Początki Stalowego Szczura - przeczytaj fragment SF Harry'ego Harrisona
Mamy dla Was fragment książki, na którą składają się trzy krótkie powieści science fiction Harry'ego Harrisona o Stalowym Szczurze.
Mamy dla Was fragment książki, na którą składają się trzy krótkie powieści science fiction Harry'ego Harrisona o Stalowym Szczurze.
Początki Stalowego Szczura to pierwsza wydana w ramach serii Wymiary książka o przygodach Stalowego Szczura - kosmicznego awanturnika stworzonego przez Harry'ego Harrisona. Tom ten od kilku dni znajduje się już w sprzedaży.
Tytuł ten zawiera trzy pierwsze chronologicznie (a nie w kolejności powstawania) minipowieści o Stalowym Szczurze, czyli Narodziny Stalowego Szczura, Stalowy Szczur idzie do wojska, oraz Stalowy Szczur śpiewa bluesa.
Wydawnictwo Vesper udostępniło pierwszy rozdział Narodzin Stalowego Szczura w przekładzie Krzysztofa Sokołowskiego. Znajdziecie go poniżej, pod opisem i okładką książki.
Początki Stalowego Szczura - opis i okładka
"Nasze zorganizowane i praworządne społeczeństwo praktycznie pozbawione jest przestępczości. Zapewne dziewięćdziesiąt dziewięć procent obywateli nawet nie wyobraża sobie, że mogliby złamać prawo. Zostaje jednak ten jeden procent. To on uzasadnia istnienie policji. Ten jeden procent składa się ze mnie i garstki mi podobnych, rozsianych po całej galaktyce. Teoretycznie nie powinniśmy istnieć, a już na pewno nie powinniśmy mieć żadnej możliwości działania. I jak zwykle teoria nie idzie w parze z praktyką. Jesteśmy skuteczni, niezwykle skuteczni, a żyje nam się całkiem wygodnie. Jesteśmy niczym szczury: bytujemy między ludźmi, ale reguły życia społecznego nas nie dotyczą. Przestrzegamy żelaznych zasad, dlatego nazywają nas Stalowymi Szczurami. Bycie Stalowym Szczurem skazuje każdego na samotność, ale zarazem daje poczucie dumy i dostarcza ekstremalnych przyjemności – oczywiście dopóki nie trafi się za kratki. W naszym świecie nie ma miejsca na półśrodki: nie istnieją najemnicy, włamywacze-dżentelmeni, czy osoby wiodące podwójne życie. Nie ma alternatywy: albo jesteś pełnoprawnym członkiem społeczeństwa, albo nikim. Stalowym Szczurem. Ja wybrałem to drugie".
Stalowy Szczur to przydomek Jamesa Bolivara DiGriza, znanego także jako Śliski Jim. DiGriz to kosmiczny awanturnik, oszust i złodziej. Obdarzony charyzmą, inteligencją i nieprzeciętnym poczuciem humoru, mistrz sztuk walki, ekspert w dziedzinie kamuflażu.
Seria o Stalowym Szczurze Harry’ego Harrisona to literatura rozrywkowa, przygodowa, w której doprawiona sporą dawką satyry i absurdu akcja pędzi na złamanie karku, a zwroty akcji nie pozwalają na odłożenie książki choćby na moment. Niniejszy tom trzy minipowieści: „Narodziny Stalowego Szczura”, „Stalowy Szczur idzie do wojska” oraz „Stalowy Szczur śpiewa bluesa”.
Początki Stalowego Szczura - fragment
Rozdział pierwszy
Drzwi Pierwszego Banku Kawałka Nieba wyczuły, że do nich podchodzę, no i oczywiście otwarły się na oścież, spełniając życzenie klienta, jak wszystkie grzeczne automaty. Minąłem je, ale już w środku stanąłem tak, że nie mogły się za mną zamknąć. Kiedy ich skrzydła przesuwały się ku sobie, wyjąłem z torby piórko łukowe, a potem obróciłem się, niech czynią swą powinność. Sprawdziłem ich czas działania, odwiedziwszy bank wcześniej, kilkakrotnie, wiedziałem więc, że mam sekundę i sześćdziesiąt siedem setnych. Kupa czasu.
Łuk zasyczał, błysnął i przyspawał drzwi do framugi na bank. Pobzykiwały sobie bezradnie, unieruchomione, to jedyne, czego były w stanie dokonać, a potem coś w ich mechanizmie przepaliło się na amen, trysnęły iskry i to by było tyle.
– Niszczenie własności banku to przestępstwo. Jesteś aresztowany.
Robot straży bankowej wyciągnął swe wielkie, wyściełane łapska. Zamierzał zatrzymać mnie do przyjazdu policji.
– Nie tym razem, panie brzękliwy – warknąłem. Pchnąłem go w pierś prętem na dzikoża. Dwie metalowe końcówki dawały trzysta woltów wraz z całym mnóstwem amperów. Potrafiły zwrócić na siebie uwagę nawet tonowego stwora, a robota zwarły absolutnie. Ze szczelin buchnął dym i strażnik zwalił się na ziemię z bardzo satysfakcjonującym
brzękiem.
Upadł za mną, bo ja zdążyłem już wskoczyć do banku. Odepchnąłem starszą panią przy okienku kasowym. Z torby wyciągnąłem wielkiego gnata. Wymierzyłem w kasjerkę.
– Forsa albo życie, siostro – warknąłem. – Wypełnij ją kasą.
Zabrzmiałoby to bardzo imponująco, gdyby nie załamał mi się głos. Przy ostatnich słowach zapiałem jak kogucik. Kasjerkę to rozbawiło. Poszła w zaparte.
– Wracaj do domu, synku. To nie są…
Ściągnąłem spust. Bezodrzutowa siedemdziesiątka piątka huknęła jej nad uchem, dym poszedł w oczy. Nie postrzeliłem jej, ale to akurat nie miało znaczenia. Postawiła oczy w słup, a potem osunęła się i zniknęła pod tacką z forsą.
Jima diGriza nie weźmiesz na takie numery! Przeskoczyłem przez ladę. Pomachałem klamką przed wytrzeszczonymi oczami obsługi.
– Cofnąć się, wszyscy. Ale już! I delikatne paluszki proszę z dala od guziczków cichego alarmu. O właśnie tak. Ty, puciaty! – Machnąłem na kasjera, grubasa, który w przeszłości zawsze mnie ignorował. Teraz był samą skupioną uwagą. – Forsa do tej torby, tylko wysokie nominały i pospiesz się, tłuściutki!
Tłuściutki wypełnił polecenie, sapiąc przy tym i oblewając się potem. Klienci i obsługa stali w dziwnych pozach, jakby sparaliżował ich strach. Drzwi do pokoju kierownika oddziału pozostawały zamknięte, co zapewne oznaczało, że nie ma go w pracy. Dostałem wreszcie torbę wypełnioną kasą, policja jeszcze nie pojawiła się na miejscu. Istniała duża szansa, że wyjdę z tego bez szwanku.
Warknąłem pod nosem coś, co było ohydnym przekleństwem, a przynajmniej taką miałem nadzieję. Wskazałem jeden z worków wypełnionych rulonami drobniaków.
– Wywal je i grubsze do środka! – Uśmiechnąłem się złowieszczo.
Posłuchał mnie bez wahania. Co chciałem, dostawałem błyskawicznie. Policji nadal ani śladu. Czyżby żaden z tych durnych urzędoli nie uruchomił alarmu? Możliwe, całkiem możliwe. Pora zastosować brutalniejsze metody. Chwyciłem kolejny worek drobniaków. Szurnąłem nim po podłodze.
– Ten też!
Grubas musiał się pochylić, więc miałem okazję uruchomić alarm łokciem. Są takie dni, kiedy wszystko musisz robić sam.
No i udało się. Po napełnieniu torby i dwóch worków, kiedy podążałem do wyjścia, zataczając się pod ciężarem łupu, zobaczyłem nadjeżdżające gliny. Jeden z ich powierzchniowców zdołał nawet zderzyć się z drugim, policja u nas nie ma wprawy w reagowaniu na nagłe wezwania, ale jakoś się w końcu pozbierali. Uzbrojeni po zęby stanęli przed drzwiami.
– Nie strzelać – skrzeknąłem przestraszony, bo większość z nich nie wyglądała mi na bystrzaków. Przez okna nie mogli mnie słyszeć, ale widzieć, owszem. – To straszak! – zawołałem. – Patrzcie!
Przyłożyłem lufę do skroni. Ściągnąłem spust. Generator dymu wypuścił bardzo zadowalający kłąb, od huku strzału, też z generatora, aż zadzwoniło mi w uszach. Opadłem za ladę, kryjąc się przed przerażonymi spojrzeniami glin. No, przynajmniej unikniemy strzelaniny. Czekałem cierpliwie, przysłuchując się wrzaskom i klątwom, aż w końcu ktoś ruszył głową. Wywalili drzwi.
Owszem, dla was to pewnie zagadka, a jeśli tak, to nikogo nie winię. W końcu napad na bank to jedno, a napad taki, żeby dać się złapać, to coś zupełnie innego. Wolno wam pytać, dlaczego – ach, dlaczego? – postępowałem aż tak głupio.
Chętnie wam to wyjaśnię, ale żeby zrozumieć moje motywy, musicie najpierw zrozumieć, jak się żyje na tej planecie – jak mnie się żyło na tej planecie. No to posłuchajcie.
- 1 (current)
- 2
Źródło: Vesper
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat