Steve McQueen – słoń w pokoju
Właśnie został ogłoszony jednym z najbardziej wpływowych ludzi według magazynu "Time". Ma na swoim koncie trzy filmy poruszające trzy zupełnie odmienne tematy. Nigdy nie siedział w więzieniu, nie był ani nie zna nikogo uzależnionego od pornografii, temat niewolnictwa zna jedynie z książek, a i to niespecjalnie go rusza. Ale Steve McQueen jest twórcą bezkompromisowym. Sztuka jest dla niego wszystkim - chce, by miała ona znaczenie.
Właśnie został ogłoszony jednym z najbardziej wpływowych ludzi według magazynu "Time". Ma na swoim koncie trzy filmy poruszające trzy zupełnie odmienne tematy. Nigdy nie siedział w więzieniu, nie był ani nie zna nikogo uzależnionego od pornografii, temat niewolnictwa zna jedynie z książek, a i to niespecjalnie go rusza. Ale Steve McQueen jest twórcą bezkompromisowym. Sztuka jest dla niego wszystkim - chce, by miała ona znaczenie.
Steve McQueen urodził się 9 października 1969 roku w Londynie i tam spędził całe swoje dzieciństwo. Najpierw grał w piłkę nożną w miejscowym klubie, ostatecznie jednak zaczął większą uwagę poświęcać zajęciom ze sztuki, co pozwoliło mu dostać się do Chelsea College of Arts, a później do University of London, gdzie zainteresował się filmem. Wtedy też tworzył swoje pierwsze krótkometrażowe dzieła, za które był niejednokrotnie nagradzany. Po skończeniu edukacji przeniósł się do Nowego Jorku, ale i tam nie potrafił odnaleźć tego, co chce w życiu robić. Tisch School of Arts, szkoła, która wykształciła takie osoby jak Joel Coen, Vince Gilligan, Ang Lee, Charlie Kaufman, Martin Scorsese czy Oliver Stone, była dla McQueena zbyt dusząca, ograniczająca wolność. "Nie pozwalali rzucać kamery do góry" - powtarza w wywiadach. Ostatecznie czarnoskóry reżyser zajął się tworzeniem sztuki, która była pokazywana na wystawach w londyńskich galeriach. Krótkie czarno-białe filmy najczęściej prezentowały samego McQueena. Jego instalacje artystyczne często skupiają się na ciele – jak choćby w jego pierwszym filmie, "Bear" z 1993 roku, w którym obserwujemy dwójkę czarnoskórych mężczyzn w walecznym uścisku, czy w "Charlotte" (2004), na którym widać oko aktorki Charlotte Rampling… i nic poza tym.
Szansa na stworzenie pierwszego "prawdziwego" obrazu nadeszła dopiero w 2007 roku, gdy dostał propozycję zrobienia filmu dla telewizji Channel 4. W 2002 roku McQueen stał się znany dzięki krótkometrażowemu filmowi "Western Deep", który ukazywał nieludzkie warunki pracy w kopalni złota w Południowej Afryce, a w 2006 roku rozpoczął pracę nad "Queen and Country", czyli projektem upamiętniającym ofiary wojny w Iraku. Wybór tematu do jego pierwszego filmu pełnometrażowego, Głodu, nie był więc przypadkowy, zaś reżyser wspomina, że chciał nakręcić film o najważniejszym wydarzeniu w najnowszej historii Wielkiej Brytanii. O wydarzeniu, na którym opierało się jego dzieciństwo. Był 1981 rok, Steve miał wtedy 12 lat, Tottenham Hotspur (ulubiony klub McQueena) zdobywał Puchar Anglii, a w telewizji mówiono o Bobbym Sandsie. Po jego śmierci jeszcze dziewięć innych osób zagłodziło się na śmierć.
Film o strajku głodowym przeprowadzonym przez Irlandzką Armię Republikańską odniósł natychmiastowy sukces na najważniejszych festiwalach. McQueen został pierwszym Brytyjczykiem, który otrzymał Złotą Kamerę, czyli nagrodę dla debiutanta, a także nagrodę FIPRESCI. Podróż po festiwalach w Toronto i Wenecji została zwieńczona nagrodą BAFTA dla najlepszego reżysera. Drzwi do filmowego raju stanęły przed nim otworem.
Wybór tematu do kolejnego filmu nie jest już taki oczywisty, ale idealnie odzwierciedla podejście McQueena do tego, co robi. Pewnego dnia spotkał się z Abi Morgan, brytyjską scenarzystką, która była zachwycona jego poprzednim filmem. Rozmówczyni McQueena miała tylko godzinę, a jednak spędzili prawie cztery, rozmawiając o Internecie, łatwości dostępu do pornografii i jakie to niesie za sobą konsekwencje. W tamtym momencie reżyser zdecydował, by nakręcić film. Na kolejnym spotkaniu McQueen i Morgan napisali pierwsze dwadzieścia minut scenariusza. Channel 4 po raz kolejny zdecydował się na finansowanie, do głównych ról zostali zatrudnieni Irlandczyk i Brytyjka, czyli Michael Fassbender (który dał już popis aktorski w "Głodzie") i Carey Mulligan, jednak film został osadzony i nakręcony w Nowym Jorku. McQueen wspomina, że nikt nie chciał w Anglii z nimi o tym rozmawiać, tak jakby problem, który reżyser chciał poruszyć, nigdy nie istniał. Stany Zjednoczone były znacznie bardziej otwarte – można było spotkać się tam ze specjalistami, którzy spowodowaliby, że film stałby się wiarygodny. Bo to najbardziej denerwuje Steve’a McQueena – próba zamiecenia pod dywan problemu, który tak naprawdę już od dawna nie jest tabu. "To słoń w pokoju" – używa tego bardzo popularnego w krajach anglosaskich idiomu, by określić tematykę swoich filmów. Wstyd, aktualnie najwybitniejszy z jego filmów, stara się to pokazać z jak największą dosadnością. Ale o ile oznaczenie tego filmu przez MPAA kategorią NC–17 oraz ukazanie Michaela Fassbendera w całej okazałości w pierwszych minutach może budzić niemałe kontrowersje, o tyle z czasem film staje się bardzo subtelną historią nie o uzależnieniu od seksu i pornografii, ale o relacjach międzyludzkich i samotności. To tematy, które bardzo mocno są związane z samym McQueenem.
Samotność jest czymś, z czym reżyser zmaga się na co dzień. Od lat mieszka w Amsterdamie wraz z żoną i dwójką dzieci. Dlaczego Amsterdam? "Nikt tu nie przyjeżdża, więc nic mi nie przeszkadza" – mówi w wywiadzie dla "The Guardian". Wspomina o tym, że nie ma wielu przyjaciół, jeśli w ogóle kiedyś takowych miał, ale wcale mu to nie przeszkadza. Czarnoskóry reżyser ciągle wspomina, że najważniejsza jest dla niego praca, którą wykonuje przez cały czas – przy biurku, podczas śniadania czy spotykając się z innymi ludźmi. Poza pracą i rodziną świat tak jakby nie ma dla niego znaczenia. Widać to przede wszystkim podczas wywiadów i konferencji prasowych. We wrześniu 2013 roku pojawił się artykuł "Czy można polubić film, jeśli filmowiec jest ch**em?", odnoszący się do konferencji prasowej po pokazie Zniewolonego na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, na której McQueen był wyraźnie poirytowany pytaniami dziennikarzy i koordynatorki prowadzącej konferencję, a jego odpowiedzi były często niegrzeczne. Podobnie wyglądała sytuacja podczas pokazów filmu Wstyd, kiedy to reżyser rzekomo bardzo niemiło odnosił się do dziennikarzy. Dlatego oglądając i czytając wywiady z nim, warto zwracać uwagę na te perełki, w których nie powtarza non stop tych samych, oklepanych frazesów.
A te najczęściej można zauważyć przy promocji jego ostatniego filmu, czyli Zniewolonego, który pozwolił mu stać się pierwszym czarnoskórym zdobywcą Oscara w kategorii najlepszy film. O ile wielu dziennikarzy uważało, że obraz ten jest wielkim manifestem reżysera i historią, którą chciał przełożyć na ekran już od dawna, McQueen za każdym razem stwierdzał, że miał po prostu pomysł na film o wolnym Murzynie, który zostaje zniewolony. W ogóle nie znał historii Solomona Northupa, dopóki jego żona nie podsunęła mu "12 Years a Slave". Zresztą McQueen nigdy nie czuł się specjalnie związany z problemem niewolnictwa. Pomimo tego, że w jego pracach (jak choćby we wspomnianym już filmie "Western Deep" czy instalacji w londyńskiej galerii pod tytułem "Portret eskapisty") wielu doszukuje się tematu niewolnictwa, dla reżysera liczy się po prostu historia. Każda strona wspomnień była dla niego objawieniem, była historią, którą chciał nakręcić, tyle że ona wydarzyła się naprawdę. To jednak nie skłoniło go do tego, by zobaczyć zekranizowaną już w 1984 historię pod tytułem "Solomon Northup’s Oddysey". Dla McQueena liczyła się jego wizja i to, jaki wpływ będzie miało jego dzieło na publiczność.
A reakcje są różne – od jęków zachwytu po skrajnie negatywne opinie. W wywiadzie dla BBC dziennikarka powiedziała, że znalazła artykuł, którego autor stwierdził, że nie obejrzy Zniewolonego, gdyż takie filmy powstają dla białych liberałów, którzy po seansie mają czuć się winni. Reakcja McQueena była niesamowita – jego twarz stała się całkiem unieruchomiona, po czym wycedził przez zęby, że nie tworzy on filmów dla białych ludzi, a na koniec nerwowo się zaśmiał. Parę sekund później powiedział, że jest artystą, entertainerem, a przy tym opowiada historię niekoniecznie Stanów Zjednoczonych, ale całego świata. Opowiada historię o nas, o ludziach. Z drugiej jednak strony praktycznie nie ma dystansu do swojej własnej sztuki. Widać to choćby w nagraniu ze wspomnianej już konferencji z TIFF, a także w programie "Colbert Report", gdzie McQueen był bombardowany tekstami typu "Wykorzystujesz pracę czarnego człowieka i nic mu nie płacisz" (w odniesieniu do Solomona Northupa, który przecież od dawna nie żyje, więc nie dostaje on żadnych tantiem za prawa autorskie) – Brytyjczyk bronił się dzielnie, jednak trudno mu szło wyprostowanie mocnych żartów Stephena Colberta; wybrnął ostatecznie sformułowaniem, że jemu także niespecjalnie dużo płacą.
[image-browser playlist="583334" suggest=""]
Steve McQueen ma obecnie na swoim koncie Oscara, dwie nagrody BAFTA oraz statuetki z najważniejszych festiwali filmowych na świecie. Oczywiście nie udałoby mu się to, gdyby nie zespół, z którym tworzy kolejne filmy – mowa tu o aktorze Michaelu Fassbenderze i operatorze Seanie Bobbicie. Reżyser powtarza, że ten pierwszy jest Mickiem Jaggerem, Bobbit jest Charliem Wattsem, a on sam - Keithem Richarsem, porównując swoją ekipę do zespołu The Rolling Stones. Z Fassbenderem współpraca rozpoczęła się od castingu do Głodu, kiedy to po pierwszych przesłuchaniach McQueen stwierdził, że Michael jest zbyt zarozumiały. Ostatecznie jednak ich kooperacja stała się motorem napędowym dla nich obu i w każdym filmie McQueena występuje irlandzki aktor (pomimo tego, że scenariusz nie jest pisany pod niego). Z Seanem Bobbitem współpraca zawiązała się dużo wcześniej, już podczas niefabularnych projektów reżysera, jednak warsztat operatorski wyraźny jest przede wszystkim w dwóch pierwszych pełnometrażowych filmach McQueena – Głodzie i Wstydzie. Prawdopodobnie najbardziej charakterystycznym i znanym momentem w filmografii Brytyjczyka jest 17-minutowa jednoujęciowa scena rozmowy między Bobbym Sandsem (Fassbender) a ojcem Moranem (Ian Cunningham), kiedy to kamera nieruchomo obserwuje dwójkę bohaterów rozprawiających o decyzji Sandsa dotyczącej podjęcia strajku głodowego. Podobne zagrania pojawią się również we Wstydzie (scena randki Brandona i Marianne) czy Zniewolonym (scena, w której powieszony na drzewie Solomon ledwo trzyma się na nogach, by się nie udusić). McQueen uważa, że takie sceny są potrzebne przede wszystkim po to, by zaangażować widza, jednocześnie pokazując rzeczywistość. Każda sekunda ma znaczenie, po co więc ciąć ujęcia lub stosować kontrapunkty, skoro w prawdziwym świecie tak naprawdę przysłuchujemy się rozmowie z jednej strony, a nie obchodzimy rozmówców w kółko.
Czym jest więc sztuka dla Steve’a McQueena? Najpewniej pierwszą odpowiedzią reżysera byłoby "Nie wiem" lub po prostu długo by się zastanawiał nad odpowiedzią, a ta i tak by nie usatysfakcjonowała ani jego, ani rozmówcy. Brytyjczyk bardzo niechętnie wypowiada się o swoich filmach, najczęściej to inni dziennikarze podsuwają mu tropy interpretacyjne. Teorie, że tworzy filmy o uwięzieniu (prawdziwe więzienie, niewola czy w przypadku Brandona ze Wstydu – zamknięcie w swoich własnych obsesjach) lub o ciele (głód Bobby’ego, seksualność Brandona, okrucieństwo wobec niewolników), nie mają dla niego znaczenia; do wszystkich tych wymysłów McQueen odnosi się z dystansem. Bardzo często w wywiadach reżyser mamrocze, jąka się lub odpowiada półsłówkami. To powoduje, że trudno go rozgryźć i zrozumieć jako twórcę.
Tym, co naznaczyło go na całe życie, było prawdopodobnie dzieciństwo. We wspomnianym wywiadzie dla "The Guardian", dopiero w styczniu 2014 roku, gdy już osiągnął ogromny sukces, zaczął wspominać, że w szkole był lubiany - był wielki jak na swój wiek, dobrze się uczył i grał w piłkę nożną. Ostatecznie jednak, gdy miał 13 lat, jedne dzieciaki wylądowały w klasie objętej specjalnym programem dla osób utalentowanych, drugie zaś zostały w klasie, której absolwenci mieli w przyszłości zająć się najprostszymi pracami fizycznymi. Po opowiedzeniu tej historii reżyser przerwał wypowiedź, by w końcu dodać: "Ta niesprawiedliwość. K***a, strasznie tego nienawidzę. To wszystko jest popieprzone. Naprawdę mnie to wkurza". Tym bardziej zaskakujące było to, że kilka dni po udzieleniu wywiadu reżyser zadzwonił do dziennikarki, by dokończyć historię swojego dzieciństwa – nigdy nie mówił o tym, ale ma dysleksję, a także za młodu chodził w opasce przez tzw. leniwe oko. Bardzo szybko przekonał się, że ludzie łatwo dokonują osądów - i to chyba najważniejsza rzecz, którą chce przekazać w filmach. W Głodzie przedstawia on morderców, którzy walczą o swoje prawa w więzieniu i giną za to. We Wstydzie kreuje postać egoisty; osoby, która popada w chore fascynacje i nie może się z nich uwolnić. W Zniewolonym zaś pokazuje panoramę zła, które panowało na amerykańskim Południu w XIX wieku. W żadnym wypadku nikogo nie ocenia. Nigdy nie był w więzieniu, nigdy nie był ani nie zna nikogo, kto jest uzależniony od pornografii, a niewolnictwo zna z książek. Nie zmienia to jednak faktu, że stawia widzów przed pytaniem "Kim oni są?". Mówiąc o Głodzie i Zniewolonym, McQueen wspomniał, że w duszy jest rebeliantem, więc w przypadku znalezienia się w sytuacji bohaterów tych filmów najpewniej by walczył. Gdy zaś wypowiada się o zakończeniu Wstydu, wyraża nadzieje, że Brandon nie wyjdzie z metra w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy. Ale także nie twierdzi, że nie zrobi tego kiedy indziej.
McQueen nie ufa więc swoim bohaterom. Nie ufa też światu, który kreuje w swoich filmach, bo naznaczone są one niesprawiedliwością, nierównością, zamknięciem i samotnością. Walka z wiatrakami, która odbywa się na tych polach, wcale nie wydaje się jednak bezsensowna. Bobby Sands, decydując się na strajk głodowy, umiera w imię swoich przekonań, Solomon Northup ostatecznie zyskuje wolność, a Brandon… Cóż, może czegoś się nauczył? A nawet jeśli nie on, to na pewno widzowie stają się odrobinę mądrzejsi. Bo obok tematów poruszanych przez McQueena nie da się przejść obojętnie – w końcu to są te przysłowiowe słonie w pokoju i ostatecznie nie można o nich nie rozmawiać… Nawet jeśli sam reżyser tego nie robi.
Filmografia: | |
Hunger | 2008 |
Shame | 2011 |
12 Years a Slave | 2013 |
[image-browser playlist="583335" suggest=""]12 Years a Slave od 1 sierpnia dostępny w VOD+
Dzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat