Nie z tego świata: sezon 11, odcinek 17 – recenzja
Trudno jest ocenić odcinek Red Meat. Z jednej strony jest w nim kilka naprawdę dobrych scen, emocjonujących nawet dla tak zblazowanego fana jak ja; z drugiej ma się ochotę zakląć i wrzasnąć „Hej, ale to wszystko już było!”. Może narażę się niektórym z Was, ale od długiego już czasu mam wrażenie, że serial w końcu po okresie kręcenia się za własnym ogonem złapał go, zjadł, a teraz zaczyna sam sobie dobierać się do tyłka. Odcinek 17. jest najlepszym tego przykładem.
Trudno jest ocenić odcinek Red Meat. Z jednej strony jest w nim kilka naprawdę dobrych scen, emocjonujących nawet dla tak zblazowanego fana jak ja; z drugiej ma się ochotę zakląć i wrzasnąć „Hej, ale to wszystko już było!”. Może narażę się niektórym z Was, ale od długiego już czasu mam wrażenie, że serial w końcu po okresie kręcenia się za własnym ogonem złapał go, zjadł, a teraz zaczyna sam sobie dobierać się do tyłka. Odcinek 17. jest najlepszym tego przykładem.
Śmierć głównego bohatera (a co dopiero dwóch!) byłaby w każdym innym serialu wydarzeniem. Zmartwychwstanie głównego bohatera (a co dopiero dwóch!) byłoby wydarzeniem bez precedensu, dyskutowanym, opisywanym i tumblrowanym w nieskończoność. Ale to jest Supernatural i fani na wieść o tym, że Sam Winchester umiera lub jest bardzo bliski śmierci, zastanawiają się nad tym przez dwie sekundy, kiwają głową i sięgają do miski z popcornem nie dlatego, że jego postać jest im obojętna, ale dlatego, że fakt ten niestety coraz mniej znaczy. Można ze stuprocentową niemal dokładnością przewidzieć zachowanie jego brata, można być pewnym, że nikt nie umrze i że będziemy świadkami bardzo emocjonalnych dla bohaterów, ale widzianych już co najmniej kilka, jeżeli nie kilkanaście razy scen. Jedyną niewiadomą jest tylko to, w jaki sposób młodszy Winchester zostanie przywrócony do życia i co tym razem będzie chciał przehandlować jego brat. Zastanawiałam się, czemu scenarzyści zdecydowali się w typowym filerze wytoczyć działa tak dużego kalibru, i nie bardzo wiem. Jeżeli chcieli udowodnić, że Dean nadal zrobi wszystko, aby uratować brata, to im się to oczywiście udało. Jeżeli chcieli pokazać, że po śmierci perspektywy Winchesterów na wygodny kącik w Niebie wyglądają marnie – to też im się udało. Tylko po co trzeba było po raz enty zabijać braci i wykorzystywać motyw, który powinien wywoływać emocje, a tak naprawdę zaczyna tracić na ciężarze gatunkowym?
Siedemnasty odcinek miał oczywiście swoje plusy. Znakomita była początkowa scena walki z wilkołakami, dynamiczna jak rzadko i bardzo ciekawie pokazana. Podobała mi się postać Michelle, którą polubiłam za jej odwagę w obliczu wydarzeń całkowicie burzących jej świat, nawet rozumiem w pewnym stopniu jej męża, który wybrał to, co według niego w danym momencie było najlepsze. Podziwiam Billie za jej konsekwencję - postanowiła sobie coś i wygląda na to, że uporczywie będzie dążyć do wykonania swojej obietnicy. Poza tym ktoś, kto nie jest zafascynowany Winchesterami i po prostu ich nie lubi, a na dodatek ma prawdziwy powód, to istny „rodzynek” w serialu i jako taki należy go hołubić. Mam nadzieję, ze spotkamy jeszcze Żniwiarkę.
Jensen Ackles zagrał dość oszczędnie, ale wyraziście; widać było, że jego Dean jest przerażony, zagubiony i zdesperowany. Do gry aktorskiej Jareda Padaleckiego także nie można mieć zastrzeżeń, bez trudu można było uwierzyć, że najwyższym wysiłkiem woli, mimo bólu walczy o życie, a Erin Way (znana m.in. z seriali Colony i Alphas) grająca Michelle pięknie wcieliła się w delikatną, przerażoną, a mimo to dzielną młodą żonę. Od strony wizualnej odcinek był bardzo dobrze nakręcony, surowy i ciemny, lokacje (o co trudno w Supernatural mimo wysiłków ekipy) nieopatrzone i nie miało się wrażenia, że znowu jest się w tym samym miejscu.
Minusy - oczywiście poza wspomnianym wyżej głównym wątkiem odcinka - to przede wszystkim kompletnie niewiarygodna pod względem medycznym akcja w szpitalu, osobliwe „rozciąganie” czasu ekranowego pozwalające Samowi dotrzeć w tempie błyskawicznym do szpitala, pokazane kompletnie po łebkach śledztwo i jak zwykle niesamowita beztroska doświadczonych podobno łowców, którzy nie sprawdzili, czy ktoś z uratowanych przez nich ludzi nie został ugryziony.
Jedyna rzecz, która mnie po odcinku Red Meat intryguje, to fakt, czy Sam Winchester naprawdę nie żył, a jeżeli tak, to kto nad nim czuwał. Wśród fanów są zwolennicy teorii, że zmartwychwstał za sprawą Boga, bo jest wybrańcem przeznaczonym do walki z Amarą. Inni uważają, że wcale nie umarł, a Dean po prostu się pomylił, bo był zbyt spanikowany, żeby trzeźwo ocenić sytuację. W każdym razie wyjaśnienie otrzymamy pewnie w finale sezonu, a teraz pozostaje tylko czekać na odcinki lepsze niż siedemnasty.
Poznaj recenzenta
Beata ZawadzkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat