Wyjątkowa promocja Przebudzenia Mocy – refleksje
Przyszedł czas, na który wszyscy czekają - dziś premiera filmu Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy. Można już przemyśleć cały ten okres oczekiwania, oto więc moje refleksje.
Przyszedł czas, na który wszyscy czekają - dziś premiera filmu Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy. Można już przemyśleć cały ten okres oczekiwania, oto więc moje refleksje.
Lucasfilm i Walt Disney Pictures podeszli do filmu Star Wars: The Force Awakens w sposób naprawdę wyjątkowy. W czasach, w których zwiastuny streszczają cały film, a aktorzy i twórcy zdradzają największe niespodzianki, postawiono na totalną tajemnicę. Mało kto chyba wierzył, że uda się zachować ją do końca, ale... wyszło im to. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów widzowie idą na wielki blockbuster z czystą kartą - z oczekiwaniami klimatu Gwiezdnych Wojen i chęcią odczuwania tych wyjątkowych emocji.
To właśnie jest ten segment promocji Przebudzenia Mocy, który zasługuje na największą pochwałę. Mimo że pojawiła się masa newsów, wypowiedzi, zdjęć czy materiałów wideo, nic one nie zdradziły, a jedynie pobudzały apetyt, oferując skrawki ogólników dających poczucie, że chce się ten film obejrzeć. To jest przykład dla Hollywood, z którego powinni czerpać wszyscy marketingowcy - da się sprzedać film na tajemnicy, bez zdradzania wszystkiego, jak to np. ostatnio zrobiono z Terminator: Genisys. I nie, nie chodzi o to, że to są Gwiezdne Wojny, więc tutaj tak bez problemu się da. Kiedyś również promowano filmy bez zdradzania wszystkich niespodzianek czy pokazywania najlepszych scen i jakoś się sprzedawały, biły rekordy, a często też stawały się klasykami. Oglądanie filmu - szczególnie takiego jak Gwiezdne Wojny - z czystą kartą jest w dzisiejszych czasach uczuciem tak niespotykanym, że aż dziwnym, chociaż powinno być standardem. Widz lubi być zaskakiwany, bo to wywołuje większe emocje.
Nawet pod względem wycieku informacji nie było jakoś zatrważająco czy strasznie. Tak, kilka spoilerowych rzeczy przedostało się dawno temu do sieci i potem potwierdziło się na ekranie, ale w gruncie rzeczy było tego mało. Większość ważnych informacji nie pojawiła się nawet w spoilerowych plotkach, a już na pewno nie mieliśmy z nimi do czynienia w oficjalnych ogłoszeniach czy wywiadach.
Jednak sama promocja to coś więcej niż tajemnica. Cała ekipa (z producentami z samej góry na czele) podeszła do tematu w zupełnie niespotykany sposób. Przeważnie, gdy obserwujemy stosunek twórców do widza lub w przypadku wielkich marek do fana, jest to czasem patrzenie z góry lub traktowanie trochę niepoważne. Wszystko wydaje się takie napęczniałe i sztywne. Tutaj od samego początku widać było wyjątkowe podejście do fanów, które zaowocowało zatrudnieniem ich do budowy R2-D2 w filmie. Na konwentach twórcy i ekipa pokazywali, że podchodzą do produkcji z sercem i pasją. W wielu filmikach z promocji widać było, jak J.J. Abrams szczerze dostaje nerdgasmów w różnych momentach pracy na planie czy na przykład podczas sesji nagrywania muzyki przez Johna Williamsa. Oni wygrali właśnie zachowywaniem się podczas tej promocji - zachowywaniem się jak ludzie, jak fani, którzy cieszą się, że mogą to tworzyć.
Szczególnie widzów porwali Daisy Ridley i John Boyega, którzy w sporej mierze są odpowiedzialni za ludzki element promocji. Ridley płacząca podczas oglądania jednego ze zwiastunów czy ciesząca się jak dziecko, bo na okładce magazynu znalazła się Rey, to widok niespotykany, ponieważ w każdej superprodukcji mamy do czynienia z ogranymi weteranami, dla których to wszystko jest chlebem powszednim. Tu mamy aktorkę praktycznie debiutującą, która swoją naturalnością i emocjonalną otwartością sprawiała, że każdy mógł się z nią identyfikować, czym zyskała sympatię na długo przed premierą. John Boyega natomiast to przykład fana, który dostał rolę w Gwiezdnych Wojnach. Jego zabawy mieczem świetlnym, emocjonalne wypowiedzi, reakcja na zwiastun czy humorystyczne filmiki (np. ten z walizkami z zabawkami Star Wars) pokazywały nam to w sposób wręcz perfekcyjny. Do tego oboje się przyjaźnią, a to w wywiadach działało wyśmienicie. Czuć było ich chemię. Ten duet chciało się oglądać. A co oboje robią, gdy teraz my oglądamy film? Ridley planuje zamknąć się w domu i płakać, a Boyega chce spotykać się z fanami w kinach w różnych miastach na świecie. Sam z siebie wpadł na taki pomysł. Zresztą postać Harrisona Forda pokazuje, jak cała pozytywna i luźna atmosfera promocji dobrze tutaj działała. Ford, od lat znany z trochę naburmuszonego stosunku do Gwiezdnych Wojen, nabrał luzu, dystansu i humoru. Skoro nawet on zachowuje się podczas promocji jak młodzieniaszek, dla którego to nie jest chleb powszedni, to znak, że coś tutaj poszło dobrze.
Każdy pierwszoplanowy aktor w wywiadach dodawał od siebie wiele dobrego do tej promocji. Siłą rzeczy zadziały wychodzące z ludzkiego podejścia zachowania w sytuacjach nadzwyczajnych. Film pozwolono obejrzeć Danielowi Fleetwoodowi, śmiertelnie choremu fanowi, i wspomogli go w tym aktorzy. Kilka dni później zmarł, a chociażby John Boyega po ludzku żegnał go na Twitterze. I nie, oni o tym nie zapomnieli od razu. Przygotowano akcję #saveaseatfordaniel, która polegała na wzięciu na seans specjalnej grafiki. Włączył się do niej m.in. Peter Mayhew aka Chewbacca.
#saveaseatfordaniel... wish us luck!
Posted by Peter Mayhew - The Wookiee Roars on 14 grudnia 2015
J.J. Abrams stworzył film z sercem i pasją - nie mam co do tego wątpliwości, bo choć narzekałem na pewne fabularne niedociągnięcia, to wszystko ma magię Gwiezdnych Wojen. Abrams i spółka pokazali światu, jak dobrze promować film, zachęcając do kinowej wyprawy różne pokolenia. Fantastycznie promowali ten film i oby stali się wzorem dla Hollywood - byłoby to niezwykle korzystne dla nas wszystkich.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat