Astonishing X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 18 września 2018Autorem pierwszego tomu serii Astonishing X-Men jest Joss Whedon, nasz stary dobry znajomy z MCU i DCEU. Twórcy udało się wnieść w świat komiksowych mutantów świeży powiew - to o tyle paradoksalne, że w tym celu wykorzystał on sprawdzone środki.
Autorem pierwszego tomu serii Astonishing X-Men jest Joss Whedon, nasz stary dobry znajomy z MCU i DCEU. Twórcy udało się wnieść w świat komiksowych mutantów świeży powiew - to o tyle paradoksalne, że w tym celu wykorzystał on sprawdzone środki.
Dziś Joss Whedon jest kojarzony przede wszystkim jako ten twórca, który z różnym skutkiem wchodził w filmowe światy MCU i DCEU - nawet jeśli jego ekranowe projekty dzieliły widzów pod względem artystycznym, to nie można mu odmówić pasji i wielkiego talentu do zamieniania swoich przedsięwzięć w maszynki do zarabiania pieniędzy. Część fanów popkultury doskonale jednak pamięta, że Whedon pomiędzy realizacją serialu Firefly i filmu Serenity próbował swoich sił na zupełnie innym polu twórczym. Marvel powierzył mu stery nad komiksową serią Astonishing X-Men. Tom 1, pozycją, która miała odczarować w oczach czytelników historię mutantów po tym, jak przeróżne gusła nad nimi odprawiał nie kto inny jak legendarny Grant Morrison. Chyba nikt w Domie Pomysłów nie przypuszczał, że Whedon nie tylko trafi w gusta odbiorców, ale jeszcze napisze opowieść, która spotka się z głośnym odzewem w branży.
Rzeczywistość społeczności mutantów uległa wielkiemu przeobrażeniu. Charles Xavier trzyma się na uboczu, Jean Grey nie żyje, a los wielu bohaterów przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie dla oblicza całej grupy. W dodatku jej nowy lider, Cyclops, musi w ekspresowym tempie nakreślić nową strategię - kojarzeni z nieprzewidywalnymi bojownikami X-Men decydują się na powrót do korzeni i przyjęcie klasycznego modus operandi. Znów więcej w nich z superbohaterów, którzy swoje heroiczne powinności przeplatają z obowiązkami w szkole Xaviera. Na pierwszy plan tej opowieści poza Scottem Summersem wychodzą Wolverine, Bestia, Emma Frost i Kitty Pride. Gdy jednak czytelnik nabierze wrażenia, że świat mutantów właśnie odnalazł podlane spokojem status quo, na naszą planetę przybędzie tajemniczy jegomość z Kosmosu. Nie tylko twierdzi on, że członek X-Men w przyszłości doprowadzi do destrukcji jego macierzystej planety, ale jeszcze zabierze się za promowanie specyfiku, który unicestwia gen X. W dodatku herosi na stworzonej przez Magneto Genoshy będą musieli zmierzyć się z potężnym Sentinelem, który niegdysiejszy azyl mutantów może obrócić w proch i pył...
Największą siłą sposobu prowadzenia narracji przez Whedona jest jej wyzierająca tu z każdej kolejnej planszy bezkompromisowość. Scenarzysta nie ma zamiaru rozmieniać się na drobne i stopniowo wprowadzać czytelnika w świat przedstawiony - od początku historii sięga po przeróżne zagęszczenia akcji i twisty fabularne, które z biegiem czasu coraz lepiej się sprawdzają. Operuje przy tym doprawdy przedziwną estetyką, punktując raz po raz odbiorcę wielkimi pod względem skali sekwencjami bitew. Działają one poniekąd jak zasłona dymna, bo Whedonowi wyraźnie chodzi o coś zupełnie innego: naszkicowanie całej sieci wzajemnych powiązać i relacji w obrębie społeczności mutantów. Zbiorowy wymiar opowieści autor chce często poświęcać na rzecz zagłębiania się w psychologię i motywacje poszczególnych postaci. Choć takie podejście momentami trąci banałem, scenarzysta z walki o zaintrygowanie czytelnika wychodzi koniec końców z tarczą. Jest tu przecież cynizm, moralne dywagacje (nawet nad siejącą postrach maszyną), intrygi administracji rządowej, pytania o tolerancję, a wszystko zostaje przyprawione umiejętnie zaserwowaną i nienachalną warstwą obyczajową i subtelnymi pokładami humoru. Prawdziwa mikstura wybuchowa, obok której nie sposób przejść obojętnym.
Autorem ilustracji do serii jest John Cassaday - jego praca zaprzęgnięta w ramy wizji Whedona prezentuje się wyśmienicie. Choć polskim czytelnikom użyta przez niego kreska może przywodzić na myśl komiksy wydawane pod szyldem TM-Semic, rysownik balansuje na granicy bacznej obserwacji rzeczywistości i sięgania po majestatyczne, niekiedy zapierające dech w piersiach panoramy. Cassaday pozostaje przy tym detalistą - proponuje odbiorcom zupełnie nowe podejście do ekspozycji kostiumów poszczególnych mutantów, łącząc klasyczny wizerunek z oryginalnością. Czuć, że jego decyzje są starannie przemyślane, i z jednej strony mają trafić w gusta nieco starszych czytelników, z drugiej zaś coś dla siebie znajdą tu młodsi z nich. Co więcej, Cassaday nieustannie podkreśla swoją wizję, w której drugi, czasami mocno rozmyty i pozornie niedopracowany plan uwypukla to, co aktualnie rozgrywa się na pierwszym. Zwróćcie uwagę, z jak wielką pieczołowitością rysownik podchodzi do eksponowania rysów na twarzach bohaterów - ich statyczny wydźwięk kontrastuje z dynamiką ukazaną w scenach bitew.
Pierwszy tom serii Astonishing X-Men wybudzi w czytelniku spore oczekiwania i ciekawość odnośnie tego, co teraz stanie się z całą społecznością mutantów. Nie da się ukryć, że Joss Whedon wniósł w świat tych herosów świeży powiew, a jego dokonania po dziś dzień wspominane są w Stanach Zjednoczonych z wielkim szacunkiem. Scenarzyście udało się bowiem przewietrzyć komiksową rzeczywistość X-Men za pomocą całego spektrum środków twórczych, od rozpisywania zmian w obrębie hierarchii protagonistów po użyte zabiegi narracyjne. Dzięki temu Astonishing X-Men nie grzęzną w żadnych superbohaterskich schematach; w trakcie lektury niejednokrotnie możemy odnieść wrażenie, że twórcą serii faktycznie jest człowiek, który sięga po sprawdzone przepisy fabularne tak charakterystyczne dla innych mediów, z małym ekranem na czele. To z pewnością pozycja obowiązkowa dla każdego fana komiksowych przygód mutantów, który poszukiwał nowego spojrzenia na swoich ulubionych bohaterów.
Źródło: Zdjęcie główne: Marvel
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat