Filmowy wehikuł czasu: przeczytaj początek klasyka SF w dniu premiery
Filmowy wehikuł czasu to kolejna powieść w ramach serii Wehikuł czasu. Mamy dla was dwa pierwsze rozdziały tej powieści science fiction.
Filmowy wehikuł czasu to kolejna powieść w ramach serii Wehikuł czasu. Mamy dla was dwa pierwsze rozdziały tej powieści science fiction.

Rozdział 2
W gabinecie L.M. sześciu mężczyzn siedziało półkolem przed jego biurkiem.
— Zamknijcie drzwi na klucz i przetnijcie kable telefoniczne — nakazał.
— Jest trzecia w nocy — zaprotestował Barney. — O tej porze nikt nie może nas podsłuchać.
— Jeśli banki to zwietrzą, będę zrujnowany na całe życie, a może dłużej. Przetnijcie te kable.
— Ja się tym zajmę — powiedział szef działu technicznego Climactic Studios, Amory Blestead, wstając i wyjmując z kieszeni na piersi śrubokręt izolacyjny. — No i w końcu tajemnica się wyjaśniła. Moi chłopcy już od roku, średnio dwa razy w tygodniu, naprawiają te przewody.
Pracował szybko, zdejmując pokrywki gniazdek i odłączając siedem telefonów, interkom, telewizję wewnętrzną i Muzak. L.M. Greenspan bacznie się temu przyglądał i przemówił ponownie, dopiero kiedy zobaczył dziesięć luźno zwisających przewodów.
— Melduj. — Dźgnął palcem Barneya Hendricksona.
— W końcu wszystko gotowe, L.M. Całą niezbędną maszynerię vremeatrona zamontowano na planie zdjęciowym Ślubu syna Kreatury z córką Istoty, a wydatki pokryto z budżetu filmu. Nawet udało nam się trochę zaoszczędzić, bo maszyna profesora kosztowała mniej niż zwykła scenografia…
— Bez dygresji!
— W porządku. Ostatnie sceny laboratoryjne do tego obrazu o potworach nakręcono dziś po południu, to znaczy wczoraj po południu, zatrudniliśmy więc paru facetów z obsługi w nadgodzinach, żeby wyczyścili całą maszynerię. Jak tylko wyszli, my, tu obecni, załadowaliśmy ją na pakę wojskowej ciężarówki z planu Starszego szeregowego z Brooklynu, a profesor podłączył wehikuł i wszystko sprawdził. Jest gotowy do wyprawy.
— Nie podoba mi się ta ciężarówka: zauważą jej brak.
— Bez obawy, L.M., wszystko gra. Po pierwsze, jest z demobilu, a po drugie, i tak chciano się jej pozbyć. Została legalnie wystawiona na sprzedaż przez naszego stałego dostawcę i kupiona przez Texa. Jak mówiłem, jesteśmy czyści.
— Tex, Tex… Kto to taki? A w ogóle co to za ludzie? — L.M. naburmuszył się, tocząc podejrzliwym spojrzeniem po obecnych. — Chyba powiedziałem ci wyraźnie, żebyś ograniczył ekipę do minimum i nie robił wokół tego szumu, dopóki się nie przekonamy, jak to działa, bo jeśli wyniuchają to banki…
— Ta ekipa to niezbędne minimum. Składa się tylko ze mnie, profesora, którego znasz, Blesteada, szefa techników, który pracuje u ciebie od trzydziestu lat…
— Wiem, wiem… ale ci trzej? — Wskazał palcem dwóch ciemnych i milczących mężczyzn w lewisach i skórzanych kurtkach oraz wysokiego, nerwowego osobnika o jasnych, rudawych włosach.
Barney ich przedstawił.
— Ci dwaj z przodu to Tex Antonelli i Dallas Levy, kaskaderzy…
— K a s k a d e r z y! Masz zamiar urządzać w tym filmie jakąś kaskaderkę z udziałem dwóch podrabianych kowbojów?
— Uspokój się, L.M. Potrzebujemy pomocy przy tym projekcie, ludzi godnych zaufania, którzy potrafią trzymać język za zębami i wiedzą, co robić w przypadku jakichś kłopotów. Dallas jest byłym żołnierzem sił desantowych i zawodnikiem rodeo. Tex służył trzynaście lat w piechocie morskiej i jest instruktorem walki wręcz.
— A ten trzeci?
— To doktor Jens Lyn z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, filolog. — Dryblas wstał nerwowo i szybko się ukłonił. — Specjalizuje się w językach germańskich czy czymś takim i będzie naszym tłumaczem.
— Skoro wszyscy jesteście członkami zespołu, zdajecie sobie sprawę z wagi tego przedsięwzięcia? — zapytał L.M.
— Płaco mi za to, żebym trzymał gębe na kłódke — odparł Tex.
Dallas kiwnął w milczeniu głową na znak zgody.
— To niesamowita okazja — przemówił nagle Lyn z lekkim duńskim akcentem. — Wziąłem roczny urlop naukowy i towarzyszyłbym wam jako konsultant nawet bez tej hojnej gaży, bo tak mało wiemy o staronordyckiej mowie…
— Dobrze, dobrze. — L.M. machnął ręką, na razie usatysfakcjonowany. — No to jaki jest plan? Wprowadź mnie w szczegóły.
— Musimy zrobić przebieg próbny — powiedział Barney. — Sprawdzić, czy ten gadżet profesora rzeczywiście działa…
— Zapewniam was!
— A jeśli działa, zbieramy ekipę, piszemy scenariusz, a następnie kręcimy film w plenerze. I to jakim! Na szerokim ekranie stanie przed nami otworem cała historia! Będziemy mogli to wszystko sfilmować i zarejestrować…
— I uchronić studio przed bankructwem — wtrącił L.M. — Bez nadgodzin, wydatków na scenografię, użerania się ze związkami zawodowymi…
— Uważaj pan! — syknął Dallas, łypiąc spode łba.
— Oczywiście nie dotyczy to w a s z e g o związku! — szybko poprawił się L.M. — Cała tutejsza ekipa zostanie zatrudniona według standardowych, a nawet wyższych stawek, z należnymi dodatkami i premią. Myślałem o oszczędnościach innego rodzaju. Bierz się do roboty, Barney, póki się nie rozmyśliłem, i nie wracaj bez dobrych wiadomości.
Odgłosy ich kroków odbijały się echem od stojących po obu stronach betonowej alejki wielkich scen dźwiękowych, a kiedy przechodzili przez plamy światła płynącego z umieszczonych w dużych odstępach lamp, ich cienie przesuwały się najpierw przed, a potem za nimi. W ciszy zalegającej w opustoszałym studiu nagle dotarło do nich, jak ogromnego przedsięwzięcia się podjęli, i podświadomie zbili się w ciaśniejszą grupę. Przed budynkiem stał strażnik, który zasalutował, gdy się do niego zbliżyli, a jego głos przerwał ponurą ciszę:
— Cicho jak na cmentarzu. Nie ma żywej duszy.
— Znakomicie — powiedział Barney. — Pewnie zostaniemy tu do rana, poufny projekt, wie pan, więc lepiej, żeby nikt się tu nie kręcił.
— Powiedziałem już kapitanowi, a on przekazał chłopakom. Barney zamknął za nimi drzwi na klucz i zapaliły się lampy na dźwigarach. Magazyn był pusty, jeśli nie liczyć kilku opartych o ścianę zakurzonych płyt i szarooliwkowej ciężarówki z białą wojskową gwiazdą na drzwiach i brezentową plandeką. — Baterie i akumulatory naładowane — oznajmił profesor Hewitt, wdrapawszy się na pakę i postukawszy w liczne tarcze.
Odłączył i odłożył ciężkie kable biegnące do skrzynki przyłączeniowej na ścianie. — Zapraszam, panowie. W każdej chwili możemy rozpocząć eksperyment.
— Mógłby pan nazwać to jakoś inaczej? — zapytał nerwowo Blestead, pożałowawszy nagle, że dał się namówić na udział w tym projekcie.
— Ja wskakuje do szoferki — powiedział Tex Antonelli. — Tam sie czuje w sam raz. Tako sześciokołówko zjeździłem cale Mariany.
Jeden za drugim wsiedli za profesorem na tył ciężarówki i Dallas spuścił klapę plandeki. Większość miejsca zajmowały rzędy elektronicznej maszynerii i benzynowy generator prądu, musieli więc usiąść na skrzynkach ze sprzętem i zapasami.
— Jestem gotowy — oznajmił profesor. — Może na początek rzucimy okiem na rok tysiąc pięćsetny?
— Nie — odparł stanowczym tonem Barney. — Niech pan nastawi licznik na rok tysięczny, jak ustaliliśmy, i uruchomi wehikuł.
— Ale byłoby mniejsze zużycie energii, a ryzyko jeszcze… — Niech pan teraz nie wymięka. Chcemy cofnąć się w czasie jak najdalej, żeby nikt nie rozpoznał tej całej maszynerii i nie narobił nam kłopotów. Poza tym zapadła decyzja, że robimy film o wikingach, a nie nową wersję Dzwonnika z Notre Dame. — To by był szesnasty wiek — sprostował Jens Lynn. — Chociaż ja bym to datował raczej na wcześniejsze czasy, średnio
wieczny Paryż, około…
— Gotuj sie! — warknął Dallas. — Jak mamy lecieć, to przestańmy trzaskać dziobami i w droge. Obijanie się i gadanie po próżnicy to strata czasu i psucie ducha w armii.
— Szczera prawda, panie Levy — rzekł profesor. Jego palce poruszały się po pulpicie sterowniczym. — Przed nami rok tysięczny anno domini, a więc w drogę! — Zaklął i zaczął gmerać przy pulpicie. — Tyle tu atrap przycisków i tarcz, że się gubię — gderał.
— Robiliśmy te maszyny do horrorów — wyjaśnił Blestead stanowczo za głośno. Miał twarz usianą kropelkami potu. — Musiały wyglądać realistycznie.
— To znaczy, że wyglądają nierealistycznie, i tyle! — mruknął ze złością profesor Hewitt, wprowadzając ostatnie poprawki, po czym przekręcił duży wielobiegunowy przełącznik.
Pod wpływem nagłego obciążenia spotęgował się warkot prądnicy, nad aparatem pojawiło się z trzaskiem wyładowanie elektryczne, po wszystkich odkrytych powierzchniach zaczęły tańczyć zimne ognie, a członkowie wyprawy poczuli, że stają im włosy na głowach.
— Coś poszło nie tak! — krzyknął zduszonym głosem Jens Lyn.
— Skądże — rzekł spokojnie profesor Hewitt, dokonując drobnych korekt ustawienia. — To tylko efekt uboczny, wyła dowanie elektrostatyczne bez żadnego znaczenia. Tworzy się pole. Sądzę, że to czujecie.
Rzeczywiście czuli. Było to zdecydowanie nieprzyjemne doznanie, jakby ich ciała ktoś mocno ścisnął w garści.
— Czuje sie, jakby ktoś wetknął mi w pępek wielki klucz i nakręcał flaki — powiedział Dallas.
— Nie ująłbym tego w taki sposób, ale mam identyczne objawy — zgodził się z nim Lyn.
— Włączam automatyczne sterowanie — powiedział profesor, wciskając jakiś guzik i odsuwając się od pulpitu. — Przy maksymalnym poborze mocy prostowniki selenowe w ciągu mikrosekundy przeniosą nas w przeszłość. Możecie obserwować to tutaj, na tej tarczy. Gdy wskazówka dojdzie do zera…
— Dwanaście — oznajmił Barney, zerkając na instrument i zaraz odwracając się do Hewitta.
— Dziewięć — podał odczyt profesor. — Tworzy się ładunek. Osiem… siedem… sześć…
— Dostaniemy dodatek za walke? — zapytał Dallas, ale nikt się nawet nie uśmiechnął.
— Pięć… cztery… trzy…
Napięcie stało się trudne do zniesienia. Nikt nie był w stanie się ruszyć. Wpatrywali się w przesuwającą się czerwoną strzałkę. Profesor przekazywał głośno odczyty:
— Dwa… jeden…
Nie usłyszeli „zero”, gdyż w tym ułamku wieczności zawiesił się nawet dźwięk. Coś się z nimi stało, coś nieokreślonego i tak odmiennego od normalnych doznań życiowych, że chwilę potem nie potrafili powiedzieć, ani co to było, ani jak się czuli. W tym samym momencie zniknęły lampy w magazynie i jedynym źródłem światła było przyćmione lśnienie instrumentów pokładowych. Za paką ciężarówki, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jasno oświetlone pomieszczenie, widniała bezkształtna szarość, nicość, od patrzenia na którą bolały oczy.




naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1991, kończy 34 lat
ur. 1974, kończy 51 lat
ur. 1980, kończy 45 lat

