Baśnie #15: Róża Czerwona: Nieustannie zachwycająca seria – recenzja
Data premiery w Polsce: 9 grudnia 2015Piętnaście tomów, czyli ponad sto zeszytów, to naprawdę dużo. Więcej niż Sandman czy Lucyfer. Mimo to seria Baśnie Billa Willinghama właśnie w piętnastym albumie, zatytułowanym Róża Czerwona, dostarcza jedną z najlepszych fabuł w swojej historii.
Piętnaście tomów, czyli ponad sto zeszytów, to naprawdę dużo. Więcej niż Sandman czy Lucyfer. Mimo to seria Baśnie Billa Willinghama właśnie w piętnastym albumie, zatytułowanym Róża Czerwona, dostarcza jedną z najlepszych fabuł w swojej historii.
Jedna z najbardziej znanych i najlepszych serii komiksowych w historii medium, Baśnie, niedawno dotarła do finału, który został opisany w sto pięćdziesiątym zeszycie. W Polsce tymczasem właśnie docieramy do piętnastego wydania zbiorczego, kończącego się zeszytem numer sto. Mamy więc przed sobą jeszcze kawałek tej historii.
Jest to powód do radości, ponieważ Bill Willingham po wpadce, jaką był nieudany Fables: The Great Fables Crossover, wraca do poziomu, do jakiego zdążył przyzwyczaić czytelników serii. To idealna mieszanka akcji, grozy, niezwykłości związanej z wiecznie zaskakującym światem magii, a także telenoweli – w pozytywnym znaczeniu, bo relacje między bohaterami czynią ich bardziej wyrazistymi, a sam fakt, że spędziliśmy z nimi już tyle czasu, sprawia, że chcemy widzieć ich nie tylko w wirze walki, ale także poznawać od innej, zwyczajnej strony (stąd w tym tomie choćby narodziny dziecka Pięknej i Bestii). Willingham mistrzowsko gra tu proporcjami między składowymi fabuły, przez co nie sposób zarzucić mu popadanie w skrajności.
Fables Vol. 15: Rose Red to dwa ważne wydarzenia: powrót tytułowej bohaterki do jakiejkolwiek używalności po tym, jak załamała się po śmierci Niebieskiego, przede wszystkim zaś efektowny pojedynek między Panem Mrocznym a Frau Totenkinder. Niezwykle istotna dla historii jest zwłaszcza walka tych śmiertelnie groźnych potęg, bo wreszcie widzimy Pana Mrocznego w pełni jego potencjału, ale jednocześnie widzimy granice jego mocy. W poprzednich tomach można było odnieść wrażenie, że nowy czarny charakter serii jest jakimś wszechpotężnym nadbytem, z którym jakiekolwiek starcie to samobójstwo – takie postawienie sprawy niezbyt dobrze działa na opowiadaną historię.
Przy okazji walki Mrocznego i wiedźmy Totenkinder trzeba również wyraźnie powiedzieć: niezwykłość Baśni to w największej mierze zasługa scenariusza autorstwa Billa Williinghama, komiks ten nie byłoby jednak w połowie tak dobry, gdyby nie rysownik Mark Buckingham. To on ożywia magiczny świat i jego mieszkańców; to jego kreska buduje atmosferę opowieści, plasując się gdzieś pomiędzy realizmem a bajkowością; to on też świetnie radzi sobie właśnie zarówno z scenach „telenowelowatych”, jak i efektownych sekwencjach akcji – w Fables Vol. 15: Rose Red zachwycają zwłaszcza projekty kolejnych wersji Mrocznego i walczącej z nim wiedźmy - to solidna dawka grozy.
Willingham tym samym odbudowuje więc nadszarpnięte Fables: The Great Fables Crossover zaufanie do Baśni. Dzięki Fables Vol. 15: Rose Red z jeszcze większym napięciem wyczekuję kolejnych tomów.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat