Zachwyty i rozczarowania 2015 – Marta Kolorz
Rok 2015 minął mi pod znakiem filmów i seriali. Niestety poległam w wyzwaniu przeczytania 52 książek w tym roku, nie jestem też graczem, pozostał mi więc tylko srebrny ekran. Oto więc moje zachwyty i rozczarowania 2015.
Rok 2015 minął mi pod znakiem filmów i seriali. Niestety poległam w wyzwaniu przeczytania 52 książek w tym roku, nie jestem też graczem, pozostał mi więc tylko srebrny ekran. Oto więc moje zachwyty i rozczarowania 2015.
Zdecydowana większość moich seansów była udana. Przygotowując tę listę, odkryłam, że na szczęście moje oczekiwania zostały spełnione. Nie jest to zestawienie najlepszych i najgorszych filmów minionego roku - to po prostu krótkie podsumowanie tego, na co czekałam z wypiekami na twarzy i częściej niż rzadziej byłam bardzo zadowolonym widzem. Zdarzyło się niestety kilka potknięć, których twórcom nie mogę wybaczyć.
Zachwyty:
Crimson Peak
Z bólem serca obserwowałam negatywne recenzje filmu del Toro. Odnoszę wrażenie, że większość widzów nie zrozumiała bądź też zignorowała intencje twórcy. W moim odczuciu jest to na pewno jeden z piękniejszych filmów tego roku, jest też zdecydowanie jednym z najbardziej feministycznych obrazów. Fabuła Crimson Peak jest prosta jak budowa cepa, ale nie tyle o samą historię tu chodziło, co o pokazanie silnych postaci kobiecych, jak również sportretowaniu ludzi (Edith i Thomas), którzy wyprzedzają swoją epokę. Mam nadzieję, że film doczeka się jeszcze uznania, na które zasługuje.
Mad Max: Fury Road
Właściwie trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy Mad Max: Na drodze gniewu to kontynuacja czy też remake. Jedno jest pewne: George Miller wreszcie dostał dość pieniędzy, aby zrobić film, o jakim marzył od lat. Przynajmniej takie wrażenie odnosi widz, podziwiając tę pięknie sfotografowaną jazdę bez trzymanki. Adrenalina buzuje nie tylko na ekranie, sam seans zdecydowanie podnosi jej poziom wśród publiczności. Dość niespodziewanie obraz Millera śmiało może pretendować do jednego z najlepszych filmów 2015.
Marvel's Jessica Jones + Daredevil
Mariaż Netflixa z Marvelem okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki tej platformie widzowie dostają poważniejsze, skierowane do nieco starszej publiczności opowieści o superbohaterach, którzy są też przerażająco ludzcy. Daredevil był świetnym początkiem owocnej współpracy, ale to Jessica Jones ostatecznie udowodniła, że Marvel potrafi opowiedzieć o problemie znęcania się nad kobietami równie dobrze, co pozwolić Avengerom obronić Nowy Jork. Pozostaje mieć nadzieję, że duży sukces Jessiki sprawi, iż wytwórnia zdecyduje się wreszcie zaprezentować pełnometrażowy film o superbohaterce, na co fani (nie tylko płci żeńskiej) czekają od lat.
Star Wars: The Force Awakens
Tu już nie chodzi o sam film. Mam wrażenie, że nowe odsłona Gwiezdnej Sagi dała mi coś, czego już nigdy więcej nie doświadczę w kinie. Miesiące czekania podsycane trailerami (chapeau bas, marketingowcy Disneya!) i szczątkami informacji wypuszczanymi przez wytwórnię, powrót do używania praktycznych efektów specjalnych, cała obsada, która była równie podekscytowana pracą nad filmem co fani – wszystko to sprawiło, że już podczas napisów otwierających miałam łzy wzruszenia w oczach. A to, że sam film okazał się świetny, jest tylko wisienką na tym smakowitym, galaktycznym torcie. I tylko trochę mi smutno, że już pewnie nigdy nie doświadczę aż takiej radości z oglądania filmu, jaka towarzyszyła mi podczas pierwszego seansu Przebudzenia Mocy.
The Martian
Nie przepadam za Mattem Damonem, a Ridley Scott ostatnimi czasy bardzo rozczarowywał. Choć uwspółcześniona historia Robinsona Crusoe, który tym razem utknął na Marsie, a nie na bezludnej wyspie, miała w sobie ogromny potencjał (niestety nie czytałam książki, więc o Marsjaninie dowiedziałam się stosunkowo późno, dopiero oglądając pierwszy zwiastun), to podchodziłam do tego filmu z ogromnym sceptycyzmem. Na szczęście moje obawy okazały się bezpodstawne, bo Scott wrócił tu do formy sprzed lat (w moim odczuciu to jego najlepszy film od czasu Helikoptera w ogniu), a Matt Damon zaskakująco dobrze poradził sobie z tą wymagającą rolą. Mark Watney jest tak sympatycznym facetem, że widz identyfikuje się z nim praktycznie od razu; zawsze pozostaje też człowiekiem, i to człowiekiem z dużym poczuciem humoru (w czym zapewne duża zasługa książki), co sprawia, że kibicuje mu się tym łatwiej.
Kingsman: The Secret Service + The Man from U.N.C.L.E.
Dwa filmy opowiedziane w podobnym tonie, które postanowiły pośmiać się z kina szpiegowskiego. Kryptonim U.N.C.L.E. jest zdecydowanie bardziej wysmakowany wizualnie niż Kingsman, a Henry Cavill jest dużo lepszy w roli Napoleona Solo niż jako Superman. Kingsman natomiast to wybuchowa, przesadzona, wypełniona gadżetami, zabawniejsza wersja Jamesa Bonda. Oba filmy ogląda się świetnie i mają w sobie więcej akcji niż ostatnie przygody Agenta 007.
Birdman
To co prawda najlepszy film (według Akademii) roku 2014, ale w Polsce miał premierę w styczniu 2015. Trudno mi pisać o Birdmanie - to chyba bardziej film, który trzeba przeżyć. Michael Keaton, podobnie jak Mickey Roruke w Zapaśniku kilka lat wcześniej, dostał tu rolę życia i miał niepowtarzalną okazję częściowo zagrać samego siebie. Birdman to świetna krytyka na współczesne kino, przepełnione filmami superbohaterskimi, ale też doświadczenie kinowe, które każe nam – widzom – zastanowić się nad naszymi wyborami filmowymi. Do tego wygląda tak, jakby był nakręcony trzema ujęciami – królestwo, konia i rękę księżniczki temu, kto pokaże mi, gdzie oni robili cięcia.
- 1 (current)
- 2
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat