Batman. Gotyk – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 7 grudnia 2016Czytelnicy przyzwyczajeni do surrealistycznych, pisarskich szaleństw Granta Morrisona mogą być Gotykiem zaskoczeni. W tym przypadku twórca postawił przede wszystkim na mroczny nastrój opowieści, co przyniosło bardzo udany efekt.
Czytelnicy przyzwyczajeni do surrealistycznych, pisarskich szaleństw Granta Morrisona mogą być Gotykiem zaskoczeni. W tym przypadku twórca postawił przede wszystkim na mroczny nastrój opowieści, co przyniosło bardzo udany efekt.
Przy pierwszym kontakcie z Batman: Gothic największe wrażenie robi oprawa graficzna autorstwa Klausa Jansona. I nie, nie znajdziemy tu wcale jakichś wyjątkowych rysunków rewolucyjnych dla medium, bardziej działa na nas efekt upływu czasu. Przy dzisiejszym, mocno stechnicyzowanym wizerunku Batmana, na który składają się, oprócz przedstawień komiksowych, także te filmowe, Człowiek-Nietoperz z Gotyku to już właściwie postać retro. Paradoksalnie, właśnie taki Batman szczególnie cieszy nasze oczy, prawdopodobnie z prostych, sentymentalnych powodów - przypominając czasy TM-Semic. Bo przecież album ów należy do serii Legends of the Dark Knight, dobrze znanej polskim czytelnikom w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dlatego Gotyk to trochę jak wejście jeszcze raz do tej samej rzeki, przynoszące przy tym dużo satysfakcji z lektury.
Tak naprawdę najwięcej wspólnego i graficznie, i pod względem scenariusza, Batman: Gotyk ma z Sandmanem Neila Gaimana. Morrison podszedł do swej drugiej opowieści o superbohaterze z Gotham wyjątkowo ambitnie, przemycając w niej cytaty z klasyki literatury, nawiązując też do filmów, a nawet opery Mozarta, próbując w ten sposób nadać opowieści o starciu Batmana z tajemniczym złoczyńcą głębszy wymiar. Nie jest to oczywiście tak mocno rozbudowana historia, jak ta Gaimana, ale nastrojem i zanurzeniem w klasyce bardzo przypomina krótsze opowieści ze świata Władcy Snów.
To wrażenie potęgują jeszcze wspomniane już rysunki Klausa Jansona, niezwykle przypominające pierwsze zeszyty Sandman: Overture. Ich prostota (acz czasami ekspresyjna), wraz z początkowym zakorzenieniem w superbohaterskim uniwersum DC, powodowały, że na rysunki w Sandmanie niejednokrotnie sarkano, zarzucając im spłycanie historii. Po latach, tak jak w przypadku Gotyku, to już wcale nie razi – ów styl, nieskażony jeszcze komputerową ingerencją, ma w sobie dużo uroku i wyśmienicie pasuje do tonu opowieści, tworząc mocno niepokojącą kompozycję.
Sama fabuła początkowo nie zapowiada kierunku, w którym podąży śledztwo Batmana, wiodąc go we własną przeszłość oraz w podróż do Europy. Oto w Gotham jest dzień jak co dzień, gangsterzy załatwiają po swojemu swoje sprawy. Dostajemy na wstępie dosyć brutalną sekwencję tortur, którą przerywa wcale nie Batman, tylko tajemniczy i jak się z biegiem czasu okazuje, w zasadzie niezniszczalny Pan Szept. Eliminując po kolei gangsterskie szychy, wzbudza on tak wielką grozę w półświatku, że ci, których jeszcze nie dopadł, przerażeni i obawiający się o swoje życie, decydują się na czyn, jakiego w komiksach z Batmanem jeszcze nie widzieliśmy - uruchamiają bat-sygnał, licząc na pomoc ich nemezis. Batmanowi oczywiście sie to nie spodoba, ale właściwie nie mając wyjścia, a być może także samemu pragnąc rozwiązać nową zagadkę, rozpoczyna polowanie na bezlitosnego złoczyńcę. Tylko kto tu tak naprawdę na kogo poluje?
Z czasem fabuła wykracza poza zwyczajowe historie z przygodami Człowieka-Nietoperza. Jest tu trochę psychoanalitycznych tropów rodem z Batman. Azyl Arkham, na szczęście nienachalnych i zgrabnie wpisujących się w całą historię. Są wspomniane odwołania do klasyki literatury, które razem z gotyckimi naleciałościami w architekturze Gotham, tworzą nastrój bardzo dobrze odzwierciedlający tytuł albumu. I rzeczywiście, chyba rzadko udaje się tak ściśle wypełnić założenia co do kompozycji i rozwoju historii silnie inspirowanej dawnym, kulturowym dziedzictwem. To zatem inny niż zazwyczaj Grant Morrison i choć oczywiście znajdą się tu pomysły i sekwencje pasujące do jego surrealistycznej wyobraźni, na całe szczęście nie przesłaniają one istoty przekazu.
Twórcom udało się w tym albumie, przy pozornie odległej od głównego nurtu opowieści o Batmanie, uchwycić esencję jego postaci i jego miasta. Idąc tropem Sandmana – Morrison i Janson pokazali symboliczną, uciekającą od dosłowności superbohaterskich naparzanek, mroczną i niejednoznaczną stronę opowieści o herosie z Gotham. I dzięki takiemu podejściu powstał jeden z najbardziej klimatycznych komiksów o Batmanie.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat