Postapokalipsa i groza po polsku. Pierwsze wrażenia z Cronos: The New Dawn
11 lipca udałem się do Huty im. T. Sendzimira w Krakowie, gdzie miałem okazję przedpremierowo zapoznać się z początkiem gry Cronos: The New Dawn. Około dwugodzinny pokaz rozgrywki rozbudził mój apetyt na więcej.
11 lipca udałem się do Huty im. T. Sendzimira w Krakowie, gdzie miałem okazję przedpremierowo zapoznać się z początkiem gry Cronos: The New Dawn. Około dwugodzinny pokaz rozgrywki rozbudził mój apetyt na więcej.

Bloober Team znane jest przede wszystkim z horrorów, choć niektórzy bardziej złośliwi gracze mogą skłaniać się ku określaniu ich mianem „symulatorów chodzenia”. W ostatnich latach krakowskie studio dostarczyło na rynek produkcje utrzymane w klimatach grozy, w których gameplay ograniczał się głównie do eksploracji i przeszukiwania szuflad — od czasu do czasu przerywanej jumpscare’ami. Tak wyglądała rozgrywka m.in. w Layers of Fear czy Observer. Ich nowe dzieło, Cronos: The New Dawn, idzie jednak w zupełnie innym kierunku. To pełnoprawny survival horror w stylu najpopularniejszych przedstawicieli gatunku, takich jak Dead Space, The Evil Within czy kultowa seria Resident Evil. Co to oznacza? Ano to, że potwory pojawiają się znacznie częściej, a główna bohaterka może się przed nimi skutecznie bronić. Nie jest to jednak gra akcji — amunicji zazwyczaj mamy "na styk", a medykamenty i inne cenne przedmioty są tu na wagę złota.
Akcję Cronosa osadzono w postapokaliptycznej rzeczywistości, po katastrofalnym wydarzeniu znanym jako Zmiana, w wyniku którego na Ziemi pojawiły się monstra rodem z najgorszych koszmarów. Główną bohaterką jest Podróżniczka — agentka tajemniczego Kolektywu — która przemierza zarówno przyszłość, jak i przeszłość, poszukując kluczowych osób, które zginęły w czasie apokalipsy. Brzmi to całkiem intrygująco, choć muszę uczciwie przyznać, że podczas ogrywanego przeze mnie fragmentu niewiele dowiedziałem się o samej historii. Wyglądało to tak, jakby Bloober trzymał asy w rękawie i nie zamierzał zbyt wiele zdradzać. Fundament wydaje się solidny — a jak będzie dalej, przekonamy się po premierze.
Już na tym etapie dało się odczuć fantastyczną, choć ciężką i niepokojącą atmosferę. To jedna z tych gier, w których zagrożenie może czaić się dosłownie za każdym rogiem. Wraz z bohaterką czujemy się zaszczuci i nie wiemy, czego się spodziewać w ciemnych korytarzach czy zakamarkach. Wrażenie to potęgują umiejętna gra światłem, cieniem oraz dźwiękiem, a całość uzupełnia muzyka skomponowana przez Arkadiusza Reikowskiego, idealnie wpisująca się w retrofuturystyczny klimat gry. Nie sposób nie zwrócić również uwagi na „swojskość” Cronos: The New Dawn. Twórcy z Bloober Team ponownie podkreślili swoje krakowskie korzenie — w grze znajdziemy sporo znajomo wyglądających widoków, a także tabliczki w języku polskim. Nie bez powodu przedpremierowy event zorganizowano w Hucie im. Tadeusza Sendzimira — to jedno z miejsc, które zainspirowały studio.
A jak wypada sama rozgrywka? Bardzo solidnie! Po materiałach promocyjnych trudno było ocenić, jak zostanie ona zbalansowana, ale wydaje się, że deweloperzy trafili w złoty środek. To nie jest ani symulator chodzenia, ani typowa strzelanka. Choć walk nie brakuje, Podróżniczka to zdecydowanie nie Doom Slayer, a każde starcie może zakończyć się brutalną śmiercią bohaterki. Mechanika strzelania jest poprawna, choć dwie bronie, które miałem okazję przetestować, były dość standardowe i daleko im do ikonicznego Plasma Cuttera z Dead Space. Nie zabrakło jednak pewnych urozmaiceń — przytrzymanie spustu pozwala na wykonanie alternatywnego, potężniejszego strzału.
Podczas walk nieco doskwierała mi ograniczona mobilność protagonistki. Nie porusza się zbyt szybko, nie dysponuje też żadnymi defensywnymi manewrami. O blokowaniu ataków czy unikach w stylu „rolki” z Soulsów można zapomnieć. Z czasem jednak przywykłem do tego rozwiązania, a nawet zrozumiałem jego sens. Ma on uzasadnienie z dwóch powodów: kombinezon bohaterki wygląda na bardzo masywny i zdecydowanie nie sprzyja sprintowi ani skokom, a rozbudowanie walki o typowe dla gier akcji elementy mogłoby odebrać Cronosowi część jego grozy i powagi. Bo jak bać się potworów, przed którymi uciekamy, tarzając się po podłodze?
Gra szybko daje do zrozumienia, że celne oko i szybkie palce to kluczowe elementy potrzebne do przetrwania. Ważne jest też umiejętne zarządzanie ekwipunkiem. Jego pojemność jest mocno ograniczona, a zwiększamy ją dopiero z czasem. Często stajemy przed trudnymi wyborami: zabrać więcej amunicji czy leczniczą miksturę? Bez tej pierwszej możemy być bezbronni, a druga może uratować życie w krytycznym momencie. Wszystko to działa bardzo dobrze w połączeniu z dość wysokim poziomem trudności — Cronos: The New Dawn potrafi skutecznie podnieść ciśnienie. W momentach, gdy na ekranie pojawia się kilku przeciwników, trzeba błyskawicznie analizować sytuację i podejmować decyzje w ułamku sekundy. Miałem jednak wrażenie, że momentami zawodziła sztuczna inteligencja. W kilku fragmentach zauważyłem, że wrogowie głupieją, gdy zaczyna się krążyć wokół przeszkód terenowych. Gdy monstra próbowały dogonić bohaterkę, ja mogłem spokojnie je eliminować — bez większego ryzyka.
Powyższy opis może sugerować, że Cronos to klasyczny survival horror, jakich wiele na PC czy konsolach, ale gra oferuje ciekawe urozmaicenie. Promowana jest hasłem „don't let them merge” („nie pozwól im się połączyć”), które odnosi się do kluczowej mechaniki. Potwory mogą pochłaniać martwe ciała i w ten sposób wzmacniać się, zyskując nowe umiejętności i stając się znacznie groźniejsze. Mutacjom można zapobiegać, paląc zwłoki, ale paliwo do miotacza ognia również jest mocno ograniczone, co zmusza do kombinowania i jeszcze bardziej podkreśla znaczenie rozsądnego gospodarowania zasobami.
Cronos: The New Dawn po tym krótkim fragmencie — trwającym około dwóch godzin — zapowiada się naprawdę obiecująco. Rozgrywka trzyma w napięciu, fabuła może okazać się bardzo ciekawa, a atmosfera jest duszna — nawet gdy na ekranie nie widać żadnych potworów. Całość wygląda i brzmi dobrze, a zabawa już teraz wydaje się dopracowana. Nie natknąłem się na żadne poważniejsze błędy czy techniczne mankamenty, poza jednorazowym wyrzuceniem do systemu — co zresztą zostało odnotowane przez obecnych na miejscu twórców i najpewniej zostanie poprawione przed premierą gry.




naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1941, kończy 84 lat
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1958, kończy 67 lat

