

Amelia Figiela: LARP to bardzo ciekawy film i twój pełnometrażowy debiut w głównej roli – gratulacje. Czy wcześniej miałeś styczność z LARP-ami? Brałeś w nich udział, czy znałeś je tylko z opowieści?
Filip Zareba: Wiedziałem, czym jest LARP, ale nie brałem udziału w wydarzeniach organizowanych na dużą skalę. Kameralnie LARP-owaliśmy ze znajomymi: przebieraliśmy się za postacie z uniwersum Wiedźmina i improwizowaliśmy – LARP to w końcu teatr improwizowany dla siebie, a nie dla widowni. Nawet w przedszkolu można powiedzieć, że LARP-owałem. Bawiliśmy się w „Czterech pancernych i psa” i tablica interaktywna była naszym czołgiem Rudy 102.
Czytaj także: LARP - recenzja filmu
Reżyser Kordian Kądziela wspominał, że nikt z obsady raczej nie miał większego doświadczenia z LARP-em. A jak było u ciebie – czy te wcześniejsze próby dały Ci jakieś wyobrażenie o tym świecie, czy wszystko odkrywałeś dopiero na planie?
Nie nazwałbym tego dużym doświadczeniem. To były raczej kameralne zabawy, a w filmie moja postać, Sergiusz, traktuje to bardzo poważnie — ma dopracowany kostium, perukę, uczestniczy w LARP-ach organizowanych na wielką skalę.
Jak wyglądało twoje przygotowanie do roli Sergiusza? Czy próbowałeś jeszcze przed zdjęciami wejść w środowisko LARP-owe, czy raczej opierałeś się na własnych sposobach budowania postaci?
Niestety nie miałem okazji. Wtedy kończyłem szkołę i po prostu brakowało czasu. W Polsce mamy mniej przestrzeni na przygotowanie roli niż np. w Hollywood, ale to też w porządku — kluczowe było dla mnie zrozumienie, co Sergiusz robi w danej scenie i z czym do niej wchodzi. Bartek Topa nauczył mnie też takiego „rozgryzania kwestii” między dublem. Do roli stworzyłem playlistę postaci na Spotify — z muzyką z „Wiedźmina 3”, Matą, Mac DeMarco i najważniejszą piosenką: „Heleną” My Chemical Romance. Pracowałem też nad „bryłą” Sergiusza — chciałem, żeby był introwertyczny, schowany, inspirowałem się moim kuzynem, który taki właśnie był w naszym wieku. Dzięki temu Sergiusz jest trochę niezdarny, ale uroczy, a w odpowiednich momentach potrafi się otworzyć.
W filmie jest wiele różnych tonów – od scen walki w pełnych kostiumach i fantastycznych sceneriach po emocjonalne momenty z Heleną czy ojcem bohatera. Które z tych doświadczeń były dla ciebie ciekawsze albo bardziej wymagające?
Wszystkie miały coś wyjątkowego. Sceny walki były bardzo immersyjne, przygotowywaliśmy się z choreografami, kaskaderami, uczyłem się machać mieczem, strzelać z łuku. To było kosmiczne doświadczenie. A sceny emocjonalne były równie ważne — bo przez ten film konfrontowałem się z rzeczami, z którymi prywatnie nigdy się nie skonfrontowałem. Najbardziej lubiłem krótkie momenty, kiedy miałem tylko jedno czy dwa słowa do powiedzenia — to paradoksalnie najtrudniejsze aktorsko.
Sergiusz w filmie przechodzi drogę od niepewnego chłopaka, wyśmiewanego przez otoczenie, do kogoś, kto znajduje siebie i swoją pewność. Znalazłeś w tej postaci swoje własne doświadczenia?
Zdecydowanie tak. Może nie w takiej skali, żeby ktoś we mnie rzucał jedzeniem, ale też byłem wyśmiewany, robiono mi psikusy. Łatwo się wzruszałem i inni to wykorzystywali. Zamiast się konfrontować, obśmiewałem to i przygotowywałem kolejne żarty. To był mój pancerz. Dla Sergiusza pancerzem jest LARP, dla mnie — aktorstwo. Wcielanie się w różne postacie daje mi poczucie ulgi, że niektóre emocje mogę przepracować poprzez role.
Wiem, że muzyka jest ci bardzo bliska, tworzysz też własne utwory. Czy twoja twórczość muzyczna przenika do aktorstwa?
Bardzo. Nie mógłbym żyć bez muzyki. Pod pseudonimem Stiopa publikuję swoje kawałki na Spotify — to takie strumienie świadomości. Muzyka w moim życiu jest wszędzie, nawet w dyplomie w AST napisałem musicalową scenę, a moim marzeniem jest wyreżyserować musical. Do LARP-a też planuję stworzyć piosenkę „Helena” jako Sergiusz i wrzucić ją na Spotify w wersji lofi.
Byłeś już na premierze LARP-a? Jaki był twój odbiór i pierwsze reakcje widzów?
Tak, pierwszy raz zobaczyłem film dopiero na premierze. Nie lubię siebie oglądać, jestem bardzo krytyczny, ale muszę przyznać — ten film jest piękny. Działa forma, działa świat, działa komedia i dramat. Jestem szczęśliwy, że jesteśmy w konkursie głównym FPFF. Od premiery spływa do mnie mnóstwo pozytywnych opinii — ludzie są zaskoczeni, że w polskim kinie można zrobić coś takiego.
A co na to sami LARP-owcy, którzy są naturalnie najważniejszym odbiorcą tego filmu?
Byli obecni na premierze, część z nich wystąpiła nawet w filmie jako statyści. Zorganizowali performance’y, przyszli na afterparty w strojach. Byli wzruszeni i zadowoleni, że LARP został pokazany w filmie w sposób rzetelny. To był kredyt zaufania, mogli się przecież odwrócić i powiedzieć „nie ufamy wam”. A jednak dali nam zielone światło i dziś są dumni.
Myślisz, że widzowie będą przychodzić do kina w cosplayach, tak jak na „Barbenheimer”?
Był „Barbenheimer”, teraz będzie „LARP”. Mam nadzieję, że tak!
W filmie grasz Sergiusza, który sam wciela się w rolę elfa. Jak wyglądało dla ciebie takie podwójne granie — rola w roli?
Kostium bardzo mi pomógł. Sergiusz na co dzień nie wie, co zrobić z rękami, jest niezdarny, zamknięty. Ale kiedy zakłada zbroję i bierze łuk, nagle dostaje „ego boosta”. Jego ciało i ruchy się zmieniają, nabiera pewności. Ale pod spodem to nadal Sergiusz — tylko z pancerzem i większą siłą.
Na koniec odejdę od tematu LARP-a, bo chciałabym też zapytać cię o serial 1670 co na pewno wielu też ciekawi. W drugim sezonie przejąłeś tam rolę Stanisława po innym aktorze. Jak wyglądało dla ciebie wejście w taką sytuację – granie postaci, którą widzowie już znali – i czy czułeś presję związaną z tym, jak zostanie to przyjęte przez fanów?
To było bardzo stresujące. Nie wiedziałem, na ile mogę sobie pozwolić, szczególnie grając obok tak doświadczonych aktorów jak Bartek Topa czy Kasia Herman. W pierwszym sezonie postać Stanisława, grana przez Michała Balickiego, nie miała wielu emocjonalnych scen, a w drugim sezonie było ich sporo. Musiałem znaleźć własny ton. Reżyserzy dali mi wolność i wsparcie — mówili, że ta postać ma być moja. Stopniowo nabierałem odwagi. Było to spełnienie marzeń, ale też ogromne wyzwanie. Ostatecznie postanowiłem podejść do roli tak, jak Stanisław podchodzi do relacji z ojcem: z poczuciem, że nie do końca wie, jak sprostać oczekiwaniom, ale mimo wszystko próbuje.

