Obcy: Przymierze – Moralno-etyczny Dramat Przymierza udanym powrotem Ridleya Scotta
Lata 1977 i 1979 to daty, które raz na zawsze zapiszą się w historii kina i kanonu kultury Science Fiction. A dlaczego? Pierwsza z nich to czas powstania ,,Gwiezdnych Wojen: Nowej Nadziei” – dzieła tak fenomenalnego, że nie da się raczej opisać jego gargantuicznego wpływu na media i zwyczajnych ludzi, a szczególnie zakochanych w świecie naukowej fantastyki. Druga natomiast to już prawo, zupełny absolut, zunifikowana moc. To w 1979 roku Ridley Scott dokonał rzeczy wręcz niesłychanej. Z połączenia Horroru z mocno zaznaczonym, dziejącym się w rozległej przestrzeni kosmicznej Science Fiction, wyszła mu genialna i wbijająca w fotel produkcja. Stworzył ,,Obcego – 8 Pasażer Nostromo”, którego sama nazwa jest dowodem na nieznane ludziom zło, które gdzieś tam czyha, ukryte w licznych zakamarkach i najdrobniejszych szczelinach modułów gigantycznego statku handlowego. Poczwara ta bawi się z członkami załogi w ,,kotka i myszkę”, zasadzając powoli pułapki w najmroczniejszych odmętach tej galaktycznej machiny. Nie wyobrażam sobie zatem co musieli czuć widzowie, którzy wygodnie zasiedli przed kinowymi ekranami z colą i tubą popcornu przy dłoni i z niecierpliwością wyczekiwali na pierwsze sekundy tej produkcji, by potem ze zwierzęcym przerażeniem i nadszarpniętymi do bólu nerwami modlić się o jak najszybsze z niknięcie przerażającej, gadziej i Xenomorphicznej kreatury. Najpierw poprzez ,,Prometeusza"w 2012r., a potem w postaci ,,Alien - Covenant" Ridley Scott powrócił do konwencji ,,Obcego”. Czy biorąc pod uwagę wszystko to co osiągnął w swym pierwszym filmie, ,,Przymierze” okazało się udanym ,,come backiem”? Powrót ,,Syna Marnotrawnego”, ale czy aby na pewno?
Lata 1977 i 1979 to daty, które raz na zawsze zapiszą się w historii kina i kanonu kultury Science Fiction. A dlaczego? Pierwsza z nich to czas powstania ,,Gwiezdnych Wojen: Nowej Nadziei” – dzieła tak fenomenalnego, że nie da się raczej opisać jego gargantuicznego wpływu na media i zwyczajnych ludzi, a szczególnie zakochanych w świecie naukowej fantastyki. Druga natomiast to już prawo, zupełny absolut, zunifikowana moc. To w 1979 roku Ridley Scott dokonał rzeczy wręcz niesłychanej. Z połączenia Horroru z mocno zaznaczonym, dziejącym się w rozległej przestrzeni kosmicznej Science Fiction, wyszła mu genialna i wbijająca w fotel produkcja. Stworzył ,,Obcego – 8 Pasażer Nostromo”, którego sama nazwa jest dowodem na nieznane ludziom zło, które gdzieś tam czyha, ukryte w licznych zakamarkach i najdrobniejszych szczelinach modułów gigantycznego statku handlowego. Poczwara ta bawi się z członkami załogi w ,,kotka i myszkę”, zasadzając powoli pułapki w najmroczniejszych odmętach tej galaktycznej machiny. Nie wyobrażam sobie zatem co musieli czuć widzowie, którzy wygodnie zasiedli przed kinowymi ekranami z colą i tubą popcornu przy dłoni i z niecierpliwością wyczekiwali na pierwsze sekundy tej produkcji, by potem ze zwierzęcym przerażeniem i nadszarpniętymi do bólu nerwami modlić się o jak najszybsze z niknięcie przerażającej, gadziej i Xenomorphicznej kreatury. Najpierw poprzez ,,Prometeusza"w 2012r., a potem w postaci ,,Alien - Covenant" Ridley Scott powrócił do konwencji ,,Obcego”. Czy biorąc pod uwagę wszystko to co osiągnął w swym pierwszym filmie, ,,Przymierze” okazało się udanym ,,come backiem”? Powrót ,,Syna Marnotrawnego”, ale czy aby na pewno?
12 Maja 2017 to data, którą nawet gdybyśmy nie chcieli, powinniśmy zapamiętać na dobre. To tego dnia w Polsce miała miejsce premiera długo oczekiwanej produkcji Ridleya Scotta: ,,Alien – Covenant”. To tego dnia ,wielu z nas po seansie powyższego filmu popadło w konsternację, szok, skrajne uwielbienie lub przerażenie. Jednym słowem, społeczność fanów Xenomorpha miała mieszane uczucia, a część z nich na pewno dopadła jakaś apopleksja czy rozległa katatonia. Zależy jak patrzeć, gdyż wiele osób oczekiwało od niej bardziej wyrazistego dzieła niż ,,Prometeusz”,jego szerszej kontynuacji, dodania wątków naukowo – anatomicznych związanych z ewolucją proto-form Xenomorpha lub skoro nazwa filmu zaczynała się od słów ,,Alien.”, to przynajmniej po części nawiązania do wdzierającego chłód do ciała, powodującego uczucie klaustrofobii i umiejętnego klimatu narastającej grozy Obcego. Z kolei byli i tacy, którzy obawiali się nowego obrazu Ridleya Scotta. Po prostu, po średnio na jeża wykonanej z ,,Prometeuszem” robocie, poczuli lekki niepokój co do tego jak może rozwijać i zakończyć się obiecywana trylogia ,,before Alien”.
Klaustrofobiczne przestrzenie. Zamknięcie w wąskich modułach frachtowca handlowego, na którym swoje pierwsze kroki z ziejącym kwasem maszkaronem poczyniła porucznik Ellen Ripley (Sigourney Weaver), tajemnice i narastające napięcie to prawo fundamentalne, symbol idealnego horroru science fiction, który bez nie wiadomo jak potężnych usprawnień i efektów specjalnych potrafił niejednemu oglądającemu ostro pomieszać w zmysłach i zdrowy rozsądek wywrócić do góry nogami. Ach ,,Obcy 8.Pasażer Nostromo” to było pojęcie strachu. A jak jest dzisiaj? Czy ,,Alien – Covenant” został stworzony nie tylko by paraliżować grozą, poczuciem obecności i czyhania w zaułkach przyciemnionych odłóg korytarzy koszmarnego monstra? Czy Scott chciał dodać do tego moralno filozoficzną naukę, o poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania ludzkości: ,,czy Bóg istnieje”? Czy skoro sami dajemy życie, to nie stajemy się już Bogami? Czy ewolucyjny przypadek nakreślił historię naszego gatunku? Może to siła sprawcza boskiego słowa wykreowała nas na jego podobieństwo, dała nam taki a nie inny wygląd, ukształtowała człowieka na jedyny inteligentny gatunek na Ziemi potrafiący rozumieć, doświadczać i zadawać filozoficzno-etyczne pytania. Jakiej drogi szukał więc Ridley Scott w najnowszej odsłonie ,,Obcego”?
Nostalgią w kierunku prostoty pojęcia życia, spokojem i dramatycznym oczekiwaniem w przyszłość rozpoczęły się pierwsze minuty ,,Alien - Covenant”. Futurystyczne wnętrze, duża rozciągająca się przestrzeń i wysokie od podłogi aż do sufitu szerokie okna. W tym wizjonerskim pomieszczeniu David (Michael Fassbender) zadał niepokojące pytanie Peter’owi Weylandowi (Guy Pearce)– swemu twórcy: ,,Skoro ty jesteś moim twórcą to w takim razie kto jest twoim?”. Syntetycznemu androidowi chodziło o to czy szef gigantycznej korporacji ma pojęcie co sprawiło, że człowiek jest taki jaki jest. Nie wiem czy to był jakiś akt sprzeciwu, buntu, czy ot taka myśl, gdyż David zastanawiał się czemu miałby pomagać ludziom, którzy są niedoskonałymi stworzeniami a ich egzystencja niestety ograniczona jest starzejącym się organizmem, który naturalnie bądź nie - kiedyś w końcu umrze. Natomiast on jako Sztuczna Inteligencja opakowana w na wzór ludzką formę, nie zazna uczucia śmierci, będzie żył wiecznie. Skoro mojemu demiurgowi nie dane będzie zaznać swojej genezy, to w takim razie: jakie ja mam prawo do życia? On był moim kreatorem, lecz niedoskonałym.Mogę mu dorównać. Mogę niszczyć i dawać życie. Pomyślał David. Te egzystencjalne pytania i rozważania syntetyka mogły trochę mylić, ale były kluczowe dla późniejszej akcji i zrozumienia przesłania całego filmu.
Mija 10 lat odkąd David wraz z Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) zostawili zrujnowanego ,,Prometeusza” i molochem, okrętem matką ,,Konstruktorów” opuścili ich planetę. Jest 2104 rok. Załoga galaktycznego okrętu eksploracyjnego krąży w przestrzeni kosmicznej na wyznaczonej ku Origae-6 trasie: planety typu ziemskiego, mającej odpowiednio podobną do tej w Układzie Słonecznym gwiazdę i leżącej w sprzyjającej od niej odległości tzw. ,,złotej strefie”, która umożliwia powstawanie, adaptację i ewolucję różnych form życia, a co za tym idzie, również założenia kolonii dla gatunku ludzkiego.
Odkrycie przez załogę frachtowca ,,USCSS Covenant” niewyraźnej, zamazanej pochodzącej z ,,Prometeusza” wiadomości holograficznej, którą ów statek nadał z równie życiodajnej planety co Origae-6 ,będącej głównym celem eksploracji ,,Przymierza” spowodowało – o Ironio! na krótką dla uczestników przyszłość - katastrofalne skutki, które dobrze znamy. Dla mnie było to naprawdę idiotyczne posunięcie, a być może moje dąsy spowodowane są dokładnym, wielokrotnym oglądaniem i analizowaniem produkcji: ,,Obcy – 8. Pasażer Nostromo”, w której Ash (Ian Holm) – syntetyczny android i przydupas ,,Towarzystwa” - zmienił emitowany z LV-426 sygnał ostrzegawczy na klasyczny S.O.S. A wszystko po to by nakierować okręt klasy M: Nostromo na powyższą planetoidę i zdobyć egzystujący tam, ponoć nieznany nauce organizm oraz wykorzystać go w celu stworzenia broni, leków, nowej technologii – czyli jednym słowem: zakusy Weyland-Yutani na ciągłe wzbogacanie się, stworzenie z korporacyjnego Molocha jeszcze większej Megakorporacji. To co się działo później na Acheronie zna każdy fan xenomorphicznej kwadrologii. Atawistyczny lęk to mało powiedziane.
I tak, skrócenie czasu podróży z kliku lat do kilku tygodni, lądowanie na dzikiej jakby porzuconej planecie, wdychanie czarnych zarodników zamieniających jednego z osadników w Neomorpha (Goran D. Kleut), w międzyczasie spotkanie zaginionego androida, opowiadającego o swoim akcie kreacji życia: eksperymentach genetycznych tworzących proto-formę Xenomorpha, w którą to w końcu ewoluował wcześniejszy ,,przemieniec”, było dla mnie czymś nowym, zupełnie niepasującym do filozoficznego podejścia ,,zabawy w Boga" Davida i stawiającym to wszystko w podsumowujące pytanie: ,,Ridleyu Scottcie, a cóż ty w tym filmie chciałeś osiągnąć ?". Przynajmniej oprócz mocnej ambiwalencji w moim rozumieniu całej tematyki ,,Obcego" po tym filmie, dostałem w miarę satysfakcjonujące, naukowe wytłumaczenie stopniowej ewolucji gatunku xenomorphicznego maszkarona.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1967, kończy 57 lat