Fot. Netflix/Vanity Fair
Frankenstein to najnowsze dzieło Guillermo del Toro, które wyprodukował we współpracy z Netflixem. To jego projekt marzeń i produkcja, która może powalczyć o prestiżowe nagrody. Budżet wynoszący 120 mln dolarów wskazuje, że platforma ufa reżyserowi i zgodziła się nawet na ograniczoną projekcję filmu w kinach. Czego nowego dowiedzieliśmy się na temat Frankensteina z obszernej rozmowy aktorów oraz reżysera z Variety?
Nowy James Bond? Gwiazda Top Gun: Maverick komentuje spekulacje
Oto najważniejsze informacje na temat Frankensteina:
- Film nie jest horrorem, ale dramatem rodzinnym, który skupi się na pokazaniu tego, jak dzieciństwo może wpłynąć na późniejsze traktowanie własnych dzieci.
- Guillermo del Toro pracował nad produkcją od trzydziestu lat i proponował ją rozmaitym studiom filmowym. Universal był bliski zrealizowania go w latach 90., ale ostatecznie zrezygnował.
- Reżyser zastanawiał się nad podzieleniem go na dwie części, przy czym druga odsłona przeczyłaby wydarzeniom z pierwszego filmu. Byłby to podział na dwie różne perspektywy - prawdopodobnie tytułowego Frankensteina i jego potwora. Ostatecznie jednak uznał, że jeden film wypadnie lepiej. Nigdy nie było mowy o miniserialu, co sugerowały niektóre plotki.
- Jacob Elordi nie był pierwszym wyborem na potwora Frankensteina - był nim Andrew Garfield, ale nie mógł dołączyć do projektu. Guillermo zdecydował się na aktora znanego z Euforii po obejrzeniu Saltburn.
- Frankenstein nie jest szalonym naukowcem, ale bardziej przypomina gwiazdę rocka pod kątem zachowania i przekonywania ludzi do siebie. Nawet garderoba i zachowanie postaci były inspirowane gwiazdami muzyki.
- Guillermo del Toro chciał jak najmniejszego użycia efektów specjalnych. Zależało mu na prawdziwym i wiarygodnym ludzkim rzemiośle.
- Wolałby aby film pozostał na dłużej w kinach, ale przyznał, że jeśli wyborem jest zrobić film i dać mu ograniczony czas w kinach, a nie robić go wcale, to woli opcję pierwszą.
- Charakteryzacja Jacoba Elordiego na potwora trwała dziesięć godzin.
Źródło: variety.com