

LARP. Miłość, trolle i inne questy to zaskoczenie pod każdym względem, ale przede wszystkim zadziwia tym, jak mocno jest to popkulturowy film w pozytywnym sensie. Polskie kino rzadko czerpie z popkultury i do niej nawiązuje, a ten film stawia to za fundament i punkt wyjścia do opowiadania historii. Każdy, komu kultura popularna (szczególnie fantasy) jest bliska, może poczuć, że uśmiech nie schodzi z twarzy, a w sercu jest takie przyjemne ciepło. Tak naprawdę od napisów początkowych zabawa konwencją, formą i kulturą popularną jako taką jest przemyślana, potrzebna opowieści, ale zarazem nie jest nachalna czy przesadzona. Za przykład podam napisy początkowe, które wykorzystują do przedstawienia nazwisk stworzone okładki książek fantasy, które wyraźnie inspirowane są tymi z lat 80. w stylu legendarnego Conana Barbarzyńcy autorstwa Franka Frazetty. Taki początek potrafi od razu wprowadzić w coś, czego w rodzimym kinie nie widzieliśmy, a co w Hollywood nie jest rzadkością. Zarazem zrobić to ze smakiem, klasą i pomysłem, który wywołuje dobre emocje.
Tytułowy LARP, czyli terenowe gry RPG, w których uczestnicy wcielają się w postaci z fantasy, jest tutaj kluczową częścią fabuły, bo to pasja głównych bohaterów. A reżyser Kordian Kądziela (1670) wykorzystuje motyw do pokazania potęgi wyobraźni, jak i emocjonalnej podstawy fabuły. Gdy bohaterowie są w swoim świecie, widzimy epickie sceny walk z orkami, z magią i przygodą nakręconą z wprawą i jakością, a kiedy czar pryska, od razu postacie mają tańsze domowe kostiumy i wszystko jest zwyczajne. Jednakże opowiadanie historii o młodych ludziach i ich problemach z wykorzystaniem takiego motywu jest nad wyraz trafne i ważne; każdy ma swój świat, do którego ucieka z różnych przyczyn, gdy rzeczywistość nie jest tak fajna, jak powinna. Jest w tym sporo zabawy schematami i stereotypami; nawet kiedy pojawia się bogaty osiłek nękający w szkole, pada wyjaśnienie, że zobaczył, że tak robią w amerykańskich filmach, więc teraz też rzuca w ludzi jedzeniem. To wszystko nabiera innego znaczenia w tej konwencji i widać, że jest na to określony pomysł, który korzysta z tych wszystkich elementów jako dobrze przygotowanych narzędzi do opowiadania historii.
Jest w tym dużo przygody, czasem bardzo specyficznych surrealistycznych pomysłów wywodzących się z wyobraźni, ale wszystko ma cel: przemiana bohatera, by zdobyć miłość. Wiem, brzmi banalnie, ale jest tak dalekie od tego, jak to możliwe. Kądziela operuje tymi schematami gatunkowymi z wprawą doświadczonego szachisty, wykorzystując popkulturowe elementy i personę wojowniczego elfa głównego bohatera, by nadać temu wartości, fajnego klimatu i wesołej konwencji. Wszystko wyważone, przemyślane i trafiające w odpowiednim miejscu w czułe struny. To wywołuje emocje, urok i potrafi zaangażować. Ta budowa uczucia jest w pewnym sensie dość specyficzna, ale przekonuje, działa i zmusza do myślenia swoim morałem.
Film ma szalone pomysły, jakich w polskim kinie nie widziałem, a do tego bawi się wszelkimi zasadami konwencji na całego. Jednak to w pewnym sensie jest ta pierwsza warstwa: przygoda, humor, problemy młodych ludzi i popkulturowy klimat fantasy. Jednocześnie jest w tym wiele poważniejszych i trudniejszych treści: relacja syn–ojciec, brak wzajemnego zrozumienia, radzenia sobie z traumami i problemami, a przede wszystkim pokazuje, jak społeczne normy robią z ludzi kogoś, kim nie są. Jest jedna scena pomiędzy ojcem i synem (obaj przeżywający wciąż żałobę po śmierci żony i matki), która potrafi wzruszyć. Szczerze, dosadnie, bez przekombinowania i manipulacji widzem.
Larp. Miłość, trolle i inne questy to piękny film, który oglądałem cały czas z radością i uśmiechem. Trochę szalona zabawa konwencją, która może kojarzyć się z 1670, ale jednocześnie zupełnie inna. Film bawi, wzrusza i pozostawia z myślą: może ja też powinienem zostać elfickim wojownikiem.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

