Być jak Will McAvoy
"Sorkin nie robi filmów o życiu; robi filmy o tym, jak by chciał, żeby wyglądało życie" – mówi Bartosz Węglarczyk. Z zastępcą redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" i dziennikarzem TVN rozmawiamy o serialu Newsroom, tamtejszym świecie mediów i porównujemy go z rzeczywistością.
"Sorkin nie robi filmów o życiu; robi filmy o tym, jak by chciał, żeby wyglądało życie" – mówi Bartosz Węglarczyk. Z zastępcą redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" i dziennikarzem TVN rozmawiamy o serialu Newsroom, tamtejszym świecie mediów i porównujemy go z rzeczywistością.
Newsroom to już trzeci serial Aarona Sorkina (po "Redakcji sportowej" i Studio 60) opowiadający o telewizji. Za oceanem właśnie dobiegł końca drugi sezon produkcji, a w Polsce stacja HBO w najbliższą sobotę o 22.00 wyemituje jej ostatni odcinek. Wyniki oglądalności wskazują na to, że w przyszłym roku będziemy oglądać trzecią serię przygód redakcji "News Night". Od początku swojego istnienia serial wzbudza jednak wiele kontrowersji, szczególnie w środowisku dziennikarskim.
DAWID RYDZEK: Gdy ogląda Pan odcinek Newsroomu, czy myśli Pan: "O, to jest dzień z mojego życia"?
BARTOSZ WĘGLARCZYK: Nie, zdecydowanie nie tak wygląda życie dziennikarza. (śmiech) Sorkin nigdy robi seriali o tym, jak wygląda życie. Jestem jego wielkim fanem, uwielbiam jego produkcje, moim ukochanym serialem w ogóle jest Prezydencki poker, którego znam na pamięć. Wiem jednak, jak wygląda polityka amerykańska i mogę powiedzieć, że ma on tyle wspólnego z życiem tamtejszych polityków, co Newsroom ma wspólnego z dziennikarstwem. To ni mniej ni więcej tyle, ile łączyło 07 zgłoś się z Milicją Obywatelską. Sorkin nie robi filmów o życiu. Robi filmy o tym, jak by chciał, żeby wyglądało życie.
To dobrze czy źle?
- Newsroom jest takim wołaniem rozpaczy kogoś, kto jest załamany stanem dziennikarstwa. Serial HBO pokazuje, jak byśmy chcieli, żeby dziennikarze się zachowywali. Bardzo chciałbym, żeby rzeczywistość była taka jak w serialu, ale niestety… daleko do tego.
Sorkinowi zarzuca się, że uprawia nadmierne moralizatorstwo.
- Dziennikarze od czasu do czasu potrzebują dostać kijem baseballowym po głowie. I Sorkin to robi. Podobnie w Prezydenckim pokerze pokazywał, jak powinni zachowywać się politycy. Oprócz tego dostawało się też samym wyborcom. W Newsroomie jest tak samo. To wołanie rozpaczy nie jest skierowane wyłącznie do dziennikarzy, ale także do czytelników, odbiorców mediów. Sorkin pokazuje im, w jakim stanie jest ten zawód i mówi im, że to częściowo jest to też ich wina.
Najbardziej jednak krytyczni w stosunku do Newsroomu są sami dziennikarze.
- Nie można tego po prostu oglądać jako odzwierciedlenie rzeczywistości. Dziennikarze powinni zadać sobie pytanie, czemu ich newsroom nie wygląda tak jak ten w serialu. Dlaczego tak się dzieje? Bo ja oczywiście zgadzam się z tym, że praca dziennikarza nie ma zbyt wiele wspólnego z tym, jak jest ona pokazywana na ekranie. Natomiast trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego Sorkin nie pokazuje, jak naprawdę wygląda dziennikarstwo. Można to przecież zrobić; dekadę temu całkiem zgrabnie wyszło to w "Stanie gry". Dziś sytuacja wygląda inaczej. Teraz patrzymy, jak ładnie ta praca mogłaby wyglądać. Dlaczego zaś ten zawód nie wygląda jak u Sorkina? Co takiego się stało?
No to co takiego się stało?
- Stało się wiele i to po dwóch stronach – tak dziennikarzy, jak i widzów. Odbiorcy się zmienili i zawód się zmienił. Kluczową sceną do zrozumienia Newsroomu jest pierwsza scena serialu, w której widzimy rozpad głównego bohatera - debatę, w której Willowi McAvoyowi nie wytrzymują nerwy. Symptomatyczne jest to, że ja sam używam słowa "rozpada" – a przecież on tam po prostu mówi prawdę. Każde słowo, które wypowiada w trakcie tej debaty, jest szczere - i z tego powodu niemal traci pracę.
Will McAvoy w Newsroomie wydaje się być nieco alfą i omegą. To on wszystkimi rządzi, to on jest najważniejszy. Tak to wygląda w Ameryce?
- To już dawno się zmieniło, choć w pewnym, dużo mniejszym, zakresie jeszcze funkcjonuje. To odwołanie do dawnych lat amerykańskiej telewizji informacyjnej, gdzie tradycją była bardzo silna osobowość prowadzącego. W Polsce – nie obrażając nikogo – zazwyczaj jest tak, że osoby znajdujące się przed kamerą czytają to, co ktoś inny im napisał. Zdarza się tak, że prowadzący programy informacyjne nie są w ogóle dziennikarzami, tylko prezenterami. U nas się właściwie tego nie rozróżnia. Oczywiście są wyjątki, jak na przykład Piotr Kraśko, Tomasz Lis czy Kamil Durczok. Natomiast za oceanem od zawsze było tak, że prowadzącymi byli dziennikarze i to oni byli szefami zespołu, który przygotowuje wiadomości. To prowadzący o wszystkim decydował, był niezależny od właścicieli danej korporacji. On sam układał wiadomości, sam je pisał lub bezpośrednio nadzorował ludzi, którzy mu je piszą. Will McAvoy jest postacią, która odwołuje się właśnie do tych najlepszych momentów w historii telewizji. Sorkin mówi: "Zobaczcie, dzisiaj takich ludzi już nie ma albo zostało ich bardzo niewielu".
Czyli na szczęście mamy w Polsce jeszcze takich Willów McAvoyów.
- Są nimi według mnie teraz Piotr Kraśko i Kamil Durczok. Jeśli coś zostało zawalone, to oni ponoszą odpowiedzialność i odwrotnie – jeśli coś się udało, jest to ich zasługa. To są silne osobowości, ze swoimi plusami i minusami. Taki jednak jest też przecież Will McAvoy. Pamiętajmy, że jeden z programów prowadził na haju! To jest niesamowicie trudne do wyobrażenia. Gdyby został złapany, powinien wylecieć natychmiast z pracy. Co prawda dowiedziała się o tym jego producentka, ale była po jego stronie, więc pomogła mu tę sprawę zatuszować. To nieco bajkowa sytuacja, ale znów – to tylko serial.
W Newsroomie wszyscy są ze sobą w konflikcie. Relacje prowadzącego z producentką są co najmniej burzliwe, podobnie zresztą jak ich wspólne relacje z wydawcami.
- W rzeczywistości jest podobnie. Sytuacja spięcia w mediach, a szczególnie w tych robionych na żywo, jest całkowicie naturalna. Dlatego też jak kiedyś narzekano na Tomasza Lisa, że ostro gani kogoś, bo mu przygotował złe mapy, ja byłem tym niewzruszony. Nie widziałem w tym nic nagannego, bo sytuacja, kiedy pracuje się pod deadlinem, zawsze jest pełna napięcia. A jeśli jest to deadline tak poważny jak ten w telewizji, kiedy godzina wejścia na antenę jest święta i do tego czasu musi być zrobione absolutnie wszystko, cokolwiek by się nie działo, emocje są jeszcze większe. W mediach żyje się w takim napięciu, to część tego zawodu. Sytuacja, w której ludzie się kłócą w trakcie robienia programu i w wyniku tego on staje się lepszy, jest dla mnie zupełnie naturalna. Will McAvoy musi żyć w wiecznym sporze z wydawcami, inaczej dopiero to wszystko byłoby nierealistyczne.
Aaron Sorkin mitologizuje dziennikarzy, pokazuje, że wszyscy cieszą się w społeczeństwie ogromną estymą. Tak rzeczywiście jest za oceanem?
- To nie tyle sytuacja za oceanem, a po prostu wizja świata, którą buduje Sorkin. On od zawsze powtarza, że media i politycy są podstawą demokracji. The West Wing był poświęcony mitologizowaniu polityków. Nieprzypadkowo wyniki sondaży pokazywały, że gdyby serialowy prezydent Bartlet naprawdę istniał, zagłosowałaby na niego większość wyborców - zarówno demokratycznych, jak i republikańskich. Tak samo myślę będzie z Newsroomem – wszyscy będą myśleć, że Will McAvoy byłby najlepszym dziennikarzem w Stanach Zjednoczonych. Sorkin więc mitologizuje także dziennikarzy. Niemniej w moim przekonaniu robi to z pełną premedytacją. Oni są lepsi niż w rzeczywistości, bardziej idealistyczni, bardziej profesjonalni. Twórca serialu wyciąga palec do nas, dziennikarzy, i pokazuje, jacy powinniśmy być, a nie jesteśmy.
Więc musimy dążyć do tego, żeby debaty prezydenckiego wyglądały tak, jak pokazał to Sorkin w pierwszym sezonie Newsroomu?
- Tę wersję debaty pokazał już wcześniej, w ostatnim sezonie Prezydenckiego pokera. Wtedy co prawda nie był już bezpośrednio związany z serialem, ale scenarzyści wciąż pisali go według jego pomysłu. Tam kandydaci na prezydenta grani przez Alana Aldę i Jimmy’ego Smitsa, stojąc w kuchni, umawiają się, jakie będą zasady debaty. Kończy się tym, że nie będzie żadnych zasad. I Sorkin ma rację – tak to powinno wyglądać. U nas w Polsce nie jest inaczej, nie wygląda to wcale lepiej niż w Stanach. Debaty nie mają żadnego sensu, bo są tak wyreżyserowane i tak ściśle przestrzega się wcześniej uzgodnionego planu, że wszystko to wypada sztucznie. To jest jak profesjonalny wrestling – niby wydaje nam się, że ludzie okładają się tam pięściami, a tak naprawdę żadnej walki tam nie ma.
Czy Newsroom ma szansę zaznaczyć się w historii tak mocno jak The West Wing?
- Będzie mu trudno. Prezydencki poker był pierwszy, nigdy wcześniej nie było takiego serialu w telewizji. Newsroomie mimo wszystko jest czymś wtórnym. Jest też emitowany na HBO, a nie na kanale ogólnodostępnym, więc i jego zasięg jest dużo bardziej ograniczony. Nie wydaje mi się, że będzie miał aż taki wpływ na rzeczywistość. Poza tym dziennikarze jako grupa są dużo bardziej aroganccy niż politycy, więc nam jeszcze trudniej się przyznać, że coś się z nami dzieje.
Głośno w tym roku było także o House of Cards, serialu, gdzie nie brakuje zarówno polityków, jak i dziennikarzy.
- Mnie się House of Cards bardzo podoba, ale zawsze podkreślam, że to jest – tylko – remake fantastycznego brytyjskiego serialu o tym samym tytule. Nie wydaje mi się też, że podobnie jak w pierwowzorze, było tam jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistości. To świetna, ale zupełnie nieprawdopodobna historia. Polityka nie funkcjonuje w taki sposób, jak pokazano to w tym serialu.
Newsroom w drugim sezonie też zaczyna od tej rzeczywistości odchodzić. Dziennikarze "News Night" donoszą w nim o zbrodni wojennej, jakiej dopuścili się na Bliskim Wschodzie amerykańscy żołnierze. Jak się szybko okazuje, informacja ta była nieprawdziwa, a ACN szybko musiało przeprosić swoich widzów. Podobna sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku w "Rzeczpospolitej".
- Stara zasada dziennikarska mówiąca o tym, że trzeba mieć przynajmniej dwa potwierdzone źródła informacji, zanim zdecydujemy się ją opublikować, jest już dawno nieaktualna. Nikt tego już nie przestrzega, nigdzie. Pośpiech za newsem, 24-godzinny cykl informacyjny - to wszystko powoduje, że dużo łatwiej jest w tym wyścigu popełniać błędy. To właśnie Sorkin obnaża w drugim sezonie.
[image-browser playlist="588202" suggest=""]Bartosz Węglarczyk - dziennikarz i prezenter telewizyjny. Zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej", prowadzący "Dzień Dobry TVN". Uwielbia kino i telewizję. Wraz z Kingą Rusin był w 2009 roku nominowany za poranki w "Dzień Dobry TVN" do nagrody MediaTory. Został nagrodzony przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich Nagrodą im. Kazimierza Dziewanowskiego za artykuł "Przez pięć kręgów" opisujący kampanię w USA na rzecz wejścia Polski do NATO.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat