Bestiariusz Guillermo del Toro
Guillermo del Toro posiada niespotykaną wyobraźnię. Za pomocą obiektywu kamery kreuje światy, które zamieszkują zarówno ludzie, jak i istoty paranormalne. Czasami bajkowe, często przerażające – bestie towarzyszą meksykańskiemu twórcy w całej jego twórczości. Jego wampiry już niedługo opanują telewizję podczas premiery serialu Wirus (jutro o 22.00 w FOX).
Guillermo del Toro posiada niespotykaną wyobraźnię. Za pomocą obiektywu kamery kreuje światy, które zamieszkują zarówno ludzie, jak i istoty paranormalne. Czasami bajkowe, często przerażające – bestie towarzyszą meksykańskiemu twórcy w całej jego twórczości. Jego wampiry już niedługo opanują telewizję podczas premiery serialu Wirus (jutro o 22.00 w FOX).
Załóżmy, że przemysł filmowy rządzi się prawami wesołego miasteczka: kolejki górskie to blockbustery, które zapewniają kilkugodzinną jazdę bez trzymanki, dostarczając widzowi adrenaliny przy pomocy scen walk i wybuchów. Karuzele utożsamiane są z filmami obyczajowymi, komedie zagarnęły dla siebie beczki śmiechu. Aby poczuć się jak na planie filmu wojennego, należy udać się do stoiska strzeleckiego, a zakochani przepłyną tunelem komedii romantycznych. Na końcu alei stoi on - Pałac Strachów. Można w nim znaleźć wszystko to, co wykreowała wyobraźnia reżyserska: począwszy od złośliwych duchów i zjaw, przez potwory z bagien oraz zmutowane zwierzęta, aż po bezwzględnych morderców. Pośród tego wszystkiego można odnaleźć dosyć osobiste komnaty. Przed wejściem do jednej z nich stoi niepozorny okularnik, który z daleka przypomina brata Petera Jacksona. Przedstawia się jako Guillermo del Toro, a jego poczciwy wyraz twarzy zachęca zaskakująco wiele osób do wejścia w głąb jego wyobraźni.
Na pierwszych drzwiach widnieje nazwa "Mutant". Po przekroczeniu progu widz przenosi się do nowojorskich kanałów. Wśród szczurów i karaluchów egzystuje tu kilka innych stworzeń, które nie wpisują się w tradycyjne kategorie biologiczne. Są to zmutowane owady, których rozmiary przybliżone są do wzrostu wysokiego mężczyzny. Ich aparycja oraz środowisko, w jakim żyją, przywodzą na myśl Muchę Cronenberga. Stworzone w laboratorium na potrzeby walki z epidemią, po sukcesywnym wykonaniu zadania zostały porzucone. W wyniku nieoczekiwanej ewolucji stały się maszynami do zabijania, ukierunkowanymi na ich największego wroga - człowieka.
W następnym pomieszczeniu spotkać można ducha osieroconego chłopca ("Kręgosłup diabła"). Bladolicy zmarły nie stanowi jednak większego zagrożenia. Jest tylko zjawią, przestrogą, wspomnieniem. Jak głosi cytat na początku filmu: "Czym jest duch? Okropnym wydarzeniem, które wciąż powraca. Chwilą bólu. Czymś martwym, co niekiedy wciąż zdaje się żywe. Uczuciem zawieszonym w czasie, jak niewyraźne zdjęcie, jak owad uwięziony w bursztynie". Teoretycznie jedynym zadaniem zjawy jest naprowadzenie na właściwy trop dziecięcego bohatera. Charakteryzacja ducha czerpie garściami z japońskich produkcji – przeraźliwie blady chłopiec z nienaturalnie białymi oczami i raną w głowie, z której sączy się krew podążająca ślad w ślad za upiorem. Pomimo efektu przerażenia, jaki wywołuje owa postać, wielu odbiorców zwraca jednak uwagę na fakt, iż film ten bardziej sprawdziłby się jako dramat, a nie horror, a postać ducha jest tu całkowicie zbędna. Inaczej funkcjonuje to w Labiryncie fauna, który notabene porusza bardzo podobną tematykę. W tym obrazie widz zagłębia się w fantastyczny świat stworzeń, które normalnie zamieszkują wyłącznie ludzką wyobraźnię. Pozwolenie na wkroczenie do tej mistycznej krainy otrzymuje tylko jedna osoba – 11-letnia Ofelia. Dorastająca pośród dramatu wojny domowej, ucieka w świat wyimaginowanych opowieści, w których jest zaginioną księżniczką. Aby powrócić do utraconego królestwa, musi spełnić trzy zadania powierzone jej przez Strażnika Labiryntu – Fauna. Rogaty stwór o spłaszczonym nosie i runach wyrytych na ciele stanowi zagadkę nie tylko dla młodej dziewczynki. Zamiary istoty wobec Ofelii nie są jasno sprecyzowane. Nie on jeden jednak zapisuje się na bestiariuszowych kartach filmu z 2006 roku. Wyobraźnię Ofelii zamieszkują wielorakie stworzenia: antropomorficzne owado-wróżki, stwory rodem z najstraszniejszego horroru ("niewidome" stworzenie w podziemiach) czy nienaturalnie wielkie płazy. Poruszając się po krainie zarysowanej oczami del Toro, można odnieść wrażenie, że twórca przenosi nas na karty powieści braci Grimm. Niejednoznaczność poczynań onirycznych bohaterów sprawia, że coś, co z początku wydawało nam się azylem, po chwili zamienia się w pułapkę.
Za dużymi, masywnymi drzwiami czeka na zwiedzających bestia z piekła rodem. W 2004 roku del Toro postanowił powołać do życia z komiksowych kart samego diabła. Hellboy jest połowicznie demonem i człowiekiem. Podczas II wojny światowej został przywołany z piekła przez nazistów. Mieli oni nadzieję, że zdołają wykorzystać go do własnych celów. Srodze się jednak przeliczyli. W ich plan wcięli się alianci, którzy przygarnęli pod swoje skrzydła Bogu ducha winnego demona. Wychowany i wyszkolony pod sztandarem dobra Hellboy stał się swoistym superbohaterem. Guillermo należą się owacje na stojąco za przyznanie tytułowej roli Ronowi Perlmanowi. Jego niepospolite rysy twarzy połączone ze znakomitą charakteryzacją zapewniły przyjemność obserwowania transformacji komiksowej postaci w pełnokrwistego aktora. Tym sposobem czerwonoskóry facet o sporych gabarytach, piłując swoje rogi, bawi się z kotkami i popalając cygara, walczy ze zmartwychwstałymi nazistami, ogarami piekielnymi i Złotą Armią. Motyw istoty nadnaturalnej walczącej po stronie sprawiedliwości kilka razy zagościł w emploi reżysera. Wszak w 2013 roku del Toro obdarzył świat alternatywną rzeczywistością Pacific Rim.
Tu Guillermo del Toro serwuje nam już prawdziwą ucztę wyobraźni i najskrytszych fantazji. 40-metrowe stwory Kaiju przeciwstawia niewiele mniejszym robotom-wojownikom – Jaegerom. Nikogo nie dziwi fakt, że wielkie maszyny walczą na ulicach miast z godzillopodobnymi potworami. Fikcyjna popkultura przemieliła Jaegery na swoją korzyść, tworząc zabawki, poradniki, poświęcając audycje radiowe i programy rozrywkowe tematyce mechów. Zamiłowanie Meksykanina do efekciarstwa dało tu o sobie znać w pełnym tego słowa znaczeniu. Dzięki temu gigantyczne istoty to przyjemność dla oka, a odgłosy przez nie wydawane stanowią miłą dla ucha melodię. Podobnie przedstawia się sytuacja z maszynami zbudowanymi przez ludzi. Jaegery z czystym sumieniem wpisują się w bestiariuszową konwencję reżysera. Stworzone od podstaw, są niezbędne do ratowania istnień ludzkich, ale nie należy zapominać o niebezpieczeństwie, jakie stanowią. W niewyszkolonych rękach są śmiertelną pułapką – zarówno dla ciała, jak i duszy.
