Rocznica premiery Sherlocka. Na czym polega fenomen serialu?
25 lipca 2010 roku wyemitowano pierwszy odcinek Sherlocka, miniserialu stacji BBC. Od tamtego dnia minęło dokładnie 6 lat, warto więc cofnąć się w czasie i powspominać początki fanowskiego szaleństwa, które rozpętało się wokół tej produkcji.
25 lipca 2010 roku wyemitowano pierwszy odcinek Sherlocka, miniserialu stacji BBC. Od tamtego dnia minęło dokładnie 6 lat, warto więc cofnąć się w czasie i powspominać początki fanowskiego szaleństwa, które rozpętało się wokół tej produkcji.
Należę do licznego grona fanów, którzy niestety nie są z Sherlock od samego początku. W 2010 roku bardziej interesowało mnie namiętne oglądanie anime niż jakieś brytyjskie seriale (anime zresztą wciąż oglądam pasjami). Świadomość, że istnieje taki serial, owszem, była, ale do obejrzenia skutecznie zniechęcały mnie zdjęcia promocyjne. Chyba każdy fan zgodzi się, że dopiero od trzeciego sezonu da się na zdjęcia promocyjne Sherlocka patrzeć bez zgrzytania zębami. Te z pierwszego sezonu wywoływały we mnie jedynie reakcję "ale dziwny ten facet, co gra Sherlocka". Na tym stanęło i długo nie zanosiło się na jakąkolwiek zmianę. Do czasu oczywiście.
Sherlock po pierwszym sezonie nie tylko nie został skasowany, ale wręcz stał się najlepszym towarem eksportowym BBC. Steven Moffat, producent i scenarzysta tego miniserialu, nieraz mówił dziennikarzom, że wraz z Markiem Gatissem (drugim głównym scenarzystą) nie spodziewał się takiego sukcesu. Obaj uznali ten projekt za dość ryzykowny i liczyli się z krytyką. Niech dowodem będzie pilot, Studium w różu, który od właściwego odcinka bardzo się różni - zarówno długością, obsadą, tempem akcji, jak i klimatem. Warto go obejrzeć, ponieważ widać jasno, co nie zagrało i co zmieniono – oczywiście na lepsze. A gdyby ktoś mnie zapyta, co w pilocie jest najzabawniejsze i słusznie to usunięto, odpowiem – scenę z Sherlockiem na dachu, niczym Batman…
Na nominacje i nagrody także przyszedł czas, choć warto teraz wspomnieć słowa Stevena Moffata:
To dziwne, bo w tamtych czasach [pisania scenariusza] nie wiedzieliśmy, że mówimy o telewizyjnym hicie. Myśleliśmy, że mówimy o trochę niszowej serii telewizyjnej, która mogłaby dostać nagrodę w Polsce (…).
Niejeden polski fan lekko się na te słowa obruszył. Sherlock skończył z rodzimymi wyróżnieniami – już w 2011 roku został nagrodzony trzema nagrodami BAFTA, w tym za najlepszy serial dramatyczny. Nie obyło się bez statuetek dla aktorów – nagrodzony został Martin Freeman za rolę doktora Johna Watsona. Rok później BAFTĘ otrzymał Andrew Scott za genialną rolę Jima Moriarty’ego. Benedict Cumberbatch (Sherlock Holmes), praktycznie co roku nominowany do tej najważniejszej brytyjskiej nagrody filmowej i telewizyjnej, do dzisiaj nie wygrał ani razu… Na szczęście na pocieszenie otrzymał statuetkę Emmy w 2014 roku za rolę Sherlocka w trzecim odcinku trzeciego sezonu, Jego ostatnia przysięga.
Bardzo charakterystycznym dla Sherlocka elementem są naprawdę długie przerwy pomiędzy kręceniem poszczególnych sezonów (tzw. hiatus). Bycie fanem tego serialu to prawdziwa szkoła cierpliwości – co to w końcu jest dwa lata czekania na trzy odcinki, a w wypadku czwartego sezonu, który już prawie za pasem (okolice Nowego Roku) – trzy lata? Pestka! W tym przypadku chyba warto przygodę z serialem zacząć trochę później… Tak się złożyło, że pierwszy odcinek obejrzałam w lutym 2013 roku - co ciekawe, na zajęciach z nauczania języka polskiego. Tak się składa, że Studium w szkarłacie A. C. Doyle’a to dobry materiał na szkolną lekturę, którą można urozmaicić jej filmową wersją. Pomiędzy Sherlockiem Holmesem z Robertem Downeyem Jr. a klasycznym odcinkiem produkcji Granady z Jeremym Brettem pani doktor wyświetliła swoim studentkom jeszcze Studium w różu, pierwszy odcinek Sherlocka BBC. Po obejrzeniu pół godziny domagałyśmy się "Jeszcze!", w końcu stanęło na tajemniczym telefonie do Johna! Więcej nie zdążyłyśmy obejrzeć, więc dokończyłam seans w domu. Połknęłam dwa sezony w dwa dni (cliffhanger wieńczący pierwszy sezon to horror - ludzie czekali na ciąg dalszy dwa lata?!). Życie nabrało sensu, Benedict Cumberbatch nagle zrobił się piękny, a ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Na szczęście internet dostarczył masy informacji i nie do wiary – kiedyś naprawdę nie znałam tych aktorów, scenarzystów, ba, ludzi z produkcji! To w końcu istotne, jak nazywa się fryzjerka, która tak misternie układa loki Cumberbatchowi (Claire Pritchard). Albo główny scenograf (Arwel Wyn Jones)! Polecam zresztą ich konta na Twitterze – kolejnym cudownym aspektem Sherlocka jest to, że ludzie biorący udział w jego powstawaniu chętne dzielą się ciekawostkami i zdjęciami z produkcji. Pani doktor, która nam Sherlocka BBC pokazała, podziękowałam dwa lata później…
Gdybym miała powiedzieć, za co pokochałam ten serial, cóż, miałabym mały problem. To ten rodzaj miłości, która po prostu nagle się pojawia, trzyma mocno w objęciach i nie puszcza nawet po latach. Gdybym jednak musiała wymieniać, to cóż – kapitalny scenariusz. Mark Gatiss, Steven Moffat i znacznie bardziej enigmatyczny Steve Thompson napisali po prostu świetny tekst. Serial jest przezabawny, wzruszający, pełen akcji, a także tej cudownej chemii między aktorami. Benedict Cumberbatch i Martin Freeman to po prostu klasa sama dla siebie. Zresztą tam nie ma słabych aktorów. Nie można nachwalić się zdjęć i sposobu pokazania myśli Sherlocka na ekranie. Muzyka stworzona przez Michaela Price’a i Davida Arnolda urzeka (mój ulubiony motyw muzyczny to ten towarzyszący Irene Adler w Skandalu w Belgravii). Co ciekawe, to chyba jeden z tych seriali, w których najmniejszą uwagę zwraca się na… reżyserów. Ale wróćmy do dalszej historii.
W marcu 2013 roku rozpoczęło się kręcenie trzeciego sezonu, więc właściwie na nudę narzekać nie mogłam – Tumblr obfitował wręcz w zdjęcia z tzw. setlocka, czyli planu zdjęciowego Sherlocka właśnie. Tamten setlock był przebogaty w zdjęcia, fan naprawdę musiał uważać, jeżeli nie chciał zbyt zaspoilerować sobie fabuły. Dobrze w końcu coś wiedzieć, choć lepiej nie za dużo. Ja - w przeciwieństwie do wielu fanów - chciałam rozwiązanie zagadki upadku Sherlocka z dachu szpitala Barts poznać za sprawą serialu, a nie ze zdjęć z planu. Zresztą, co do tego, twórcy i tak zrobili wszystkich żądnych wiedzy podglądaczy w konia… Od tamtej pory trzeba jednak przyznać, że serial kręcony jest w dużo większej tajemnicy – zdjęć z planu odcinka specjalnego filmowanego w zeszłym roku nie było już tak wiele. Aktualny setlock też nie dostarczył fanom większej wiedzy odnośnie fabuły.
Sherlock to naprawdę specyficzny serial. Nepotyzm powinno się ganić, ale w tym wypadku wzbudza we mnie raczej śmiech. Wystarczy tylko wspomnieć, że żonę Johna, Mary, zagrała Amanda Abbington, życiowa partnerka Martina Freemana. Rodziców Sherlocka zagrali, cóż, rodzice Benendicta Cumberbatcha. W jednym odcinku przez chwilę widzimy męża Marka Gatissa, Iana Hallarda. W innym z kolei byłą dziewczynę Cumberbatcha, Olivię Poulet. Syn Stevena Moffata i Sue Vertue (także producent Sherlocka), Louis, zagrał młodego Sherlocka w Jego ostatniej przysiędze. Nie był to zresztą jego debiut - zagrał już głosem w Wielkiej grze. Pies, który zagrał Readbearda, to podobno Arthur, pies Amandy Abbington i Martina Freemana… Sherlock to naprawdę rodzinny biznes. Nie powstałby jednak, gdyby nie literacki pierwowzór.
Aluzje do opowiadań Doyle’a w Sherlocku są tak liczne, że brak ich znajomości naprawdę zubaża serial. Przeczytałam 1000-stronnicowe wydanie wszystkich powieści i opowiadań o Sherlocku Holmesie w tydzień, a potem, po ponownym seansie wtedy dostępnych odcinków w liczbie sześciu, lubowałam się w odnajdywaniu takich smaczków. Serial i bez znajomości oryginału ogląda się znakomicie, ale to nie to samo, a gdyby komuś było mało, zawsze są jeszcze fanfiki. Fanfiction to nieodłączna część popkultury, niezależnie od tego, czy się je lubi, czy nie. Te dotyczące Sherlocka uznałam zresztą za idealny temat pracy magisterskiej… Wymagało to więc zapoznania się z jak największą liczbą fanfików, które, jak to często z różnoraką twórczością bywa, są kapitalne, dobre, średnie, straszne czy wręcz idiotyczne. Do dzisiaj nie mogę zapomnieć fanfika, w którym John Watson przemieniał się w nocy w dinozaura. Taka twórczość fanowska zainspirowana czymkolwiek może więc nieźle wpłynąć na psychikę… Innym jej przejawem są zresztą fanarty – nieraz tak ostre jak erotyczne fanfiki. Da się to wszystko zaakceptować, dopóki nie próbuje się ich na siłę pokazywać aktorom grającym w danej produkcji, co niestety miało miejsce w przypadku Martina Freemana kilka lat temu w programie Grahama Nortona.
Minęło sześć lat. W międzyczasie Benedict Cumberbatch stał się międzynarodową gwiazdą, był nawet w Polsce, serial został obsypany nagrodami, odbył się sherlockowy konwent w Londynie, powstał odcinek specjalny z akcją osadzoną w wiktoriańskiej Anglii, a my czekamy na czwarty sezon… Działo się wiele i jeszcze wiele przed nami. Na tegorocznym Comic-Conie w San Diego wczoraj miał miejsce panel twórców serialu, Stevena Moffata, Marka Gatissa, Sue Vertue oraz grającej Mary Amandy Abbington. Zaprezentowano zwiastun czwartego sezonu i jedno wiemy na pewno – będzie znacznie mroczniej…
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat