P.J. Byrne i Max Casella: „Nikt się nie przejmował konsekwencjami” – rozmowa z gwiazdami serialu Vinyl
O współpracy z Martinem Scorsese, przemyśle muzycznym oraz paleniu opowiadają P.J. Byrne i Max Casella, grający w serialu HBO Vinyl.
O współpracy z Martinem Scorsese, przemyśle muzycznym oraz paleniu opowiadają P.J. Byrne i Max Casella, grający w serialu HBO Vinyl.
Z parą aktorów, którzy w serialu HBO Vinyl odtwarzają postacie z przemysłu muzycznego lat siedemdziesiątych, rozmawia Kamil Śmiałkowski.
Rozmowa miała miejsce kilka tygodni temu w nowojorskim biurze HBO. Mała sala konferencyjna na przedostatnim piętrze z widokiem na panoramę Manhattanu. Tak właśnie czekałem na kolejnych aktorów z serialu Vinyl. P.J. Byrne i Max Casella weszli i od razu miało się wrażenie, że to po prostu ich teren, ich biuro.
Max Casella: Fajny widok, co?
P.J. Byrne: Skąd przyjechałeś?
Kamil Śmiałkowski: Z Polski.
M.C.: Kawał drogi. I tak tu siedzisz... Dali ci coś w ogóle do jedzenia? Wiesz, P.J. i ja mamy kontakty, możemy ci coś załatwić.
P.J.B: Jeden telefon. Powiedz, na co masz ochotę.
Nie, dzięki. Już jadłem.
M.C.: OK. To o czym rozmawiamy?
P.J.B: Może o chińskim rynku. Tam się teraz dzieje.
To wszystko przez ceny ropy.
P.J.B.: Tak. Dokąd ten świat zmierza?
M.C.: Mamy takiego doradcę finansowego, który mówi, że będzie jeszcze ciekawiej.
Może jednak przejdźmy do Vinylu. Świetnie bawicie się tu i teraz swoimi postaciami, ale chciałem też spytać o realizację. Obaj wcześniej współpracowaliście już z Martinem Scorsese, ale przy filmach kinowych. Czy przy serialu było inaczej?
M.C.: Tu trochę inaczej rozkłada się akcenty. Zagrałem w trzech filmach Scorsese, ale to były drobne role. P.J. miał znacznie większą w The Wolf of Wall Street. Dla mnie wcześniejsze doświadczenia były jak szybkie wizyty - wchodzę i wychodzę. Mam jeden, dwa dni zdjęciowe, a tu czuję, że jestem po prostu częścią znacznie większej machiny. To w końcu serial HBO. Wracamy na plan kolejnych odcinków. Mamy czas rozwijać swe postacie. Oczywiście jest też znacznie więcej okazji, by coś sp....yć.
P.J.B.: To sobie oczywiście będziesz musiał wypikać już w swoim języku.
M.C.: Przecież mogę powiedzieć „sp....yć”.
P.J.B.: Możesz, a on będzie musiał to wypikać. Tak to działa. Ale nawiązując do nadużywania słowa „p....yć”. Wilk z Wall Street był świetną zabawą. Czuliśmy się jak na niekończącej się imprezie. Co jakiś czas miałem wątpliwości. Czy to jest prawdziwa praca? Czy ja mogę tak mówić, tak zachowywać się i ktoś mi za to zapłaci? Super. Tym chętniej wróciłem do pracy ze Scorsese przy tym projekcie. Gdy usłyszałem, że chodzi o Nowy Jork, lata siedemdziesiąte, przemysł muzyczny... no kto by odmówił? Z każdą minutą rozmowy tylko bardziej się nakręcałem. HBO, Scorsese, Terrence Winter, Mick Jagger... Do dziś nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
Jak ta trójka zachowywała się na planie?
M.C.: Świetnie współpracowali. Wcześniej musieli sobie wszystko dokładnie przedyskutować, tu po prostu wiedzieli, czego chcą, i wszyscy trzej chcieli dokładnie tego samego. To była czysta przyjemność.
P.J.B.: Wielką zaletą Martina na planie filmowym jest sposób, w jaki komunikuje się z aktorami. To drobne sugestie, ale takie, które trafiają do wyobraźni. Pamiętam, jak pierwszego dnia zdjęć podszedł do mnie i powiedział: „P.J., chciałbym, żebyś to zagrał tak, jakbyś był Margaret Thatcher, która odbiera Oscara”. Absurd, ale ja już dokładnie wiedziałem, o co chodzi. I ruszyliśmy.
M.C.: Scorsese wybiera z tego, co grasz, to, co mu się podoba, i ciągnie w tę stronę. Nie krytykuje cię, ale szuka pozytywów. Woła na planie: „Dobrze, świetnie, tak, więcej, więcej, jakkolwiek nazwać to, co właśnie robisz, chcę tego więcej!”. Czujesz się wtedy naprawdę zaangażowany. Chcesz dawać więcej. To takie wzorcowe mikrozarządzanie. Chce ci się grać jeszcze lepiej.
P.J.B.: Większość aktorów, którzy przy okazji takich wywiadów opowiadają ci, jak świetnie pracowało się na planie, wciska ci kit. Gadają pierdoły, bo za to im płacą, ale my mówimy prawdę. Serio.
A skąd mam wiedzieć, czy też nie oszukujecie?
M.C.: Bo jesteśmy szczerzy. Gdyby było źle na planie, to by wyszedł zły serial. I przecież powiedzieliśmy od razu...
P.J.B.: A ty byś tu w ogóle nie przyjeżdżał.
Jak przygotowywaliście się do swoich ról?
P.J.B.: Oczywiście słuchaliśmy mnóstwo muzyki. Ja zacząłem wreszcie kojarzyć niektóre piosenki z nazwami zespołów.
M.C.: Ale to przecież nie tylko muzyka. To przede wszystkim wiedza o całym przemyśle muzycznym. Naprawdę nie miałem pojęcia, jakie to wtedy było przerażająco skorumpowane środowisko. Każdy każdemu płacił, we wszystko była zaangażowana mafia. To mroczna strona muzyki, z której mało kto sobie zdaje sprawę.
P.J.B.: To były niebezpieczne czasy. Żadnych reguł, wszyscy brali narkotyki, muzyka była intensywna do bólu. Ciekawe, ale naprawdę groźne. Nikt się nie przejmował konsekwencjami.
M.C.: I spójrzmy, co nam po tym zostało. Świetna muzyka, świetne filmy. To była dekada, która wywarła na nas wielki wpływ.
P.J.B.: Ale ciuchy były żenujące. Fryzury także...
A co z paleniem? Na ekranie wciąż palicie...
P.J.B.: Zgadza się. Chyba nie mam w tym serialu sceny, w której nie mam w ręce papierosa. Jakoś to trzeba było przetrwać.
M.C.: To palenie było obrzydliwe. Wszystkie ciuchy przesiąkły nam tym smrodem. W sumie i tak były brzydkie, więc nie żal, ale namęczyliśmy się bardzo.
P.J.B.: Ale to dla sztuki. Czego się nie robi dla sztuki. Pamiętam, że wstawałem rano z takim kaszlem...
M.C.: Ale wtedy faktycznie tak się paliło. Mój ojciec był aptekarzem i dymił jak smok, stojąc za ladą...
Co byście przywrócili z tamtych czasów?
P.J.B.: Podobały mi się damskie obcasy. Dziś już takich nie ma. I naprawdę żałuję.
M.C.: A ja jednak bym przywrócił muzykę. Była niesamowita. Mam jedenastoletniego syna, a muzyka, której on słucha, to jakieś g...o. Serio. Pytam go: „Naprawdę to ci się podoba?”, a on: "To jest super!". To pewnie kwestia pokoleniowa. Nasi rodzice marudzili na Rolling Stonesów. I tak już pewnie będzie zawsze.
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat