Seriale, które nie powinny nigdy powstać
Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Czasem oglądacie jakiś serial, jeden, dwa odcinki, czasem cały sezon i stwierdzacie, że jest to coś, na co zmarnowano pieniądze, energię mnóstwa ludzi, a przy okazji i Wy zmarnowaliście kawałek życia.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Czasem oglądacie jakiś serial, jeden, dwa odcinki, czasem cały sezon i stwierdzacie, że jest to coś, na co zmarnowano pieniądze, energię mnóstwa ludzi, a przy okazji i Wy zmarnowaliście kawałek życia.
"Camelot"
Telewizyjna ekranizacja arturiańskiej legendy - ambitnie tania, ambitnie mało sensowna i ambitnie nudna. Nie wiem, czemu aż tak źle nakręcono historię, którą trudno tak naprawdę skiepścić, ale w tym serialu nic nie grało: ani znakomici aktorzy, ani dość ciekawa koncepcja postaci Merlina (Joseph Fiennes), ani scenariusz. Podobno w ostatniej chwili serialowi ograniczono budżet, ale nie usprawiedliwia to drewnianych dialogów, braku jakiegokolwiek napięcia czy nieznośnie infantylnej postaci Artura (do tego bardzo źle obsadzonego). Można było nakręcić znakomity, wspaniały, genialny serial, bo takiego materiału jak opowieść o królu Arturze, Merlinie i Rycerzach Okrągłego Stołu nie sposób (wydawałoby się) zepsuć. Niestety – nakręcono "Camelot".
[video-browser playlist="727860" suggest=""]
"The Lone Gunmen"
Serial-nieporozumienie, który nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Mam wrażenie, że od tamtej pory obserwuję upadek Chrisa Cartera jako producenta i scenarzysty telewizyjnego (i w związku z tym mam obawy przed nowym "The X-Files" – wiem, to nie jest miejsce na takie refleksje, ale jednak…). Samotni Strzelcy, którzy bawili jako postacie pojawiające się od czasu do czasu w towarzystwie Muldera i Scully, kompletnie nie sprawdzili się w roli samodzielnych bohaterów. Odcinki były albo głupawe, albo dziwaczne, a na dodatek zupełnie pozbawione „tajemnicy”. Inaczej mówiąc – całkowicie chybiona produkcja, która nigdy nie powinna była trafić na antenę.
[video-browser playlist="727867" suggest=""]
"Joey"
Komedia ta zyskała na początku zaskakującą popularność, a nawet była nominowana do kilku nagród, ale zawdzięcza to prędzej sympatii fanów nieodżałowanych przez wielu "Friends" niż swojej rzeczywistej wartości. Fabuła (a raczej ciąg gagów) związana jest z postacią Joeya Tribbianiego, który postanawia zrobić karierę w Los Angeles. I co? Wielkie nic - i w karierze głównego bohatera, i w serialu, który jest popłuczynami po swoim sławniejszym starszym bracie. Wielki minus za powstanie tego czegoś, zwłaszcza że Matt jest dobrym aktorem. Na szczęście mamy "Episodes". A Joey już w fazie konspektu powinien wylądować w koszu.
[video-browser playlist="727870" suggest=""]
"The Tomorrow People"
Stacja The CW na szczęście powoli przechodzi ewolucję, ale jeszcze niedawno można się było natknąć na takie ich „perełki” jak "The Tomorrow People". Podróbka "Heroes" dla nastolatków, niepotrzebna od początku do końca. Scenariusz powielał klisze znane z innych seriali, takich jak właśnie wspomnieni "Heroes" czy "Bionic Woman", a nawet angielscy "Misfits". Bohaterowie byli sklonowanymi okazami amerykańskiej urody i tężyzny fizycznej – oczywiście obowiązkowo różnorodnej rasowo, a Mark Pellegrino, mimo że już nie najmłodszy i nie najprzystojniejszy, był najjaśniejszym elementem serialu. Połączenie high school drama i superbohaetrów z supermocami wyszło jak próba podania śledzia w occie z dżemem. Niestrawnie. Na darmo wydane pieniądze, niepotrzebnie stracony czas.
[video-browser playlist="727872" suggest=""]
"Gracepoint"
Na plaży w małym miasteczku zostaje znalezione ciało małego chłopca. Każdy może być zabójcą. Zaczyna się śledztwo prowadzone przez człowieka niezwiązanego z małomiasteczkową społecznością. Aktorem odtwarzającym tę rolę jest David Tennant. I nie - nie jest to serial "Broadchurch".
Trudno uwierzyć, że można chcieć zrobić serial będący niemal idealną kalką znakomitej angielskiej produkcji. Idealną do tego stopnia, że nawet aktor grający jedną z głównych ról pojawia się i tutaj. Jaki jest w tym sens? Według mnie żaden, bo chociaż "Gracepoint" jest serialem dobrym, to jednocześnie jest serialem, który nie powinien istnieć. Czym kierowali się Amerykanie, decydując się na ten remake? Naprawdę nie potrafię tego pojąć.
[video-browser playlist="727873" suggest=""]
Jak wyglądają Wasze listy seriali, które nigdy nie powinny powstać? Dajcie znać w komentarzach.
- 1
- 2 (current)
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat