EMMY 2014: Żarty się skończyły
Tegoroczną galę Emmy zdominowało nie tylko Breaking Bad, ale też poważna atmosfera.
Tegoroczną galę Emmy zdominowało nie tylko Breaking Bad, ale też poważna atmosfera.
Rozdanie nagród Emmy to coroczne święto telewizji. Czas zakończeń, czas podsumowań, czas wyróżnień. Obojętnie, czy zgadzamy się z wyborami Akademii i czy również przyznalibyśmy najważniejsze statuetki Breaking Bad i Współczesnej rodzinie zamiast Detektywowi i Orange Is the New Black. Prawdopodobnie wszyscy możemy zgodzić się co do dwóch rzeczy: za nami kolejny świetny rok w telewizji i bardzo przeciętna gala.
Emmy co roku emitowane są na innej stacji (w ten sposób chce podkreślić się obiektywność nagród), a co za tym idzie kto inny decyduje o tym, jak ceremonia ma wyglądać. Kluczowy zawsze jest wybór prowadzącego – osoby, która nada odpowiedni ton uroczystości i sprawi, że zarówno uczestnicy siedzący w Nokia Theatre, jak i widzowie przed telewizorami, będą się nudzić jak najmniej. Stacja oczywiście w roli konferansjera wystawia jakąś swoją znaną twarz. Przed laty CBS wybierało na przykład Neila Patricka Harrisa (How I Met Your Mother), FOX Ryana Seacresta ("American Idol"), ABC Jimmy’ego Kimmela ("Jimmy Kimmel Live!"). W tym roku gala spoczywała w rękach NBC, kanału od zawsze kojarzonego z tzw. late night – wieczornymi programami typu talk show. Ich gospodarze to jedne z największych telewizyjnych gwiazd. Całkiem niedawno w "The Tonight Show" Jimmy Fallon zastąpił Jaya Leno, a "Late Night" po tym pierwszym przejął Seth Meyers. Fallon w roli gospodarza najstarszego i najbardziej prestiżowego programu tego typu radził sobie znakomicie, dzień w dzień udowadniając włodarzom stacji, że podjęli właściwą decyzję (kiedyś Jaya Leno próbował zastąpić Conan O’Brien, co zakończyło się fiaskiem). "The Tonight Show" stało się hitem w serwisie YouTube, królowało w serwisach społecznościowych, a oglądalność poszybowała w górę. Dlatego też NBC na prowadzącego gali Emmy postanowiło wybrać… Setha Meyersa.
Czytaj także: Rozdano Emmy 2014
Podczas ceremonii Meyers poradził sobie tak jak w swoim "Late Night" – co najwyżej przeciętnie. O ile jednak na stworzenie własnego talk show od zera potrzeba sporo czasu i jego dość nierówny poziom jest tym samym poniekąd usprawiedliwiony (Jay Leno i David Letterman też rozkręcali się długo, Fallon rozkwitł dopiero w "The Tonight Show"), to jakiekolwiek "badanie terenu" jest niedopuszczalne. Po jednym z mniej udanych dowcipów prowadzący sam świetnie przyznał: "Żarty są jak nominowani, nie wszystkie wygrywają." W scenariuszu gali tych zwycięskich gagów było zaś nadzwyczaj mało.
Oczywiście, bardzo dobrze wybrano kierunek - dostrzeżono pewne kuriozalne fakty czy paradoksy dotyczące nagród i rozprawiono się z nimi na scenie. Żaden z żartów nie miał solidnej puenty, która sprawiłaby, że publiczność śmiałaby się dłużej niż dwie sekundy. Niektóre dowcipy wydawały się już nieco zbyt przemielone. Ciekawie jest się pośmiać z polityki zgłaszania dramatów jako komedii i seriali jako miniseriali, ale ile jeszcze będziemy śmiać się z tego, że w Grze o tron co chwilę ktoś ginie?!
Czytaj także: Ulubione sceny z "Breaking Bad"
To nie tak, że publiczność nie dopisała, bo wystarczy, że na scenie pojawił się Jimmy Kimmel i od śmiechu nie mógł powstrzymać się sam Matthew McConaughey, z którego prezenter żartował. Równie znakomicie poradził sobie Ricky Gervais, odczytując swoje podziękowania, pomimo tego że statuetki nie zdobył. Nawet Jimmy Fallon miał chwilę, żeby dwa razy na scenie zabłysnąć. Gdzie był Seth Meyers? Po monologu początkowym słuch o nim zupełnie zaginął.
Całe szczęście, że jak zwykle nie zabrakło tradycyjnych przeoczeń, zasłużonych zwycięzców i kilku niespodziewanych decyzji. Gdyby nie to, przez te trzy godziny już w ogóle nie dałoby się przebrnąć.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1961, kończy 63 lat
ur. 1959, kończy 65 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1962, kończy 62 lat