Ikona PRL-u. Genialny naturszczyk. Oryginał. Miał ochrypły głos i cięty dowcip. Powtarzał, że alkohol pity z umiarem nie szkodzi. Włóczył się po Polsce, a potem po Nowym Świecie. Chwytał się różnych zawodów: był kamieniarzem, grabarzem, aktorem. Tym ostatnim na dłużej. Zagrał w kilkudziesięciu filmach, m.in. w absolutnie kultowych Rejsie i Wniebowziętych. Jan Himilsbach. Dziś powiedzielibyśmy, że żył życiem celebryty, lubił towarzystwo, bawił się, udzielał setek wywiadów. Ile jednak z tego, co sam o sobie mówił, wydarzyło się naprawdę? Czy może jego życie było barwniejsze, niż sobie wyobrażamy? Anegdoty o „nieokrzesanym skandaliście”, jakim był Himilsbach, zebrał znany z fanpejdżu Anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne Ryszard Abraham (aktor znakomicie poinformowany o życiu artystów). Wśród nich są te, które zbudowały jego legendę, ale i takie, które bohater książki najchętniej zabrałby z sobą do grobu. Ile był winien Piotrowi Fronczewskiemu? O jaką przysługę poprosił Tadeusza Konwickiego? Skąd kazał wypier*ć Gustawowi Holoubkowi? Z tej oryginalnej jak sam Himilsbach opowieści wyłania się także obraz PRL-u i ówczesnego środowiska artystycznego.
Premiera (Świat)
12 października 2022Premiera (Polska)
12 października 2022Liczba stron
208Autor:
Ryszard AbrahamGatunek:
BiografiaWydawca:
Świat: Mando
Najnowsza recenzja redakcji
Abraham przygląda się owej legendzie przez pryzmat przytaczanych wspomnień i anegdot, pochodzących zarówno od samego artysty, jak i osób z jego otoczenia. Próbuje też z tego symbolicznego pomnika wysupłać człowieka. I trochę Himilsbacha uczłowieczyć, trochę – być może – strącić z piedestału, ale tylko w zakresie uczynienia go bardziej ludzkim, przystępniejszym. Mniej legendarnym właśnie, bo owa legenda za bardzo chyba przesłania prawdę o tej niezwykłej postaci.
Książka ułożona została w zbiór krótkich opowiastek, wypowiadanych słowami samego artysty, ale równie często ludzi, którzy go znali, którzy z nim pracowali i którzy – niejednokrotnie – z nim pijali. I wyłania się z nich postać, która żyje we własnych anegdotach, która, prócz aktorstwa, parała się licznymi zawodami i pracami, która starannie budowała własny mit, brylując, gdzie się dało i udzielając setek wywiadów – często przy tym konfabulując. Na tyle umiejętnie, że trudno jednoznacznie oddzielić prawdę od półprawd czy całkowitych zmyśleń. Ale czy konieczne jest zupełnie odzieranie Himilsbacha z mitu? I czy w ogóle warto to robić? Z podobnego założenia zdaje się wychodzić i autor niniejszej publikacji, bowiem równie chętnie przywołuje najsłynniejsze anegdoty o artyście i stara się doszukiwać prawdy, ustalać fakty, konstruować z nich z grubsza spójny życiorys aktora. Praca to tytaniczna – mimo skromnej objętości książki, ledwie około dwustu stron uzupełnionych zdjęciami – bo opierająca się na rozmowach z bliskimi (i dalszymi) przyjaciółmi, współpracownikami Himilsbacha i zwyczajnie z tymi, których drogi z aktorem samoukiem kiedykolwiek się wyraźniej skrzyżowały.
Ale nie zapominajmy też, że Jan Himilsbach był człowiekiem niezbywalnie wpisanym w swoje czasy. Dziś taki nieokrzesany celebryta pewnie nie miałby prawa zaistnieć. W przesyconym absurdami PRL-u, ze środowiskiem artystyczno-celebryckim jednak dość dystyngowanym i z grubsza hermetycznym, do którego nie tak znów łatwo było wstąpić (trzeba się było pochwalić czymś więcej niż popularnym profilem na TikToku), okazało się to zgoła niełatwe, ale nie niemożliwe. Himilsbach – człowiek, zdawałoby się, zupełnie spoza elitarnego grona ówczesnej artystycznej bohemy – świetnie się w tym odnalazł i zaistniał gwiazdą jaśniejszą niż wiele koleżanek i kolegów po fachu.
I poniekąd o tym jest ta książka. To obraz artysty niepokornego, zbuntowanego naturszczyka o spracowanych rękach i wiecznie suchej krtani, potrafiącego równie umiejętnie zafałszowywać własny obraz i własną legendę, co choćby pewien pan o nazwisku Robert Zimmerman, którego świat zna, kocha i pamięta pod zgoła innym imieniem – Bob Dylan. Porównanie może wydawać się czynione na wyrost, ale tylko pozornie, bowiem obydwaj skutecznie budowali swój własny mit. Dziś trudno jednoznacznie ustalić wiele faktów – potwierdzić lub obalić ich autentyczność. Obydwu też cechowało zbliżone łaknienie sławy w ujęciu celebryckim, dającym okazję do „istnienia” w odpowiednich kręgach i wynikających z tego okazji do dobrej zabawy, jak to można kolokwialnie ująć. Nie jest – rzecz jasna – Himilsbach polskim Dylanem, ale jednak, na miarę czasów i realiów, w jakich zaistniał, to artysta tyleż spełniony, co nietuzinkowy. Przerysowany, ale równocześnie brutalnie wręcz naturalistyczny. Dopasowany do charakteru czasów, w jakich przyszło mu egzystować.
Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy w prosty, przystępny i czytelny sposób syntetyzuje to, co wiemy o artyście, to, co można powiedzieć (i napisać) o nim z całą pewnością, ale też to, co możemy domniemywać na podstawie strzępków informacji, jakie udaje się wyszperać bądź zasłyszeć. Ile jest prawdy w biografii Jana Himilsbacha, a ile konfabulacji i ubarwień uczynionych przez niego samego i towarzyszy jego artystyczno-alkoholowego żywota, to wiedział jedynie sam artysta. Nam pozostaje garść cudownych, słodko-gorzkich anegdot, które zebrane przez Abrahama układają się w obraz wyjątkowy. Bo legendy zawsze żyją wiecznie w opowieściach o nich.