Za ostatnimi drzwiami Pałacu Strachów znajdują się wampiry. Jako jedne z najstarszych stworzeń występujących w podaniach ludowych stanowią istotny element w twórczości del Toro. Sam reżyser przyznaje, iż nie mógł dłużej patrzeć na to, jak współczesna kinematografia pozbawia wampiry kłów. Mamy tu więc Blade’a – pół wampira, pół człowieka, który swoje życie poświęcił walce z pozostałymi krwiopijcami. Jego przewagą nad Dziećmi Nocy jest odporność na srebro, czosnek oraz światło słoneczne. W sequelu (Blade: Wieczny łowca II) Blade musi stawić czoło nowej rasie wampirów – Rozpruwaczom. Po raz kolejny w twórczości meksykańskiego twórcy pojawia się tak lubiany przez niego motyw, jakim jest wirus. Przemienia on wampiry w prawdziwie krwiożercze maszyny do zabijania. Są szybsze, intensywniej odczuwają łaknienie krwi i, podobnie jak tytułowy Łowca, są odporne na srebro oraz czosnek. Ich zewnętrzny wygląd przywodzi na myśl "Nosferatu" Murnaua. Zagrażają istnieniu nie tylko ludzi, ale i innych posiadaczy kłów.
Guillermo del Toro pozostaje wierny przedstawianiu wampirów od ich folklorystycznej strony również w swoim najnowszym projekcie – Wirus ("The Strain"). Po sukcesie powieści, którą del Toro stworzył przy współpracy z Chuckiem Hoganem, nagradzany filmowiec spełnił swoje marzenie. Przekuł karty powieści w 13-odcinkowy serial (który niedawno otrzymał zamówienie na 2. sezon). Tydzień w tydzień roztacza przed widzami wizję apokalipsy, która nadciągnie dzięki niespotykanemu dotąd w telewizji obrazowi wampirów-drapieżników. W pierwszej scenie 3. odcinka ukazany został proces charakteryzacji, któremu poddaje się jeden z krwiopijców. Brak nosa, otwarta tchawica, zaostrzone zęby, spiczaste uszy – Wirus przywraca zniewieściałym wampirom ich prawdziwie drapieżny wygląd. Do najciekawszych wątków serialu zalicza się jednak szybkość, z jaką epidemia pociąga za sobą kolejne ofiary. Ponad 200 pasażerów, którzy zostali uznani za zmarłych, jest nosicielami wirusa. Z każdym kolejnym pożywieniem się na człowieku zakażenie przekazywane jest dalej. W ich krwi krążą liczne nicienie, które również łakną krwi potencjalnej ofiary. U zarażonego zanikają narządy płciowe, płuca zostają wysuszone, żądło, które służy do konsumowania krwi, funkcjonuje dzięki nowym organom, które organizm wytworzył w celu podtrzymania jego żywotności. Telewizyjne dzieło obrazuje wampiryzm od zupełnie nowej strony. Koncentruje się na chorobotwórczym oddziaływaniu zakażonego miejsca. Filmy czy seriale o wampirach zazwyczaj jedynie zwracały uwagę na ten aspekt. W przypadku Wirusa naświetlony został cały proces przemiany, który jak epidemia dotyka kolejne niewinne życia.
Czytaj również: Gulllermo del Toro, Hideo Kojima i Norman Reedus pracują nad grą "Silent Hills"?
Wyobraźnia Guillermo del Toro jak na razie zdaje się być niewyczerpana. Już w przyszłym roku pojawi się jego nowy obraz, Crimson Peak, który scenerią i klimatem ma pretendować do miana jednego z jego najlepszych horrorów. W tym samym roku przedstawi widzom swoją wersję "Frankensteina", gdzie kreaturę zagra Doug Jones, a w 2017 uraczy nas sequelem Pacific Rim. Przez najbliższe lata jego Pałac Strachów rozrośnie się o kilka nowych pomieszczeń.
[image-browser playlist="582474" suggest=""]Premiera serialu Wirus we wtorek o 22.00 w FOX.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat