„Agenci T.A.R.C.Z.Y.”: sezon 2, odcinek 2 – recenzja
W 2. sezonie twórcy zdają się nie popełniać początkowych błędów. Akcja ładnie posuwa się naprzód, brak przestojów i denerwujących momentów. Agenci T.A.R.C.Z.Y. nadal kontynuują dobrą passę.
W 2. sezonie twórcy zdają się nie popełniać początkowych błędów. Akcja ładnie posuwa się naprzód, brak przestojów i denerwujących momentów. Agenci T.A.R.C.Z.Y. nadal kontynuują dobrą passę.
Agenci T.A.R.C.Z.Y. ("Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.") nie mają lekko. Coraz wyższy poziom kinowych produkcji zmusza serial do niemal niemożliwego, a jego twórcy dwoją się i troją, żeby nadążyć. Nietrudno jednak zgodzić się z opinią Dawida Rydzka, że niestety przy produkcji nie pracują artyści, a jedynie rzemieślnicy. Raz wychodzi im to lepiej, raz gorzej - zdaje się jednak, że serial powoli łapie swoją tożsamość, której długo nie mógł znaleźć, a scenarzyści odnaleźli złoty środek. Mocno im w tym pomógł sequel "Kapitana Ameryki", nadający ton kolejnym produkcjom Marvela dziejącym się na Ziemi.
Odcinek "Heavy is the Head" bezpośrednio kontynuuje wydarzenia ukazane w premierze. May podążą za Creelem, a pozostali agenci nadal szukają metody na obezwładnienie go. Początek odcinka jest zresztą bardzo dobrze nakręcony i dynamiczny. May ścigająca na motorze po autostradzie wygląda dobrze, a i całą scenę ogląda się z przyjemnością. Dobrym pomysłem okazało się także rozpisanie historii na dwa odcinki. Właśnie ciągłości brakowało w pierwszej połowie pierwszego sezonu, ale po zapowiedzi kolejnego odcinka można przypuszczać, że tym razem twórcy postawili na wyraźny wątek główny. Jest to o tyle proste, że mają fantastyczny materiał wyjściowy. Mozolne odbudowywanie znaczenia agencji jest tutaj kluczowe, choć trochę dziwi, że tysiące agentów nagle zniknęło, przeszło na drugą stronę albo zostało aresztowanych. Tym sposobem w niemal kilkanaście dni najpotężniejsza siła na świecie została zdetronizowana. Brak budżetu pewnie nie pozwala pokazać globalnych działań, ale przeświadczenie, że T.A.R.C.Z.A. to teraz zaledwie garstka agentów, jest lekką przesadą.
Na szczęście znalazło się kilka dobrych scen i rozwiązań fabularnych. Powrót Rainy i jej odejście z HYDRY może sporo namieszać, szczególnie że połączyła siły z postacią graną przez Kyle'a Maclachlana. To tutaj można szukać najciekawszego wątku. Podobnie zresztą jak w tajemniczych wizjach Coulsona i jego rysunkach.
Dobrym wyborem okazało się również wprowadzenie kilku nowych postaci. Chociaż Trip nie pojawia się za często, radzi sobie o wiele lepiej niż sztywny i przerysowany Ward, a i chemia pomiędzy nim a pozostałymi członkami ekipy jest bardziej zauważalna. Jedyny najemnik, który przeżył, także może być ciekawym wzmocnieniem.
[video-browser playlist="633206" suggest=""]
Postać Coulsona stała się jeszcze bardziej wycofana, ale to zapewne efekt poznania prawdy o sobie i faktu, że został dyrektorem. Robi, co może, by ratować agencję, ale ma ograniczone zasoby. Ostatnia scena, w której mówi, że nadal mają potężne zasoby, zostaje wspaniale skomentowana, gdy bohater oznajmia, że trzeba lecieć, zanim skończy się paliwo. Właśnie w takich momentach widać, że czasami twórcy jednak potrafią korzystać z humoru tak widocznego w kinowym uniwersum.
Nie zawodzi Fitz. Zagubiony, na granicy szaleństwa, usilnie stara się walczyć z własnymi słabościami. Nie jest to już ten sam irytujący geniusz co wcześniej. Widz potrafi go zrozumieć, docenić, a nawet zastanowić się nad jego losem. Walka z wewnętrznymi słabościami tylko dodaje kolorytu tej postaci. Szczególnie że dowiaduje się o tym, iż Simmons już nie ma. Jest to moment przełomowy w rozwoju tej postaci.
Nie do końca wykorzystano potencjał Absorbing Mana, ale jak na pierwszego złoczyńcę w sezonie było naprawdę nieźle. Kilka razy pokazano jego moc i na pewno dało to wszystkim fanom sporo radości.
Żeby nie było zbyt kolorowo - odcinek popełnia kilka błędów. Agenci zdają się błądzić we mgle, wciąż mają bardzo ograniczone zasoby, a ich działania są nieco chaotyczne. Taka jednak konwencja i ja ją w miarę kupuję. Drugi odcinek traci też nieco na tempie narracji. Dużo tutaj dialogów, które nic nie wnoszą. Są też jednak takie, które napędzają produkcję. Ciekawy zdaje się być wątek Talbota i Coulsona. Obaj panowie na swój sposób się szanują, więc kto wie - może w przyszłości czeka ich współpraca.
Czytaj również: Dominic Cooper w stałej obsadzie "Marvel's Agent Carter"
Nadal mam mieszane odczucia co do Agentów T.A.R.C.Z.Y.. Jest zdecydowanie lepiej niż w 1. sezonie, ale wciąż nie jest to poziom nawet zbliżony do filmów kinowych. Skala działań jest bardzo ograniczona, a tutaj aż się prosi, by pokazać nieco więcej świata lub innych lokacji. Świetnym pomysłem jest natomiast pokazanie T.A.R.C.Z.Y., która musi działać z ukrycia, uważając jednocześnie, by się za bardzo nie wychylać. 2. odcinek jest dobrym zwieńczeniem początku sezonu. Reszta zapowiada się równie dobrze, jeżeli tylko twórcy podniosą nieco poziom historii.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat