Zmiana: przeczytaj fragment kontynuacji Silosu Hugh Howeya
Zmiana, druga część serii Silos, już niebawem ponownie zawita na półki księgarń. Przeczytajcie fragment powieści Hugh Howeya.
Zmiana, druga część serii Silos, już niebawem ponownie zawita na półki księgarń. Przeczytajcie fragment powieści Hugh Howeya.
Przekroczył drzwi z drogiego drewna o głębokich żłobieniach i wkroczył do wewnętrznego sanktuarium Senatora. Nie przypominało to przejścia przez hall, by zabrać jego córkę na randkę. Teraz było inaczej. Miał spotkać się z Senatorem jak z kolegą z pracy, podczas gdy on nadal czuł się jak ten sam dzieciak sprzed lat.
– Tędy – powiedziała recepcjonistka. Poprowadziła Donalda między paroma szerokimi, zawalonymi papierami biurkami, na których popiskiwał z tuzin telefonów. Młodzi mężczyźni w garniturach i kobiety w świeżo wyprasowanych bluzkach ściskały oburącz słuchawki, a ich znudzone wyrazy twarzy sugerowały, że to normalne natężenie pracy jak na poranek w dzień roboczy.
Mijając jedno z biurek, Donald wyciągnął rękę i przejechał opuszkami palców po drewnie. Mahoń. Tutejsi asystenci mieli ładniejsze biurka niż on sam. A ten wystrój: pluszowy dywan, szerokie i wiekowe gzymsy, antycznie wyglądający sufit kasetonowy, żyrandole, które być może były z prawdziwego kryształu.
Na drugim końcu brzęczącej i popiskującej sali otworzyły się żłobione drzwi, a zza nich wyłonił się kongresmen Mick Webb, który właśnie wychodził ze spotkania. Mick nie zauważył Donalda, zbyt zaabsorbowany trzymanym przed oczami otwartym folderem.
Donald zatrzymał się i zaczekał, aż jego kolega i stary przyjaciel z college’u podejdzie bliżej.
– Więc – zapytał – jak poszło?
Mick podniósł wzrok i zatrzasnął folder. Włożył go pod pachę i skinął głową.
– Tak, tak. Było świetnie. – Uśmiechnął się. – Przepraszam, jeśli trochę nam zeszło. Staruszek nie mógł się mną nacieszyć.
Donald się zaśmiał. Nie wątpił w to. Mick sunął przez biuro z łatwością i gracją. Miał charyzmę i pewność siebie, które świetnie szły w parze z wysokim wzrostem i przystojną twarzą. Donald żartował wielokrotnie, że gdyby jego przyjaciel nie miał tak cholernie kiepskiej pamięci do nazwisk, pewnego dnia zostałby prezydentem.
– Nie ma problemu – powiedział Donald. Wskazał kciukiem przez ramię. – Nawiązywałem nowe znajomości.
Mick wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Ja myślę.
– Taa, no cóż, widzimy się potem na ranczo.
– Pewnie. – Mick klepnął go w ramię folderem i ruszył do wyjścia. Donald pochwycił karcące spojrzenie recepcjonistki Senatora i pospieszył w jej kierunku. Gestem wskazała mu wejście do słabo oświetlonego biura i zamknęła za nim drzwi.
– Kongresmen Keene.
Senator Paul Thurman wstał zza biurka i wyciągnął dłoń. Błysnął znajomym uśmiechem, który Donald rozpoznawał w równym stopniu ze zdjęć i telewizji, jak i ze wspomnień z dzieciństwa. Pomimo wieku Thurmana – musiał zbliżać się do siedemdziesiątki, o ile już jej nie skończył – Senator był ciągle schludny i w świetnej formie. Oksfordzka koszula opinała jego sylwetkę wojskowego, krzepki kark wystawał z pętli zawiązanego krawata, a jego białe włosy pozostały równie czyste i zadbane co u rekruta.
Donald przemierzył ciemne pomieszczenie i uścisnął dłoń Senatora.
– Miło mi pana widzieć.
– Proszę, siadaj. – Thurman puścił dłoń Donalda i wskazał na jedno z krzeseł naprzeciwko biurka. Donald usiadł na siedzisku z jaskrawoczerwonej skóry oflankowanym podłokietnikami ze złotymi obręczami.
– Co u Helen?
– Helen? – Donald poprawił krawat. – Ma się świetnie. Została w Savannah. Bardzo miło było jej pana widzieć na przyjęciu.
– Ta twoja żona to piękna kobieta.
– Dziękuję, proszę pana. – Donald ze wszystkich sił starał się rozluźnić, ale to nie pomagało. Biuro sprawiało wrażenie spowitego całunem zmierzchu, nawet przy zapalonych górnych światłach. Chmury za oknem zrobiły się paskudne – ciemne i nisko zawieszone. Jeśli zacznie padać, będzie musiał wrócić do biura przejściem podziemnym. Nie znosił tamtędy chodzić. Co z tego, że wyłożyli je dywanem i porozwieszali te małe żyrandole, skoro on i tak wiedział, że znajduje się pod ziemią. Waszyngtońskie tunele sprawiały, że czuł się jak szczur biegnący przez kanał. Bezustannie miał wrażenie, że sufit zaraz się zawali.
– Jak ci się dotąd układa w pracy?
– Dobrze. Mam sporo roboty, ale jest dobrze.
Już miał zapytać Senatora, co u Anny, ale nim zdążył się odezwać, za jego plecami otworzyły się drzwi. Do środka weszła recepcjonistka i przyniosła dwie butelki wody. Donald podziękował, odkręcił zakrętkę i odkrył, że butelka została już wcześniej otwarta.
– Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt zajęty, by popracować nad czymś dla mnie. – Senator Thurman uniósł brew.
Donald upił łyczek wody, zastanawiając się, czy tę umiejętność da się wyćwiczyć, to podniesienie brwi, które sprawiało, że człowiek miał ochotę stanąć na baczność i zasalutować.
– Na pewno dam radę wygospodarować trochę czasu – powiedział. – Zwłaszcza po tych wszystkich wiecach wyborczych, na których mnie pan wspierał. Wątpię, czy bez tego wyszedłbym z prawyborów. – Bawił się trzymaną na kolanach butelką.
– Ty i Mick Webb wspominacie stare czasy, co? Obydwaj jesteście Buldogami.
Donald potrzebował chwili, by do niego dotarło, że Senator mówi o maskotce ich college’u. Donald nie spędził zbyt wiele swojego czasu na Uniwersytecie Georgii na śledzeniu poczynań sportowców.
– Tak jest. Buldogi górą.
Miał nadzieję, że nie przekręcił zawołania.
Senator się uśmiechnął. Nachylił się wprzód. Teraz jego twarz oblewało miękkie światło lejące się z sufitu na biurko. Donald obserwował cienie rozrastające się w zmarszczkach, które w innych okolicznościach łatwo byłoby przeoczyć. Szczupła twarz Thurmana i jego kwadratowy podbródek sprawiały, że młodziej wyglądał widziany od przodu niż z profilu. Oto człowiek, który osiągnął tak wiele przez bezpośrednią konfrontację, nie przez podchody.
– Na uniwersytecie studiowałeś architekturę.
Donald przytaknął. Łatwo było zapomnieć, że znał Thurmana lepiej, niż Senator znał jego. Jeden z nich znacznie częściej pojawiał się w nagłówkach gazet niż drugi.
– Zgadza się. Na licencjacie. Na studiach magisterskich wybrałem planowanie. Doszedłem do wniosku, że więcej dobrego zrobię, zarządzając ludźmi, niż rysując dla nich pudła mieszkalne.
Skrzywił się, słysząc, jak ta kwestia opuszcza jego usta. To było wyświechtane powiedzonko z czasów studiów licencjackich, coś, co powinno zostać w przeszłości razem ze zgniataniem na czole puszek po piwie i wlepianiem oczu w tyłeczki w miniówkach. Po raz dziesiąty zadał sobie pytanie, po co Senator wezwał jego i innych kongresmenów. Na początku, kiedy tylko dostał zaproszenie, pomyślał, że to wizyta towarzyska. Potem Mick zaczął chwalić się swoim własnym zaproszeniem, a Donald doszedł do wniosku, że chodzi o jakąś formalność albo tradycję. Teraz jednak zastanawiał się, czy to nie jest jakaś polityczna rozgrywka, sposób na zjednanie sobie reprezentantów z Georgii na wypadek, gdyby Thurman potrzebował przegłosować jakąś ustawę w niższej, pomniejszej izbie.
Źródło: Altobook
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat