Dawno temu w zachodniej części Teksasu staruszek Emmett Quinlan umierał na Alzheimera. Jego syn Roy, poza wychowywaniem swojej córki, musiał patrzeć jak jego własny ojciec zmienia się w owładniętego nienawiścią starego potwora. Co gorsza, w ich stronę zmierzała trąba powietrzna, gotowa zniszczyć wszystko, co było ważne dla rodziny Quinlanów. Właśnie ta burza miała przynieść wiele zmian. Bowiem trąba powietrzna nie pochodziła z tego świata... i sprowadziła ze sobą coś wyjątkowego... Emmett Quinlan wyłonił się z gruzów swojego domu ściskając zaczarowany, niezniszczalny, trzy i pół metrowej długości gadający miecz o imieniu Valofax. A póki miał go w dłoni... znów był sobą. Nie miał Alzheimera. Znów pamiętał, jak się nazywa i rozpoznawał twarze najbliższych. Sęk w tym, kochani... że ten miecz nie należał do Emmetta. A jego prawowici właściciele nie cofną się przed niczym, żeby go odzyskać...
Premiera (Świat)
17 maja 2019Premiera (Polska)
17 maja 2019ISBN
978-83-951721-8-2Polskie tłumaczenie
Marek StarostaLiczba stron
184Autor:
Donny Cates, Geoff ShawGatunek:
KomiksWydawca:
Świat: Kboom
Najnowsza recenzja redakcji
God Country przenosi nas na teksańską prowincję, do położonej na uboczu farmy zamieszkałej przez kilka osób: rodziców z dzieckiem oraz cierpiącego na Alzheimera dziadka. Pogłębiająca się choroba, idące za nią zmiany nastrojów i zaniki pamięci, stają się źródłem konfliktów w rodzinie. Sytuacja się zmienia, gdy w pobliżu coś spada z nieba. Okazuje się, że to Bóg-Miecz, a gdy senior bierze go w dłoń, odzyskuje pamięć.
Nie jest to jednak początek sielanki: za mieczem przybywają inne istoty boskie, które pragną go odzyskać. Wiekowy bohater przy pomocy boskiego, świadomego miecza, się im przeciwstawia, walcząc zarówno o niezależność, jak i szansę na ponowne zjednoczenie się z rodziną i ukochaną wnuczką, którą to więź zabrała mu choroba.
Sam pomysł na God Country nie jest zły, ale niestety scenarzysta Donny Cates nie zachował właściwych proporcji i nie był w stanie wydobyć z tej opowieści koniecznego ładunku emocjonalnego. Komiks to przede wszystkim starcia z kolejnymi przeciwnikami, a także próby zarysowania ich świata oraz motywacji, co niespecjalnie autorowi wychodzi, a przede wszystkim nie rozbudza zainteresowania. Natomiast relacje bohatera z rodziną są przez większość czasu zepchnięte na margines lub ograniczane do komunałów. Finał, który w zamierzeniach miał chyba wywoływać katharsis, jest po prostu kolejnym starciem do odfajkowania. Zamiast emocjonalnej i trzymającej w napięciu fabuły mamy zatem akcyjniaka klasy B, w którym los bohaterów i same wydarzenia są czytelnikowi obojętne.
Strona wizualna komiksu stoi na nieco wyższym poziomie. Geoff Shaw gra układem na planszach, serwuje dość realistyczną kreskę i generalnie stara się wycisnąć z wielu kadrów maksimum. Z drugiej strony elementy fantastyczne – miecz, bogowie – trochę nie pasują do obranej techniki, wyglądając jakby żywcem wzięte z anime. Efekt? Plansze, na których nie ma walk, pojedynków i nadnaturalnych zjawisk wyglądają znacznie lepiej.
God Country to próba ubrania w fantastyczny sztafaż historii o rodzinie, bliskości i próbach odwrócenia tego, co nieuniknione. Tak, fantastyka może służyć takim celom i wielokrotnie autorzy pokazywali, że świetnie się w tym sprawdza. Niestety nie stało się tak w przypadku God Country. Prawdopodobnie twórcom zabrakło wrażliwości lub wyczucia, by umiejętnie pożenić elementy obyczajowe i akcyjne. Nacisk położony został na te drugie, pierwsze zostały przedstawione w sposób dość naiwny. Szkoda.