Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 12 października 2022Jan Himilsbach to z pewnością jedna z polskich postaci legendarnych. Co ciekawsze, ową legendę artysta w dużej mierze sam wykreował. Ale czy to czyni ją mniej fascynującą? O tym pisze Ryszard Abraham w książce Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy.
Jan Himilsbach to z pewnością jedna z polskich postaci legendarnych. Co ciekawsze, ową legendę artysta w dużej mierze sam wykreował. Ale czy to czyni ją mniej fascynującą? O tym pisze Ryszard Abraham w książce Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy.
Abraham przygląda się owej legendzie przez pryzmat przytaczanych wspomnień i anegdot, pochodzących zarówno od samego artysty, jak i osób z jego otoczenia. Próbuje też z tego symbolicznego pomnika wysupłać człowieka. I trochę Himilsbacha uczłowieczyć, trochę – być może – strącić z piedestału, ale tylko w zakresie uczynienia go bardziej ludzkim, przystępniejszym. Mniej legendarnym właśnie, bo owa legenda za bardzo chyba przesłania prawdę o tej niezwykłej postaci.
Książka ułożona została w zbiór krótkich opowiastek, wypowiadanych słowami samego artysty, ale równie często ludzi, którzy go znali, którzy z nim pracowali i którzy – niejednokrotnie – z nim pijali. I wyłania się z nich postać, która żyje we własnych anegdotach, która, prócz aktorstwa, parała się licznymi zawodami i pracami, która starannie budowała własny mit, brylując, gdzie się dało i udzielając setek wywiadów – często przy tym konfabulując. Na tyle umiejętnie, że trudno jednoznacznie oddzielić prawdę od półprawd czy całkowitych zmyśleń. Ale czy konieczne jest zupełnie odzieranie Himilsbacha z mitu? I czy w ogóle warto to robić? Z podobnego założenia zdaje się wychodzić i autor niniejszej publikacji, bowiem równie chętnie przywołuje najsłynniejsze anegdoty o artyście i stara się doszukiwać prawdy, ustalać fakty, konstruować z nich z grubsza spójny życiorys aktora. Praca to tytaniczna – mimo skromnej objętości książki, ledwie około dwustu stron uzupełnionych zdjęciami – bo opierająca się na rozmowach z bliskimi (i dalszymi) przyjaciółmi, współpracownikami Himilsbacha i zwyczajnie z tymi, których drogi z aktorem samoukiem kiedykolwiek się wyraźniej skrzyżowały.
Ale nie zapominajmy też, że Jan Himilsbach był człowiekiem niezbywalnie wpisanym w swoje czasy. Dziś taki nieokrzesany celebryta pewnie nie miałby prawa zaistnieć. W przesyconym absurdami PRL-u, ze środowiskiem artystyczno-celebryckim jednak dość dystyngowanym i z grubsza hermetycznym, do którego nie tak znów łatwo było wstąpić (trzeba się było pochwalić czymś więcej niż popularnym profilem na TikToku), okazało się to zgoła niełatwe, ale nie niemożliwe. Himilsbach – człowiek, zdawałoby się, zupełnie spoza elitarnego grona ówczesnej artystycznej bohemy – świetnie się w tym odnalazł i zaistniał gwiazdą jaśniejszą niż wiele koleżanek i kolegów po fachu.
I poniekąd o tym jest ta książka. To obraz artysty niepokornego, zbuntowanego naturszczyka o spracowanych rękach i wiecznie suchej krtani, potrafiącego równie umiejętnie zafałszowywać własny obraz i własną legendę, co choćby pewien pan o nazwisku Robert Zimmerman, którego świat zna, kocha i pamięta pod zgoła innym imieniem – Bob Dylan. Porównanie może wydawać się czynione na wyrost, ale tylko pozornie, bowiem obydwaj skutecznie budowali swój własny mit. Dziś trudno jednoznacznie ustalić wiele faktów – potwierdzić lub obalić ich autentyczność. Obydwu też cechowało zbliżone łaknienie sławy w ujęciu celebryckim, dającym okazję do „istnienia” w odpowiednich kręgach i wynikających z tego okazji do dobrej zabawy, jak to można kolokwialnie ująć. Nie jest – rzecz jasna – Himilsbach polskim Dylanem, ale jednak, na miarę czasów i realiów, w jakich zaistniał, to artysta tyleż spełniony, co nietuzinkowy. Przerysowany, ale równocześnie brutalnie wręcz naturalistyczny. Dopasowany do charakteru czasów, w jakich przyszło mu egzystować.
Himilsbach. Ja to chętnie napiłbym się kawy w prosty, przystępny i czytelny sposób syntetyzuje to, co wiemy o artyście, to, co można powiedzieć (i napisać) o nim z całą pewnością, ale też to, co możemy domniemywać na podstawie strzępków informacji, jakie udaje się wyszperać bądź zasłyszeć. Ile jest prawdy w biografii Jana Himilsbacha, a ile konfabulacji i ubarwień uczynionych przez niego samego i towarzyszy jego artystyczno-alkoholowego żywota, to wiedział jedynie sam artysta. Nam pozostaje garść cudownych, słodko-gorzkich anegdot, które zebrane przez Abrahama układają się w obraz wyjątkowy. Bo legendy zawsze żyją wiecznie w opowieściach o nich.
Poznaj recenzenta
Mariusz WojteczekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat