Anatomia skandalu - recenzja miniserialu
Anatomia skandalu prezentuje ciekawy temat, ale rozwija go w sposób wielce niesatysfakcjonujący. Co więcej, pewien zabieg fabularny zastosowany w połowie serii wprowadza opowieść na manowce nonsensu.
Anatomia skandalu prezentuje ciekawy temat, ale rozwija go w sposób wielce niesatysfakcjonujący. Co więcej, pewien zabieg fabularny zastosowany w połowie serii wprowadza opowieść na manowce nonsensu.
Anatomia skandalu to sześcioodcinkowy miniserial Netflixa oparty na powieści Sary Vaughan pod tym samym tytułem. Współtwórcą produkcji jest David E. Kelley, który ma na swoim koncie takie formaty jak Ally McBeal, Doogie Howser, M.D. czy Boston Public. Ten telewizyjny wyjadacz wziął się tym razem za bary z tematem małżeńskiej zdrady wśród przedstawicieli brytyjskich elit oraz oskarżeniem o gwałt. Młody i popularny minister James Whitehouse zostaje przyłapany na romansie ze swoją podwładną. Co gorsza, kobieta twierdzi, że zmusił on ją do stosunku seksualnego. Wśród blasku fleszy rozpoczyna się proces ministra, który robi wszystko, żeby nie dopuścić do rozpadu swojej rodziny. Jak to zwykle w takich opowieściach bywa, na jaw wychodzą sekrety i tajemnice mające duży wpływ na toczące się wydarzenia.
Punktem wyjścia Anatomii skandalu jest interesująca kwestia. Gdzie przebiega granica pomiędzy dobrowolnie odbytym stosunkiem seksualnym a przymusem? Czy „nie” podczas chwili namiętności należy uznać za zdecydowany sprzeciw, czy to tylko element miłosnej gry pomiędzy kochankami? James Whitehouse czuje się jak ryba w mętnej wodzie niejasności oraz nieprecyzyjności takich sytuacji i w bezwzględny sposób wykorzystuje kobiety. W sądzie udowadnia, że zbliżenia odbyły się za obopólną zgodą. Rozdarta bielizna, siniaki na ciele i słowa sprzeciwu nie mają tu znaczenia – wszystko przecież da się zrzucić na gorącą atmosferę oraz niepohamowane żądze. Tematyka bardzo interesująca i jak najbardziej zasługująca na zgłębienie. Niestety, serial szybko porzuca zawiłości i do wszystkiego podchodzi w dość powierzchowny sposób. Gdy w pewnym momencie historia wkracza na drogę fabularnych skandali rodem z telewizyjnych tasiemców, meritum rozrzedza się w morzu niedorzeczności.
Narracja Anatomii skandalu toczy się na kilku polach. Najważniejsze wydarzenia mają miejsce na sali sądowej, gdzie bohaterowie ze szczegółami opowiadają o sytuacji między ministrem a jego podwładną. Kolejna płaszczyzna to dom rodziny Jamesa i jego żony Sophie. Pani Whitehouse musi uporać się zarówno z faktem zdrady, jak i domniemanym gwałtem. Dużo istotnego dzieje się również w retrospekcjach pokazujących czasy studenckie Jamesa, Sophie i ich znajomych. To przeszłość kryje kluczową dla fabuły tajemnicę, która niestety okazuje się mało wiarygodną wydmuszką. Wątki rodzinne i obyczajowe mają na celu zbliżyć nas do bohaterów i pokazać głębię ich relacji, a rozprawa popycha akcję do przodu. Przeszłość łączy wszystkie płaszczyzny, ale robi to w tak nieudolny sposób, że serial szybko traci autentyczność.
Okazuje się bowiem, że James za młodu zgwałcił koleżankę Sophie (kolejną niedorzecznością jest fakt, że zrobił to tuż po tragicznym wypadku jego przyjaciela). Teraz ówczesna ofiara jest sądową oskarżycielką Whitehouse’a. Sęk w tym, że nikt jej nie rozpoznaje – ani rzekomy gwałciciel, ani dawna przyjaciółka – jakby przeszła operację plastyczną i wraz ze zmianą nazwiska zmieniła również twarz. Druga połowa serialu toczy się więc w rytm wątku „skąd ja ją znam?”. Całość przybiera sensacyjny charakter, a tandetna zagadka staje się siłą napędową serialu. Wkrótce przestajemy interesować się losem ofiary i oprawcy, bo w centrum wydarzeń jest dawna Holly Berry, która obecnie nazywa się Kate Woodcroft. Takie rozwiązanie jest zupełnie niepotrzebne. Nie dość, że spycha na drugi plan najważniejszy wątek, to jeszcze spłyca całe przesłanie.
Na szczęście meritum nie ginie całkowicie w natłoku niedorzeczności i w gruncie rzeczy wydarzenia na sali sądowej są interesujące i do czegoś prowadzą. Twórcy dość odważnie mówią o patriarchalnej dominacji i uprzywilejowaniu męskich elit. Demaskują postawę samca alfa – Adonisa, który pod idealnym wizerunkiem skrywa wewnętrzną zgniliznę. Fabuła serialu koresponduje z wartościami #metoo i zdecydowanie oddziela zło od dobra. Gdyby tylko twórcy mieli odwagę skoncentrować się jedynie na tym, całość miałaby znaczące i dobitne przesłanie. Kuriozalny wątek Holly Berry rozmienia potencjał na drobne, przez co opowieść traci swoją siłę.
Anatomia skandalu realizacyjnie i aktorsko jest serialem dość przeciętnym. Występujący w rolach głównych Sienna Miller i Rupert Friend tworzą kreacje, których raczej nie zapamiętamy. Podobnie będzie z całym serialem – bardzo szybko zniknie w odmętach netflixowej biblioteki. Wielka szkoda, bo podjęty temat zasługuje na mniej szablonowe podejście. O takich sprawach trzeba mówić, ale należy to robić w taki sposób, żeby przesłanie wybrzmiało należycie.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat