Conan: przeczytaj początek noweli Czerwone ćwieki
Przeczytajcie początek jednego z klasycznych tekstów o Conanie wchodzący w skład nowej edycji przygód słynnego barbarzyńcy.
Przeczytajcie początek jednego z klasycznych tekstów o Conanie wchodzący w skład nowej edycji przygód słynnego barbarzyńcy.
Wąski pagórek tworzył naturalną rampę, która prowadziła pod górę pionowego skalnego czoła. Wspiąwszy się na jakieś pięćdziesiąt stóp, doszła do pasa liści, który otaczał skałę. Pnie drzew nie cisnęły się blisko załomów, ale końcówki ich niższych gałęzi wyciągały się dokoła, zasłaniając je swą gęstwiną. Błądziła dalej po omacku pośród liściastej zasłony, niezdolna dojrzeć niczego ani ponad, ani poniżej siebie. Wkrótce jednak mignął jej przed oczyma błękit nieba, a chwilę później wyszła w nieprzesłonięty niczym upalny, słoneczny blask i ujrzała rozciągające się u jej stóp sklepienie puszczy.
Stała na szerokiej półce, która znajdowała się mniej więcej na równi ze szczytami drzew, a od niej skała wznosiła się podobną do iglicy sterczyną stanowiącą ostatecznie wierzchołek załomów, na które się właśnie wspięła. Ale w tej chwili coś innego przykuło jej uwagę. Uderzyła stopą o coś w ściółce nawianych zeschłych liści, jaka pokrywała półkę. Odkopała je na bok i spojrzała na ludzki szkielet. Wprawnym okiem przebiegła po zbielałych kościach, ale nie dostrzegła żadnych złamań czy innych oznak przemocy. Człowiek ten musiał umrzeć śmiercią naturalną, ale czemu wspinał się na wysoką skałę, żeby skonać, nie umiała sobie wyobrazić.
Wdrapała się na wierzchołek iglicy i spojrzała w stronę widnokręgu. Sklepienie puszczy, które wyglądało z jej punktu obserwacyjnego jak posadzka, pozostawało nieprzeniknione, podobnie jak z dołu. Nie umiała nawet dojrzeć sadzawki, przy której zostawiła swego konia. Spojrzała ku północy, w kierunku, z którego przybyła. Widziała jedynie falujący ocean zieleni, rozciągający się coraz dalej i dalej, z jedyną, mglistą, błękitną linią w oddali, stanowiącą niewyraźną oznakę pasma wzgórz, które przekroczyła wiele dni temu, by zanurzyć się w to liściaste pustkowie.
Od wschodu i zachodu widok był taki sam, jednak w obu kierunkach pozbawiony błękitnej linii wzgórz. Ale gdy zwróciła wzrok ku południu, zesztywniała i wstrzymała oddech. O milę dalej puszcza rzedła i kończyła się raptownie, ustępując miejsca upstrzonej kaktusami równinie. A pośrodku owej równiny wznosiły się mury i wieże miasta. Valeria zaklęła ze zdziwieniem. To przechodziło wszelkie wyobrażenie. Nie zdziwiłby jej widok ludzkich siedzib innego rodzaju – chat w kształcie uli budowanych przez czarny lud albo siedlisk w skalnych ścianach wykonanych przez tajemniczą brązową rasę, która, jak głosiły legendy, zamieszkiwała pewne obszary tego niezbadanego rejonu. Ale trafienie na otoczone murami miasto tutaj, tak wiele długich tygodni marszu od najbliższych przyczółków jakiejkolwiek cywilizacji, było wstrząsającym doświadczeniem.
Ręce jej zesztywniały od przytrzymywania się podobnej
do pinakla iglicy, więc opuściła się na półkę, marszcząc brwi w rozterce. Dotarła tak daleko z obozu najemników pod przygranicznym miastem Sukhmet pośród gładkich trawiastych ziem, gdzie zdecydowani na wszystko awanturnicy wielu ras strzegli stygijskiej granicy przed napaściami, które nadchodziły z Darfaru niczym krwawe fale. Uchodziła na oślep w krainę, o której nie wiedziała absolutnie nic. I teraz wahała się pomiędzy impulsem, by pojechać wprost do tego miasta na równinie, a ostrożnym instynktem, który podpowiadał ominięcie go szerokim łukiem i kontynuację samotnej ucieczki.
Jej myśli rozsypały się za sprawą szumu liści poniżej. Obróciła się szybko niczym kot, złapała za miecz i wtem zastygła w bezruchu, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w mężczyznę przed sobą.
Był wzrostu niemal olbrzyma, mięśnie grały mu płynnie pod skórą, którą słońce opaliło na brąz. Strój miał podobny do niej, z wyjątkiem tego, że zamiast przepaski nosił szeroki skórzany pas. U tegoż pasa zwisały szeroki miecz i puginał.
– Conan Cimmeryjczyk! – wykrzyknęła kobieta. – Co robisz na mym szlaku?
Wyszczerzył się okrutnie, a jego srogie niebieskie oczy zapłonęły blaskiem, który potrafiła pojąć każda kobieta, gdy przebiegał wzrokiem po jej wspaniałej postaci, zatrzymując się dłużej na wypukłościach okazałych piersi pod lekką koszulą i jasnym ciele wystawionym na pokaz między spodniami a cholewami butów.
– Nie wiesz? – Roześmiał się. – Czyż nie były wyraźne me zachwyty nad tobą, odkąd ujrzałem cię po raz pierwszy?
– Ogier nie zdołałby wyraźniej – odrzekła pogardliwie. – Ale nigdy bym się nie spodziewała spotkać cię tak daleko od beczek z piwem i garnków z mięsem w Sukhmet. Naprawdę podążasz za mną od obozu Zaralla czy też wygnali cię batogiem za to, żeś łotr?
Wyśmiał jej zuchwalstwo i napiął potężne bicepsy.
– Wiesz, że Zarallo nie ma dość nikczemników, żeby wygnać mnie z obozu batogiem. – Wyszczerzył zęby. – Oczywiście, że podążałem za tobą. A to także twoje szczęście, dziewko! Kiedy zadźgałaś tamtego stygijskiego oficera, utraciłaś względy i ochronę Zaralla, a dla Stygijczyków postawiłaś się poza prawem.
– Wiem o tym – rzekła posępnie. – Ale co innego mogłam zrobić? Wiesz, co mnie sprowokowało.
– Pewnie – zgodził się. – Gdybym tam był, sam bym go zadźgał. Ale skoro kobieta musi mieszkać w obozie wojskowym mężczyzn, może spodziewać się takich rzeczy.
– Dlaczego mężczyźni nie pozwalają mi żyć męskim życiem?
– To oczywiste! – Ponownie niemal pożarł ją skwapliwym wzrokiem. – Byłaś jednak na tyle mądra, by uciec. Stygijczycy by cię oskórowali. Brat tego oficera podążał twym tropem, nie wątpię, że szybciej, niż się spodziewałaś. Nie był daleko za tobą, gdy go dogoniłem. Jego koń był lepszy od twojego. Dognałby cię i poderżnął gardło na przestrzeni kilku kolejnych mil.
– No i? – dopytywała.
– No i co? – Wydawał się skonsternowany.
– Co z tym Stygijczykiem?
– Ech, a jak sądzisz? – odrzekł zniecierpliwiony. – Zabiłem go, oczywiście, i zostawiłem ścierwo sępom. To mnie jednak spowolniło i prawie zgubiłem twój trop, gdy przebyłaś skaliste rozwidlenie wzgórz. W przeciwnym razie dogoniłbym cię dawno temu.
– A teraz myślisz, że zawleczesz mnie z powrotem do obozu Zaralla. – Uśmiechnęła się szyderczo.
– Nie gadaj jak głupia – burknął. – Chodź, dziewczyno, nie bądź taką złośnicą. Nie jestem jak ten Stygijczyk, którego zadźgałaś, wiesz o tym.
– Włóczęga bez grosza – zadrwiła.
Wyśmiał ją.
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat