle świadomym materiału, żeby nie wyjść na laika i na tyle wycofanym, żeby nie kwalifikować się jako fan. Z dala również od emocji premierowego zgiełku i internetowych dyskusji.
Co obejrzałem? Teledysk akcji z masą efektownych ujęć (ucieczka ośnieżonym stokiem, walka na wieżowcu), slow motions (wypisz wymaluj kalka z zeszytu Bay’a), niesłabnącym tempem, bezpretensjonalną fabułą (ogrywanie znanych schematów), młodzieżową tonacją (tak też prezentowali się Leonardo i spółka), fajnym humorem (rap w windzie), nawiązaniami do popkultury (głos Batmana, Akademia Xaviera, Hogwart itd) i foxy Megan Fox (gra siebie, jest eye-candy). Słowem odmóżdżająca rozrywka, idealna na piątkowy wieczór. Nie oczekiwałem niczego więcej.
Z ciekawości otworzyłem internet, a tam zalała mnie fala krytyki. Bardziej lub mniej słusznej, a miejscami po prostu był to hejt. 2/10 (Marcin Zwierzchowski), 3/10 (Łukasz Muszyński), 4/10 (Jakub Popielecki), 0/100 (Rolling Stone). Pierwszą myślą była chęć skontrowania którejś recenzji, ale po bliższym zapoznaniu się nawet nie miałem jak tego zrobić. Po kolei:
Marcin Zwierzchowski, tutaj, na łamach Hataka wypluł z siebie kubeł czystego hejtu. Wszystko źle, żadnej zalety, produkt filmopodobny, obraza, tragedia, katastrofa, katorga. Skąd więc aż 2/10? Niespecjalnie obecne są merytoryczne argumenty, brak wyważonego podejścia, więc nie mam jak się odnieść. Zostawiam bez komentarza, szukam dalej.
Jakub Demiańczuk dla Gazety Prawnej pisał już bardziej składnie i uczciwie, a na końcu wystawił sprawiedliwą ocenę 3/6. Odnosił się do genezy bohaterów:
[cytat] Wojownicze żółwie ninja to fenomen, który łatwo zbyć wzruszeniem ramion. Ot, absurdalny pomysł ze zmutowanymi gadami broniącymi Nowego Jorku przed złem. Tymczasem żółwie, szybko przez popkulturę upupione i sprowadzone do poziomu rozrywki dla dzieci, powstały przecież jako produkt kontrkulturowy. Stworzony przez Kevina Eastmana (wydawcę kultowego magazynu komiksowego "Heavy Metal") i Petera Lairda komiks o żółwiach był parodią popularnych historii o superbohaterach, m.in. marvelowskiej serii o Daredevilu czy "Ronina" Franka Millera. Tyle że wokół opowieści pomyślanej jako jednorazowy wygłup dla raczej dojrzałych – i świadomych kulturowych nawiązań – czytelników udało się mimochodem zbudować małe imperium. [/cytat]
Sugeruje tym samym znajomość tematu i fanowskie podejście, co potwierdza w ostatnim zdaniu. Werdykt fair, ocena fair, więc również nie mam się do czego odnieść. Mogę się podpisać. Jedną ręką.
Zerkam na Metacritic – 31/100, na RottenTomatoes jeszcze gorzej – 22% pozytywnych recenzji. Zauważam 0/100 od Rolling Stone i ze strachu nie zaglądam nawet dalej.
Wracam na polskie poletko, do Jakuba Popieleckiego z Filmweb.pl. Ocenę wystawia złą, bo 4/10, ale decyduję się bliżej zapoznać z jego tekstem. Czytam dwa razy, bardzo dobra recenzja, trafne spostrzeżenia. Zmienić ocenę na 6/10 i również mogę się podpisać. Podobnie jak wcześniejszy Jakub i ten zaczyna od genezy bohaterów i swojego przywiązania:
[cytat] Nastoletnie Zmutowane Żółwie Ninja to jeden z symboli rozbestwionych lat 90. Polski epitet "wojownicze" nie do końca oddaje absurdalność połączenia, jaka wybrzmiewa z ich oryginalnej nazwy. Połączenie nastoletniości, mutacji i ninja to jednak nie tylko czysty eksces, ale i błyskotliwy chwyt marketingowy: już sam tytuł mówi młodocianemu odbiorcy niemal wszystko, co trzeba. Dlatego też, choć czterech zielonoskórych bohaterów powstało jeszcze w latach 80., to dopiero w kolejnej – sprzyjającej takim hybrydom – dekadzie wzbiła się na wyżyny popularności. Był wówczas moment, że nie dało się od żółwi uciec, nie dało się o ich istnieniu nie wiedzieć. Komiksy, seriale i figurki były wszędzie, a Leonardo, Raphael, Michaelangelo i Donatello wychowali rzesze małolatów (w tym niżej podpisanego). Znak czasów: dziś same żółwie muszą w swoim filmie komentować niedorzeczność tego przydomku. Pytanie tylko, czy asekuranctwo to dobry punkt wyjścia na tchnięcie nowego życia w te skorupy? [/cytat]
Punktuje następnie wady i sprzeczności filmu (młodzieżowa komedia vs nolanizmy, przeładowany wizerunek Żółwi, brak rozwiniętej dynamiki w grupie) żeby ostatecznie dojść do całkiem obiektywnej konkluzji:
[cytat] Jak na film wyprodukowany przez Michaela Baya, "Wojownicze żółwie ninja" – mimo wszystko – zaskakująco trzymają się kupy. Choć aż roi się tu od głupot mniejszych i większych, całość ma tempo i "ogląda się". Trudno zresztą wytykać twórcom rozmaite absurdy fabularne, skoro próbują nam opowiedzieć historię o zmutowanych człekokształtnych żółwiach. Ale nie da się ukryć, że w przetrwaniu seansu bardzo pomaga łaskawy metraż (zaledwie 101 minut wobec niemiłosiernych stu sześćdziesięciu pięciu w "Transformers: Wieku zagłady" Baya). Żółwie wróciły – nie do końca pewne tego, czego chcą i jak mają się nam zaprezentować – ale obyło się bez kompromitacji. Powrotu na popkulturowe szczyty jednak nie wróżę. [/cytat]
Po przemyśleniu, zostaje ze mną jedna myśl. "Żółwie w rozkroku". W takim samym rozkroku w jakim przed seansem znalazłem się ja sam. Ni to fan, który obrazi się za zniekształcenie pierwowzoru, ni to laik, który potrzebuje, żeby coś świeżego go do obrazu przyciągnęło. Całkiem przez przypadek, i raczej nie według zamierzeń twórców stałem się idealnym targetem. Moja postawa odzwierciedla kształt filmu. Obejrzeć, poślinić się, zapomnieć.
Dwóch Kubusiów wyżej, a prawdopodobnie też cała rzesza krytyków zza oceanu to pokolenie 30+, w jakimś stopniu na TMNT wychowane i z ich mitem zaznajomione. Siłą rzeczy, tak skrojony film spowodował u nich transformację w tytułowych Middle age Mutant Ninja Haters. Kiedyś byli teenage, byli też lovers. Ja byłem wówczas gdzieś indziej, ale nie za daleko. Stąd oni są teraz haters (ale nie haters-haters), a mi się film podobał. Albo inaczej. W niczym mi film nie przeszkadzał. Nieskrępowana frajda, bez bagażu emocjonalnego. To wniosek grubymi nićmi szyty, jasne, jestem tego świadom, ale jakiś pierwiastek prawdy się w nim znajdzie. Poza tym, film Liebsemana to też bardzo łatwy cel do hejtowania. Znienawidzeni Michael Bay i Megan Fox, poza nimi nikt specjalnie znany, praktycznie zero hype’u wokół produkcji i brak gimbazy (tutaj rozumianej zarówno w kategorii wieku jak i state-of-mind), która mogłaby zapewnić bezkrytyczne fanbojowanie.
Jeśli jednak poszperać w cyferkowej fali hejtu jaki atakuje przy pierwszym podejściu, to można znaleźć obiektywne opinie. Szczególnie teraz kiedy kurz z pola bitwy opadł i na sytuację spojrzeć można z chłodną głową. 6/10 to sprawiedliwa ocena. Nie jest dobrze, nie jest źle.
A jak będzie? Za kilkanaście lat, kiedy film ten stanie się archaiczny niczym VHS dzisiaj, fani spojrzą na niego przychylniejszym okiem, tak jak dzisiaj robią to właśnie wobec VHS-ów. W bliżej przyszłości czekają nas jednak, jeśli nic się nie zmieni, przynajmniej dwie kolejne części Nastoletnich Zmutowanych Ninja Żółwi. Będzie więc okazja do poprawy, a także aby zdecydować, w którą stronę seria ma podążać.
[image-browser playlist="579759" suggest=""]
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat