fot. Marcin Pietrusza
Na 50. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni rozmawialiśmy z Józefem Pawłowskim, który zagrał w filmie Terytorium opowiadającym o nadużyciach ze strony służb specjalnych.
AMELIA ADASZAK: Twoja postać, Adam, staje przed moralnym dylematem – między karierą a rodziną, ale też między emocjami a uczciwością. Czy Twoim zdaniem takie wybory to rzeczywistość, czy raczej filmowa fikcja?
JÓZEF PAWŁOWSKI: Myślę, że tak. Stajemy przed wyborami, które w jakimś sensie potrafią zgnieść nasze kręgosłupy albo stawiają nas przed jakimiś krańcowymi wyborami.
Uczciwość zawsze kosztuje, wartości kosztują, zwłaszcza te, które są wyraziste. Kiedy masz swój pomysł na to, kim jesteś i jak chcesz zafunkcjonować w świecie. To prędzej czy później trafisz na sytuację, w której świat chce iść w drugą stronę. Teraz pytanie, czy idziesz z nim, bo chcesz być ze światem, czy jednak łykasz to, że będziesz wypchnięty, a nikt nie chce być wypchany.
Terytorium - recenzja filmu [FESTIWAL FILMOWY GDYNIA 2025]
W filmie Adam jednak decyduje się mówić - to trochę zaprzeczenie powiedzenia: mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
Generalnie możemy uznać, że zachowuje się etycznie. Walczy o dobro pokrzywdzonej w tym wypadku kobiety i nie potrafi przejść obojętnie. Co prawda jego motywacje są zbudowane z wielu elementów i one nie wszystkie są krystaliczne.
A co w takim razie twoim zdaniem motywuje Adama do tego, żeby jednak przemówić?
Możemy to podzielić na kilka elementów. Po pierwsze, to jest facet, który przychodzi już z jakąś historią. Kiedy tam trafia, możemy w pierwszej scenie złapać delikatne sygnały, że coś wcześniej się wydarzyło. Mamy gościa, który coś przeszedł i zmienił zdanie. Wykonał jakąś pracę nad sobą. Druga sprawa – wiemy, że nie trafił na ten komisariat od początku. To kolejny sygnał, że jego historia jest dłuższa. Do tego mamy Roberta, czyli naszą ofiarę, który trafia na komisariat nie dlatego, że system go tam wciągnął, ale dlatego, że mój bohater go tam ściągnął. W ramach swojej prywatnej agresji, złości i poczucia, że musi coś załatwić po swojemu, wbrew uprawnieniom. Nie idzie oficjalną ścieżką, tylko nadużywa siły i władzy, żeby załatwić prywatną sprawę. Zachowuje się więc po prostu nie fair. W międzyczasie traci kontrolę nad sobą. Coś mu się zaczyna sypać – trafia na dziwny trop, jakąś niejasną sytuację – i staje się patologiczny w życiu domowym.
To odreagowywanie widzimy w filmie. Widać, że ma refleksję, że coś w nim pęka. Spotykamy więc gościa, który: wciąga kogoś w trudną sytuację, zanim to zrobił, już złamał procedury i przekroczył granice. Do tego jest „brudny” w życiu prywatnym. W momencie, gdy dowiaduje się, że jego własne przekroczenie prowadzi do tego, że ktoś inny zostanie jeszcze mocniej skrzywdzony i wykorzystany, pojawia się wiele motywacji. Pierwsza to chęć oczyszczenia sumienia. Druga – wiara w to, że w służbie takiej jak policja powinien jednak obowiązywać jakiś moralny kręgosłup. On sam złamał prawo, ale nie aż tak, jak ci, którzy poszli dalej. Nie chce być jednym z nich. Mamy wobec niego samego, wobec policji i wobec tego człowieka kilka punktów napięcia. On jest współwinny – to przez niego ten człowiek został zmielony. Patrzy na to, co się dzieje i nie reaguje. Do tego żyje w strukturze, z którą się nie zgadza. To daje przynajmniej trzy, może cztery motywacje – od egoistycznych po te bardziej wzniosłe, związane z poczuciem, że nie wolno niszczyć człowieka.
Proces decyzji, żeby w końcu coś z tym zrobić, też nie jest natychmiastowy. W momencie, gdy widzi, że Robert został pobity, że coś wokół zaczyna śmierdzieć, jeszcze nic nie robi. Mija doba, zanim zaczyna się zastanawiać, analizować, dopiero potem podejmuje decyzję. To nie jest więc odruch w stylu: bohater w akcji. Potrzebuje czasu, żeby zrozumieć, jak głęboko sam się w to wszystko wplątał i jak daleko to zaszło.
Właśnie to jest według mnie ciekawe, że on nie wydaje się być osobą, która od razu ma kręgosłup moralny i zawsze postępuje słusznie.
Bardzo istotne jest więc to, że w nim zaczyna się kształtować i utrwalać kręgosłup moralny, który wyrasta właśnie z poczucia winy. Ale to nie jest wina, która go paraliżuje – tylko taka, z którą nie potrafi żyć. On po prostu nie jest w stanie znieść świadomości, że przez niego to wszystko się wydarzyło.
A jak byś go w takim razie zdefiniował jako bohatera?
Przychodzi mi do głowy – ktoś z pogranicza. Bo de facto to, co on robi w imię moralności, doprowadza do tego, że giną ludzie – zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio. Zginęły dwie osoby, a właściwie trzy, bo trzecia też w gruncie rzeczy przez niego. Więc jego pozytywne działania kończą się śmiercią trzech osób. Oczywiście dwójka z nich to źli policjanci, jeden bardzo zły, do tego Robert. To jest taki bohater fatalny – kierują nim dobre intencje, ale wszystkie narzędzia, których używa, rozsypują mu się w rękach. To nie jest krystaliczne rozwiązanie, nie ma katharsis. Najprawdopodobniej on sam pójdzie siedzieć, bo zabił policjanta. Więc to jest taki bohater fatalny – może i z dobrym sercem, ale z katastrofalnymi skutkami jego działań. Ostatecznie doprowadza do zagłady innych ludzi... I de facto siebie, przecież zmasakrował swoją rodzinę.
Czy nazwałbyś film kontrowersyjnym? Bo pojawiają się w nim wątki, które mogą budzić emocje.
A o które wątki chodzi?
Na przykład żołnierze amerykańscy.
To jest na faktach, więc nie wiem, na ile można to tak nazwać. Bartek, nasz reżyser, mówił, że jednym z impulsów do powstania filmu były wydarzenia w Bolesławcu – sytuacja, w której polska policja sprzątała po amerykańskich żołnierzach. Czy to jest kontrowersyjne? W jakimś sensie na pewno, bo porusza temat, o którym nie wypada mówić. Ale z drugiej strony, błędem byłoby udawanie, że tego nie ma. Możemy odwracać wzrok, nie poruszać tematu, ale przecież to się dzieje. Pytanie, co z tym zrobimy. To, że coś takiego się dzieje, nie znaczy, że nie możemy wypracować narzędzi, które to ukrócą. Problem zaczyna się wtedy, gdy ludzie przestają rozmawiać, przestają mieć prawo do komentowania rzeczywistości, do zgłaszania problemów. Bo wtedy właśnie dochodzi do skrajnych sytuacji – takich jak ten Adaś, który w pewnym momencie widzi, że system zamiata pod dywan pewne sprawy, i reaguje poza skalą, bo ma poczucie, że wszystko wymknęło się spod kontroli. I to znów rodzi kolejną winę. Więc może to jest film kontrowersyjny, ale nie w agresywny sposób. Nie chodzi o atak, tylko o komentarz do rzeczywistości. My po prostu opowiadamy historię opartą na faktach, z pozytywną intencją – chcemy rozmowy, chcemy dialogu. Dopisywanie do tego dodatkowych sensów byłoby przekroczeniem.
No bo to jest trochę taka walka z instytucją w tym przypadku. Tutaj jest policja, ale czy takie rzeczy nie mają też miejsca w rzeczywistości?
Oczywiście. I to nie tylko w policji. To się dzieje wszędzie – w muzeach, w mediach, w szkołach. Ile już było afer z sygnalistami, którzy – mimo że prawnie chronieni – tracą pracę. Dla mnie to jest w ogóle rozmowa o takim społecznym bezpieczniku. Jak chronimy ludzi, którzy widzą, że coś dzieje się źle i mają odwagę to zgłosić? A przecież regularnie w mediach pojawiają się sytuacje, w których sygnaliści są ujawniani z imienia i nazwiska i ponoszą konsekwencje, co nie powinno mieć miejsca. Mamy więc problem systemowy – brak zabezpieczeń dla ludzi, którzy z dobrych pobudek reagują na patologie. To dotyczy wszystkich środowisk – od artystów i dziennikarzy po policję czy nauczycieli. Wszędzie znajdziesz przykłady. I chodzi o to, żebyśmy jako społeczeństwo stworzyli narzędzia, które chronią tych, którzy chcą naprawiać system, a nie ich niszczą.
No tak, bo to jest trochę tak, że paradoksalnie instytucje powinny gwarantować bezpieczeństwo, a z drugiej strony jednak...
...mielą. I o tym też jest ten film. Bo my często patrzymy na policję przez pryzmat: dobry – zły. Najczęściej mówi się zły. Ale wyobraź sobie świat bez policji – to byłby hardkor. Z drugiej strony mamy policjantów, którzy muszą wykonywać rozkazy, nawet jeśli się z nimi nie zgadzają. A jak tylko się wychylą, próbują coś zgłosić, to są wyrzucani z pracy. Więc jak to uzdrowić? Jak myśleć o tych, którzy nie zgadzają się na pewne rzeczy, ale muszą je robić, bo inaczej stracą pracę? Dla mnie ważne jest, żeby ta dyskusja w ogóle się zaczęła. Ona się dzieje – w podcastach, w dokumentach, i to jest super – ale powinna wejść szerzej, bo to jest w interesie społecznym i samej służby.
A co jest w takim razie twoim terytorium moralnym?
Moim? Chodzi ci o to, co prywatnie mnie w życiu prowadzi?
Tak, na przykład?
Wiara. To jest dla mnie podstawa. Jedyna rzecz, w ramach której staram się podejmować wszystkie decyzje. Na pewno nie mogę uczciwie powiedzieć, że wszystkie tak podjąłem, ale staram się, pracuję, uczę. Wydaje mi się, że usiłuję się w tym aspekcie rozwijać. Ale tak, to jest ten numer jeden i chyba jedyny numer na liście.