Najnowsza recenzja redakcji
Moich obaw co do Resident Evil 3 nie rozwiało demo, a wręcz przeciwnie – podsyciło jeszcze bardziej. Część z nich, które opisywałem w tym tekście, znalazło potwierdzenie w pełnej wersji gry. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że chociaż ma się świetny materiał źródłowy, to nie zawsze z niego uda się wykrzesać tyle, żeby w pełni zadowolić każdego. Resident Evil 3 mnie, fana marki, zadowolił, jednak do pełni entuzjazmu brakuje tutaj przede wszystkim kilku dodatkowych godzin rozgrywki i to w dodatku takiej, która ma po pierwsze więcej z horroru, a mniej z gry akcji, po drugie świetnie pokazany Raccoon City w nowych lokacjach.
Kuć żelazo, póki gorące
Sukces remake’u Resident Evil 2 sprawił, że Capcom postanowił wykorzystać falę wznoszącą serii i czym prędzej zająć się kolejną odsłoną przywracającą na myśl klasyczną trylogię. Prace nad Resident Evil 3 toczyły się w tempie błyskawicznym i – co nie bez znaczenia – w sporej części grą zajmowali się mniej doświadczeni deweloperzy, podczas gdy główny zespół pracował, jeśli wierzyć plotkom, nad zupełnie nową odsłoną cyklu. Historia niejako zatacza koło, bo podobnie rzecz się miała przed 20 laty, kiedy to oryginalny RE3 powstawał jako dodatek do RE2. Stąd też długość kampanii znacznie odstawała od poprzedniczki.
Tutaj jest podobnie. Zespół, pracując nad nową „trójką”, starał się wyciągnąć jak najwięcej z oryginału, a ten już w sam sobie był bardzo ograniczony. Nie możemy mieć zatem pretensji do nich, że gra jest krótka, bo taki był pierwowzór. Niemniej nadal dla wielu wyznacznikiem ceny jest także długość kampanii. Capcom, wypuszczając grę, zdawał sobie z tego sprawę, dlatego w pakiecie z Resident Evil 3 dostaliśmy także moduł sieciowy, który ma za zadanie wynagrodzić nam wydane na tę pozycję pieniądze.
Więcej akcji, mniej strachu
Nie o taki Resident Evil walczyłem. Dla mnie Resident Evil to strach, przerażenie, liczenie amunicji w ekwipunku i zastanawianie się, czy walić w zombie, czy oszczędzać i lepiej robić uniki. Doświadczenie nauczyło mnie, że ta druga opcja jest lepsza, bo ta kula zawsze może przydać się na coś niezapowiedzianego. Tutaj… Cóż, w Resident Evil 3 można sobie pozwolić na strzelanie, bo pocisków jest sporo i sporo jest też zombie.
Nikogo to nie powinno dziwić, bo Capcom zapowiadał niemal od samego początku, kiedy tylko ujawnili grę, że będzie tu więcej akcji. A więcej akcji oznacza więcej strzelania i więcej przeciwników do ubijania. To z kolei oznacza więcej amunicji i więcej roślinek leczniczych. Spokojnie, to nie Doom Eternal czy Wolfenstein Youngblood, w których możecie bez najmniejszych oporów ładować serie we wrogów, ale na brak amunicji raczej nie będziecie narzekać.
Kilkukrotnie przemierzając ulice Raccoon City, nie da się nie zauważyć, że gra zwyczajnie nie straszy. Są momenty, głównie świetnie zrealizowane przerywniki filmowe, w których tytuł pokazuje, że mógłby fajnie i ciekawie wystraszyć gracza, ale z tego nie korzysta. Zupełnie nie wiem dlaczego. W końcu też tego oczekuje się od serii.
Nemesis upierdliwcem
Powołany do życia potwór, którego jedynym celem jest eliminacja żyjących członków oddziału S.T.A.R.S. wyłania się już na samym początku gry i nie opuszcza nas (chciałoby się napisać aż do śmierci). Spotkania z potworem są częste, ale niekoniecznie wiążą się z wystrzeliwaniem się z całego posiadanego arsenału.
Pamiętacie, jak w oryginale walka z potworem była nagradzana przedmiotami wypadającymi z niego? Tutaj również to jest, ale postać daje nam mniej czasu na swobodną eksplorację. Wiadomo, musi być akcja, musi być napięcie. Nemesis więc po otrzymaniu odpowiedniej ilości obrażeń klęka na kolanko i odpoczywa przez dłuższą chwilę. Dłuższą niż Mr. X z RE2, więc ze spokojem zdążymy oddalić się i chwilkę odsapnąć. Jednak nie jest to tak długo, żebyśmy mogli zajrzeć pod każdy kamień i w każdy kąt.
Osoby, które boją się starć z Nemesisem, mogą skorzystać z ułatwień, jakie znajdziemy w grze. Czerwone beczki czy skrzynki elektryczne porozstawiane tu i ówdzie to znak, że zbliża się pojedynek. Wystarczy odpowiednio trafić w taki przedmiot i maszkarę mamy z głowy. Szybko i bez zbędnej straty amunicji.
Postać Nemesisa miała przerażać, spotkanie z nim miało być czymś uosabiającym poczucie bezradności w trudnej sytuacji. Stało się jednak czymś upierdliwym, jak komar latający przy twarzy, którego staramy się za wszelką cenę odgonić.
Bardzo ładnie. Brudno, ale ładnie
Cała otoczka graficzna RE Engine wypada niesamowicie. Do tego silnik sprawuje się równie dobrze, jeśli chodzi o zachowania bohaterów, ich motorykę, mimikę twarzy czy też samą fizykę.
Sceny przerywnikowe są bardzo dobrze zrealizowane - i znów w kierunku akcji, nie horroru. Silnik robi niesamowitą robotę, ale tego mogliśmy się spodziewać, bowiem już w poprzednich tytułach zaprezentowana została drzemiąca w nim moc.
Nazywanie długości kampanii fabularnej w grze żartem to przesada, ale da się i to dość wyraźnie odczuć, że jest stosunkowo krótka. Są pewnie i tacy, którym przejście gry zajmie mniej jak dwie godziny (wymagane do trofeum). Gra starczyła mi na kilka godzin, a i tak nie zbierałem wszystkiego ani też nie prowadziłem nadmiernej eksploracji otoczenia. Pewnie drugie przejście będzie krótsze i z większą liczbą znajdziek, a że wrócę do gry, to jest pewne jak nic. Chcę poznać wszystkie sekrety Raccoon City.
Sama w sobie gra mi nie podeszła w takim stopniu, jak zrobił to remake Resident Evil 2. Resident Evil 3 to nadal dobra gra, która jednak skierowana jest do raczej innego typu gracza. Zupełnie jak to było z pierwowzorem. Ciekawa historia, bardzo ładna grafika i nawiązania do RE2 mogą jednak stanowić dobry powód do tego, aby sięgnąć po ten tytuł już teraz, a nie czekać na obniżkę ceny. Poza tym jest to gra obowiązkowa dla każdego, kto zjadł zęby na oryginalnej trylogii. Fajnie jest porównać sobie to, co mamy tutaj, z tym, co ogrywaliśmy przed ponad 20 laty.
PLUSY:
+ oprawa graficzna;
+ czuć klimat oryginału;
+ historia;
+bohaterowie.
MINUSY:
- Nemesis;
- momentami praca kamery;
- backtracking;
- rozczarowująca długość kampanii.