Ad Vitam – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 10 stycznia 2025W ostatnim czasie film produkcji francusko-beligjskiej Ad Vitam przebojem wdarł się na szczyt listy polskiego Netflixa. Czy zasłużenie?
W ostatnim czasie film produkcji francusko-beligjskiej Ad Vitam przebojem wdarł się na szczyt listy polskiego Netflixa. Czy zasłużenie?
Warto zacząć od rozszyfrowania tytułu filmu. Ad Vitam oznacza po łacinie “na całe życie” i rzeczywiście można tak ten film opisać. Po jego obejrzeniu czuję się, jakby moje już przeminęło. Obiecujący w pierwszych pięciu minutach thriller z zagadką zaczyna przypominać niespecjalnie lotny dramat obyczajowy.
Franck Lazareff (Guillaume Canet) i jego ciężarna żona Leo (Stéphane Caillard) są byłymi funkcjonariuszami sił specjalnych, którzy wiodą raczej spokojne życie na przedmieściach Paryża. Sielanka nie trwa zbyt długo. Zanim dobrze poznamy naszych bohaterów, do mieszkania wpadają uzbrojeni po zęby bandyci. Przez dłuższy czas niemal tuzin z nich toczy nierówną walkę z brzemienną Leo. Ostatecznie udaje się im ją porwać, a wtedy do salonu wkracza przywódca grupy, Vanaken, który próbuje wydusić od Francka lokalizację tajemniczego przedmiotu.
Taki cliffhanger na wstępie rozbudził oczekiwania. Spodziewałem się akcji rodem z filmu Pan i Pani Smith. Scenarzyści Ad Vitam mieli jednak inne plany i zafundowali widzom godzinkę retrospekcji. Poznaliśmy całą jednostkę specjalną, ich bliskich przyjaciół, ba, nawet dzieci. Szkoda tylko, że gdzieś pomiędzy na Paryż musiała spaść atomówka, bo z wyjątkiem giermka Bena (Nassim Lyes) reszta postaci przepada w fabule aż do przedostatniej sceny filmu lub nie pojawia się w ogóle. Tak długie wprowadzenie mogłoby się jeszcze obronić, gdyby zbudowało głębię głównych postaci. Na to nie ma jednak co liczyć, bo twórcy uznali, że ich wielka historia miłosna polegała na piciu wódki i uśmiechach. Przecież w zanadrzu jest jeszcze wielka zagadka, czyli newralgiczna część fabuły. Pięści same się zaciskają, kiedy intryga zostaje rozwiązana w niecałą minutę, a my w jednej scenie poznajemy i rozstajemy się z teoretycznie najważniejszymi antagonistami stojącymi za całą awanturą.
Film cierpi również na poważne ubytki w logice. Szczególnie dokuczliwe jest to w scenach z Leo, która walczy z bandytami niczym Bruce Lee, aby chwilę później stać się bezbronną negocjatorką. Nawet całkowite wycięcie drugiej sceny miałoby większy sens. Mamy również Bena wiozącego Leo do szpitala przez podwórze Pałacu Wersalskiego. Chyba czas najwyższy zamontować mu GPS. Punktem kulminacyjnym była jednak scena, w której Vanaken ni stąd, ni zowąd wrabia Francka w inne przestępstwo, jednocześnie oczekując jak najszybszego dostarczenia przedmiotu. Otrzymaliśmy dzięki temu fajne ujęcia podczas policyjnego pościgu, lecz fabularnie nic się nie kleiło. Włączając filmy akcji, nastawiam się na stereotypowe rozwiązania, lecz cała reszta Ad Vitam była tak przewidywalna i płytka, że nawet mrówki by się nie potopiły.
Solidnie trzyma się za to realizacja filmu, czego można oczekiwać od produkcji Netflixa. Mamy świetne ujęcia panoramy Paryża, Wersalu, a kiedy akcja pojawia się na ekranie, to jest wciągająca. Paradoksalnie może to działać na jego niekorzyść. Z takim scenariuszem Ad Vitam mogłoby skutecznie rywalizować w gatunku "fun bad", jednak topowa jakość produkcji odbiera nieco smaku karykaturalnym scenom. O występach aktorskich nie ma co wspominać. Guillaume Canet w sytuacjach stresowych wypada drętwo, a reszta aktorów to (mniej lub bardziej) zakładnicy jednowymiarowego scenariusza.
Za Ad Vitam nikt nie zatęskni. To po prostu kolejny marny akcyjniak dorzucony do sterty innych. Można tylko żałować zmarnowanego potencjału i dobrej obsady, która w innych warunkach zapewne wypadłaby lepiej.
Poznaj recenzenta
Patryk SzcześniaknaEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 53 lat
ur. 1955, kończy 70 lat
ur. 1962, kończy 63 lat
ur. 1953, kończy 72 lat
ur. 1970, kończy 55 lat