American Assassin – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 15 września 2017Nowy thriller akcji od totalnej klęski ratuje tylko Michael Keaton.
Nowy thriller akcji od totalnej klęski ratuje tylko Michael Keaton.
Mitch Rapp (Dylan O'Brien) stracił ukochaną w ataku terrorystycznym podczas romantycznych wakacji. Od tej chwili jego jedynym celem jest zemsta. Oficer szkoleniowy CIA Stan Hurley (Michael Keaton) wie, że taki człowiek to dla agencji skarb, ale także wielkie ryzyko. Człowiek wzbogacony o pewien szczególny zestaw umiejętności, który uczynił go maszyną do zadań specjalnych jest skuteczny tylko wtedy, gdy potrafi panować nad emocjami. Pytanie brzmi, czy Hurley potrafi go tego nauczyć? Zanim szkolenie dobiegnie końca Mitch będzie miał okazję wykazać się w akcji. Według danych wywiadu grupa terrorystów planuje atak z użyciem bomby atomowej. Wiele wskazuje na to, że jednym z nich jest dawny uczeń Hurleya. Kogoś takiego może wytropić i zneutralizować tylko ktoś taki jak nowy nabytek agencji.
American Assassin miał być ciekawym thrillerem akcji i faktycznie akcji jest tam co niemiara, gorzej, że oprócz scen walki i wielkich wybuchów nic więcej w nim nie znajdziemy. Fabuła toczy się w wielu krajach Europy, w których podobno ukrywają się najgroźniejsi terroryści. Na tej mapie jest nawet Warszawa jako miasto, gdzie na straganie ze starociami można kupić pluton. Transakcja się komplikuje, kiedy wkracza policja, prosząc o przestawienie samochodu z powodu wizyty… kardynała. Tym razem zatrudniono nawet ludzi mówiących płynnie w języku polskim, jednak reżyser Michael Cuesta nie uciekł od powielania stereotypów. Wychodzi na to, że Polacy chodzą w puchówkach i wyglądają jak goście na sterydach, Włosi zaś w czerwonych skórzanych kurtkach ze złotymi łańcuchami na szyjach itp.
Historia zaczyna się interesująco, zapowiadając film zemsty, jednak sprawa rozwiązuje się w jakiejś 20 minucie, zostawiając nas z nową już nie tak ciekawą opowieścią, w której to młody nabytek amerykańskiego rządu ściga terrorystów. Generalnie scenariusz ma w sobie tyle luk i niedorzeczności, że najlepiej wyłączyć myślenie jeszcze przed seansem.
Wielka konfrontacja Dylana O’Briena z Taylor Kitsch wypada sztucznie i nieciekawie. Dylan, którego większość kojarzy z roli Stilesa z serialu Teen Wolf, nie pasuje do postaci bezwzględnego zabójcy.
Warto się wybrać do kina na ten film jedynie ze względu na Michaela Keatona. Swoją kreacją kradnie show obu młodym wilkom. Pokazując, że nawet w średnim filmie jest w stanie świetnie się zaprezentować. Wciąż w oczach ma szaleństwo i wściekłość, które fani kochają.
American Assassin to typowe średnie kino klasy B z ciekawą obsadą, z której reżyser praktycznie nic nie wyciągnął. Mamy tu masę zmarnowanego potencjału i bezsensowne zakończenie. Zresztą po obejrzeniu całości widać, że reżyser miał w planach kontynuację. Jeśli do niej dojdzie, to pewnie już bez Keatona. Mam nadzieję, że wtedy film trafi wprost na płyty DVD i Blu-ray, bo do kina się raczej nie będzie nadawać.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat