Batman: The Doom That Came to Gotham - recenzja filmu
Batman: The Doom That Came to Gotham to ciekawa reinterpretacja motywów i interesująco zbudowany mistyczny świat wokół poczynań Mrocznego Rycerza.
Batman: The Doom That Came to Gotham to ciekawa reinterpretacja motywów i interesująco zbudowany mistyczny świat wokół poczynań Mrocznego Rycerza.
Każdy z fanów ma swoją wizję Batmana, ale nie wszyscy mają możliwość tworzenia komiksowych scenariuszy. Mike Mignola i Richard Pace postanowili osadzić przygody Batmana w latach dwudziestych i pobawić się motywami mistycznymi, nawiązując do twórczości H.P. Lovecrafta. Adaptację ich komiksu obejrzeć możemy za sprawą filmu Batman: The Doom That Came to Gotham, który podobnie pokazuje nam postać Mrocznego Rycerza w klimatach mistycznych, chociaż tym razem też kluczowe okażą się detektywistyczne zdolności protagonisty.
Jest to na pewno największa kontrowersja wokół filmu animowanego o Batmanie, gdy pewne tropy są reinterpretowane i nie są takie, jak mogłoby się wydawać fanom. Odczytuję to jednak jako zaletę, bo na każdym kroku można być zaskakiwanym i chociaż zagłada zasygnalizowana w tytule nie wybrzmiewa w pełni, to jednak odkrywanie aspektów zupełnie innego Gotham jest niezwykle ciekawe. W samej narracji może nie było też potrzebne odkrywanie tylu genez postaci (Pingwin, Dwie-Twarze), bo traci na tym trochę tempo historii, ale znowu – świat jest na tyle ciekawie przedstawiony, że są to mniej istotne uwagi.
Batman: The Doom That Came to Gotham spodoba się najbardziej tym fanom lubiącym zasiadać do historii o Człowieku Nietoperzu, które wymykają się utartym tropom. Ciekawe jest szczególnie zestawienie ze sobą prób odkrywania prawd metodami detektywistycznymi, które jednak nie mają lekko w starciach z mistycznymi mocami, bo te przecież nie dają się zrównać do logicznego sensu. Fani Batmana powinni jednak poczuć się jak w domu, bo jest to historia mroczna, momentami niepokojąca i światotwórczo dostarcza kilka nowych, oryginalnych rzeczy, które niekoniecznie pojawiają się w naszej głowie na myśl o przygodach Bruce'a Wayne'a.
Spójne dla wszystkich wersji Batmana jest to, że zrobi on wszystko, aby uratować swoje miasto. Bruce Wayne w tym filmowym wydaniu imponuje dedukcją, spokojem, ale też profesjonalizmem i może żałuję tylko, że tak mocne skupienie się na mistycznych motywach nie dało czasu na wykorzystanie jeszcze ciekawiej epoki, w której rozgrywa się akcja. Pokazanie przez chwilę policjantów konfiskujących alkohol nie wystarczy, ale rozumiem, że metraż filmu był ograniczony i nie na wszystko starczyło czasu. Postarano się jednak, żeby skonfrontować Wayne'a z poziomem zagrożenia dalekim od kolejnego napadu na bank. Walka ze starożytnymi kultami, potworami i rozpryskujące się co jakiś czas poświaty lub wiązki magicznej energii – dzieje się sporo i mimo drobnych przestojów ogląda się to bardzo dobrze.
Sam styl animacji jest typowy dla tego typu produkcji i niczym szczególnym się nie wyróżnia. Zabawny jest szary filtr nałożony na Gotham z lat dwudziestych, ale dzięki temu dobrze kontrastuje to z jaskrawą barwą mrocznej magii. Stylistyka produkcji inna jest od tej z komiksu, co niekoniecznie jest zaletą, ale przynajmniej proste projekty postaci sprawiają, że widzowie mogą poczuć się pewniej z nową historią. Batman: The Doom That Came to Gotham polecić można szczególnie tym, którzy chcą zobaczyć Mrocznego Rycerza w zupełnie innym wydaniu, a podrzucane co jakiś czas inne, zmienione genezy postaci będą przyjmowane z zaciekawieniem. Inna sprawa, że to bardzo mroczna animacja, która ani na moment nie staje się w tym komiczna i trzyma odpowiednią mieszankę luzu i powagi.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat