Widz 2.0 i polska (nie)telewizja
Polska telewizja jest nam niepotrzebna. Czy ktokolwiek z nas czeka na poniedziałkowy wieczór, kiedy to będzie mógł rozsiąść się przed telewizorem, by obejrzeć serial, który co prawda nie interesuje go aż tak bardzo, ale i tak nie ma niczego ciekawego o tej porze w telewizji? Pewnie nie. Dlaczego? Bo jesteśmy nowym typem widza. Jesteśmy Widzami 2.0. Nasze oczekiwania nie są spełniane przez to bezużyteczne pudło na środku salonu.
Polska telewizja jest nam niepotrzebna. Czy ktokolwiek z nas czeka na poniedziałkowy wieczór, kiedy to będzie mógł rozsiąść się przed telewizorem, by obejrzeć serial, który co prawda nie interesuje go aż tak bardzo, ale i tak nie ma niczego ciekawego o tej porze w telewizji? Pewnie nie. Dlaczego? Bo jesteśmy nowym typem widza. Jesteśmy Widzami 2.0. Nasze oczekiwania nie są spełniane przez to bezużyteczne pudło na środku salonu.
Eryk Mistewicz, polski publicysta i redaktor kwartalnika "Nowe media", jakiś czas temu opublikował artykuł zatytułowany "Mój telewizor jest bezużyteczny". Zastanawiał się, po co jego telewizor pokazuje pogodę dla Ciechocinka, skoro jest w Krakowie lub w Warszawie. Po co telewizor pokazuje nam reklamy kaszki dla dzieci, skoro nie mamy dzieci lub są już dorosłe? Dlaczego telewizja nie pokazuje nam seriali, które nas interesują? Dlaczego nasze telewizory nas nie znają, skoro jesteśmy otwartymi księgami – przekazujemy swoje informacje na Facebooku, w mailach oraz wpisując frazy w wyszukiwarce. Zna nas nasza przeglądarka, zna nas nasz system operacyjny, zna nas nasz własny telefon. Dlaczego więc nie może tak się stać z telewizją?
Takie pytania powinien zadawać (i zadaje) Widz 2.0 – widz, który wraz z przekształceniem się mediów przestał być konsumentem, ale także producentem mediów. Henry Jenkins (jeden z teoretyków mediów) opisał zjawisko tzw. kultury uczestnictwa, u podstaw której leży Web 2.0. To nowa odsłona Internetu stała się miejscem, w którym konsumenci są zarazem producentami treści. Model ten można przełożyć w mniejszej skali także na telewizję. Bardziej świadomy swoich wymogów Widz 2.0 wymusza na właścicielach stacji, by wypuszczali produkcje jeszcze ciekawsze, stojące na coraz wyższym poziomie. W innym wypadku, gdy oglądającemu dana produkcja się nie spodoba, serial zyska słabe wyniki oglądalności, co przełoży się oczywiście na niewielkie wpływy z reklam, a ostatecznie doprowadzi do wycofania programu z anteny i rozpoczęcia poszukiwania nowej, ciekawszej dla potencjalnego widza produkcji. Kluczem do zrozumienia tego procesu jest polityka hołubionej już od jakiegoś czasu platformy Netflix.
W dużym skrócie: Netflix oferuje swoim użytkownikom streaming seriali, filmów oraz programów telewizyjnych po premierze w telewizji lub na DVD/BR. Do tego w jakości HD oraz z napisami dostosowanymi do odpowiedniego kraju (poza USA jest także dostępny w Wielkiej Brytanii, Irlandii, krajach Ameryki Południowej i Skandynawii). Netflix ma umowy z największymi spółkami medialnymi w Stanach Zjednoczonych (niestety nie wlicza się w to HBO), więc największe telewizyjne produkcje możemy oglądać na jakiejkolwiek platformie medialnej (telefon, laptop, konsola) za niewielką miesięczną opłatą. Twórcy jednak na tym nie poprzestali i stworzyli serial, który teoretycznie powinien podobać się wszystkim. Dokonali tego za pomocą skomplikowanego algorytmu, który analizował zachowania milionów użytkowników oraz ich ocen. Właściciele analizowali, kiedy jakaś produkcja była pauzowana, przewijana itd., jaki gatunek jest wśród użytkowników najpopularniejszy oraz jacy aktorzy i twórcy są najchętniej oglądani. Tak powstał serial polityczny z gwiazdorską obsadą tworzony pod okiem Davida Finchera, czyli House of Cards, który określany jest jako jeden z najlepszych seriali ostatnich lat. Jest to nasza zasługa – widzów, którzy tworzą kulturę, decydują o tym, jak ma ona wyglądać. A czego oczekujemy? Przebojów, które nie są tylko pustą rozrywką. Tak przynajmniej wynika ze żmudnej analizy głosów milionów użytkowników.
A jak jest w Polsce? Przez lata byliśmy serialowym zaściankiem. Zagraniczne hity ukazywały się u nas późno. Pierwsze sezony Zagubionych i Skazanego na śmierć powoli zmieniały ten obraz, gdyż kolejne serie ukazywały się rok po premierze w USA, co przyciągało rekordową widownię (odpowiednio: pięć i siedem milionów widzów na tydzień), jednak i to przestało wystarczać. Widzowie świadomi opóźnienia polskiej telewizji nie chcieli pozostawać w tyle za resztą świata. Przez to oglądalność najpopularniejszych seriali zaczęła naturalnie spadać, a nowa grupa widzów - Widzów 2.0 - zaczęła tworzyć własne społeczności, które żyły nie ramówką telewizji polskiej, ale tej amerykańskiej. Jasne stało się, że widzów można przyciągnąć tylko i wyłącznie sięgając po świeże produkcje. Na tym polu doskonale zaczęły radzić sobie stacje kablowe dostępne w Polsce.
Na największą pochwałę zasługuje oczywiście HBO, które jest dostępne w ponad 70 krajach i dystrybuuje dzięki temu swoje produkcje na cały świat. Jednak jeszcze jakiś czas temu polscy widzowie musieli odczekać swoje, by wreszcie obejrzeć wybitne produkcje w polskim tłumaczeniu. Aktualnie możemy oglądać takie hity jak Detektyw czy Gra o tron zaledwie dzień po emisji w USA, w wysokiej jakości oraz z tłumaczeniem. Podobną politykę stosuje stacja Cinemax czy Sundance Channel, które dostarczały dla polskich widzów cenione seriale jak Banshee i Rectify. Stacja AXN planuje wyświetlanie drugiego sezonu Hannibala również niedługo po premierze amerykańskiej. Da się? Da.
Niestety to masa kanałów - z reguły każda z tych stacji dostępna jest w osobnych pakietach, które kosztują sporo, a i tak nie oferują wszystkiego, na czym zależy Widzowi 2.0. Stąd widz świadomy (czyli widz wymagający) stosuje praktykę tzw. mediów taktycznych, które często opisuje w swoich pracach polska medioznawczyni, Anna Nacher. Polega ona mniej więcej na tym, że widz, starając się omijać stające przed nim ograniczenia, znajduje sposób, by dostać się do dóbr kultury, które nie są mu udostępniane.
To, co dla Amerykanów jest błogosławieństwem, dla nas jest nieosiągalne. Konwergencja mediów, czyli dostępność dóbr kultury na różnych platformach, pozwala na dostęp do nich zawsze i wszędzie… oczywiście w granicach danego terytorium. A takie platformy jak Netflix czy Hulu dostępne dla Polski nie są. Stąd rodzi się w nas, Widzach 2.0, chęć zdobycia tego, czym zachwycają się zagraniczne media.
Dlaczego w sumie tak nam zależy na tym, by być na bieżąco z serialami? Przecież nawet na gorące premiery filmowe możemy się wstrzymywać czasem naprawdę długo, podobnie jest z grami, książkami czy muzyką. Zależy nam na tym, ponieważ seriale jak żadne inne wytwory kultury budują ogromne społeczności, które nie ograniczają się tylko do corocznych zjazdów fanów danej produkcji (jak to często bywa z popularnymi sagami książkowymi czy filmowymi). Seriale żyją w świadomości widza/fana przez cały czas, nie tylko w trakcie oglądania. Po seansie zawsze zostają chociażby urywki z następnego odcinka i odliczanie czasu do kolejnego epizodu. Oczywiście nie robimy tego w pojedynkę. Społeczności szeroko dyskutują o tym, co się wydarzyło i co się może wydarzyć. Po każdym odcinku na portalach takich jak tumblr.com pojawiają się obrazki, gify, filmiki i recenzje. Każdy fan staje się częścią społeczności, ale tylko wtedy, gdy "nadąża" za wydarzeniami. Czy nazwalibyście siebie Whomanistami, gdybyście nie czekali wraz z resztą na świąteczny odcinek Doktora Who albo nie wyszukiwali w internecie zdjęć, jak Peter Capaldi prezentuje się jako nowy Doktor? Albo czy moglibyście powiedzieć, że wierzycie w Sherlocka Holmesa, gdybyście oglądali tylko Elementary?
Powróćmy jednak do Henry’ego Jenkinsa i jego kultury uczestnictwa. Bowiem my, Widzowie 2.0, zmieniamy telewizję. Lata temu oglądalność Zagubionych zaczęła spadać na łeb na szyję. Pomysł Telewizji Polskiej, by emitować dwukrotnie nagradzany Złotym Globem serial Homeland, może i był szczytny, ale niestety oglądalność pozostawiła wiele do życzenia (pół miliona widzów w poniedziałkowy wieczór to wynik bardziej niż fatalny). Tak samo z kultowym już serialem Breaking Bad, który pokazywany był w telewizji Polsat. Ta produkcja nie poradziła sobie wiele lepiej - średnio 800 tysięcy widzów to najgorszy wynik, jeśli chodzi o niedzielną ramówkę polskich ogólnodostępnych stacji telewizyjnych. Skąd takie wyniki? Przecież to są hity, które podbijają serca krytyków i widzów, a nawet jeśli nie osiągają dużej oglądalności (przypomnijmy, oba seriale to produkcje stacji kablowych, gdzie wynik rzędu dwóch milionów widzów jest niezłym osiągnięciem), to są znane o wiele szerszej publiczności dzięki innym kanałom dystrybucji. U nas jest nie inaczej. My te seriale znamy i kochamy, ale ich w telewizji nie oglądamy, bo widzieliśmy je już dwa lub nawet trzy lata temu. A i wiele z nich było już pokazywanych w polskich stacjach kablowych.
Gdzie więc głodny, żądny rozrywki na najwyższym poziomie Widz 2.0 powinien szukać rozwiązania swojego problemu? Nadzieja pojawiła się już kilka lat temu wraz z rozwojem usług VOD w Polsce. Najpierw oferowała filmy na żądanie, z czasem oferta rozszerzyła się także na seriale. Zobaczmy, jak działa ona teraz. Platforma cyfrowa NC+ kusi swoją ofertą. W pakiecie znajdują się najnowsze sezony seriali takich jak Impersonalni, Homeland, a ostatnio zaczęto chwalić się premierą drugiego sezonu House of Cards zaledwie tydzień po premierze na Netfliksie. A wszystko to za trzydzieści złotych miesięcznie. Problemy pojawiają się, gdy przyjrzymy się ofercie szczegółowo. Homeland w ofercie dostępny już nie jest, a gdy jeszcze był, odcinki pojawiały się ponad miesiąc po premierze. Impersonalni dostępni są, jednak ponad dwa tygodnie po emisji w amerykańskiej telewizji. Co do House of Cards, to owszem, jest to zaledwie tygodniowe opóźnienie, ale... dotyczy tylko pierwszego odcinka. Reszta będzie udostępniana co tydzień - w przeciwieństwie do praktyki Netfliksa, który tradycyjnie wypuścił cały sezon w jeden dzień. Gdyby tego było mało, wszystkie seriale dostępne są w jakości SD, podczas gdy jakość HD jest już standardem nawet w publicznej telewizji, a sama platforma Netflix wprowadza w swoich usługach jakość 4K. Komentarz zbędny.
Naturalnie nawet biblioteka Netfliksa nie oferuje nam wszystkiego, co sobie wymarzymy. Na platformie tej nie znajdziemy na przykład seriali HBO. Również konkurencja walczy o inne produkcje, np. Amazon wykupił prawa do wyłącznego emitowania serialu Justified. Podobny problem miała ta pierwsza platforma także z The Walking Dead - podczas gdy Amazon udostępnia każdy odcinek tuż po premierze, Netflix udostępniał całe sezony dopiero po ich ukazaniu się na nośnikach optycznych. Dodatkowo, poważną konkurencją dla tych platform są usługi VOD prowadzone przez prawie każdą z amerykańskich stacji. Jeśli widz przegapi jakiś odcinek w telewizji, zawsze może go obejrzeć w sieci. Mogą z tej opcji skorzystać oczywiście mieszkańcy danego kraju - wejście na stronę takich telewizji jak NBC czy ABC zakończy się poinformowaniem nas, że ze względu na nasze miejsce zamieszkania nie możemy obejrzeć danego odcinka. Na tym polu dobrze radzi sobie u nas HBO GO. Dzięki tej usłudze abonenci (także polscy) mogą przez internet obejrzeć zaległe odcinki. W Polsce jednak, poza tym wyjątkiem, trudno znaleźć inny pozytywny przykład. Strona TVP oferuje nam jedynie odcinki Klanu, M jak miłość oraz innych polskich produkcji, nowszych lub starszych. Szkoda, że uświadczymy tam jedynie rodzime tytuły i nie ma szans na znalezienie chociażby wymienianego już Homeland. TVN Player radzi sobie niewiele lepiej, udostępniając z czteroletnim opóźnieniem odcinki serialu Agenci NCIS. Dla porównania, brytyjska platforma cyfrowa Sky oferuje swoim klientom każdy serial, który był emitowany na ich kanałach (wystarczy wymienić Detektywa, Grę o tron czy The Walking Dead).
Przed jakim wyborem staje więc Widz 2.0? Możemy skusić się na ubogą listę seriali, która aktualizowana jest relatywnie późno (około miesiąc po światowej premierze), zadowalając się przeciętną jakością i płacąc przy tym co miesiąc około trzydziestu złotych. Możemy również czekać, aż dany serial pojawi się w telewizji, która z tą sytuacją radzi sobie trochę lepiej – oferuje jakość HD, często dostarcza nam produkcje szybciej niż usługa VOD, jak choćby stacja HBO (a później zawsze można obejrzeć odcinek w usłudze HBO GO). Niestety, jeśli zależy nam na szerokiej gamie seriali, wśród których chcemy przebierać, musimy zapłacić jeszcze więcej, a i tak nie otrzymamy wszystkiego, czego oczekujemy. Tak na marginesie – miesięczny abonament na Netfliksie kosztuje 7,99 dolara, co w przełożeniu na naszą walutę daje nam ok. 25 złotych. Jak takie opcje mogą w jakikolwiek sposób nas skusić, gdy Widz 2.0 i tak ma wolny wybór co do tego, co chce oglądać, gdzie, jak i o jakiej porze?
Platforma Netflix być może prawdopodobnie dotrze wkrótce do Polski. Świadczą o tym ogłoszenia firmy o szukaniu pracowników, którzy mówią po polsku, oraz o wypowiedziach dyrektora na temat rozszerzenia wpływów na Europę Środkową. Jeszcze niedawno można było wątpić w powodzenie takiego planu, jednak powoli należy zmieniać zdanie. Bo przecież Polska jest rynkiem o ogromnym potencjale, szczególnie dlatego, że nie ma tutaj dla Netfliksa praktycznie żadnej konkurencji. Ale to nie znaczy, że jej w ogóle nie ma. Amazon powoli otwiera swoje magazyny w Polsce, a firma ta również oferuje telewizyjne produkcje przez Internet. I wydaje mi się, że ogromna rzesza widzów wymagających, Widzów 2.0, czyli nas, czeka na ofertę, która sprosta naszym oczekiwaniom – ofertę dostępu do najnowszych produkcji w dobrej jakości i z dobrym tłumaczeniem. Sukces Spotify udowodnił, że użytkownicy chcą płacić za muzykę, którą słuchają. Na razie nasza telewizja nas nie zadowala. Co się stanie, gdy na rynku pojawi się gracz, który zaoferuje nam coś, na co wszyscy czekamy? Wreszcie będziemy mogli płacić za to, co nas satysfakcjonuje w stu procentach. Bo przecież to, co oglądamy, powstaje dla nas i dzięki nam.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat