Batwoman: sezon 2, odcinek 4 - recenzja
2. sezon Batwoman w końcu pokazuje, czym ten serial może i powinien być. Po raz pierwszy pomysły twórców naprawdę wyróżniają tę produkcję na tle innych z tego gatunku.
2. sezon Batwoman w końcu pokazuje, czym ten serial może i powinien być. Po raz pierwszy pomysły twórców naprawdę wyróżniają tę produkcję na tle innych z tego gatunku.
Batwoman po raz pierwszy pokazuje w 2. sezonie pomysł na historię, która w odróżnieniu od jazdy na ślepo po stereotypach i schematach z pierwszego sezonu może pozytywnie zaskoczyć. Sprawą odcinka jest zaginięcie zwyczajnego chłopca, który został porwany z miejsca z darmowymi komiksami. Zaginięcie czarnoskórego dzieciaka bez rodziny jest oczywiście problemem dość realnym, o którym najwyraźniej wiele osób nie myśli, wręcz lekceważy, bo nikogo to nie obchodzi. Dzięki takiemu motywowi twórcy Batwoman poruszają ważne, społeczne wątki, które stają się zaskakującym narzędziem zmiany konwencji i wyróżnienia tego serialu na tle podobnych tytułów. Zauważcie, że w serialach superbohaterskich herosi zawsze walczą ze złoczyńcami i zbirami mającymi znaczenie. Rzadko kiedy widzimy codzienne sytuacje, w których superbohater zajmuje się rozwiązywaniem zwykłych problemów, wspomagając tym samym policję. Oczywiście sama definicja superherosa mówi, że to on jest stworzony do walki z tymi, z którymi zwykłe służby sobie nie poradzą, ale czy to znaczy, że nie może pomagać normalnym ludziom w mniejszej skali? To właśnie udaje się w tym odcinku Batwoman - zaskakująco przemyślany wątek trafia w określone punkty, potrafi zaciekawić i zaangażować w tę opowieść, jak prawdopodobnie żaden poprzedni odcinek.
Cały motyw jest o tyle dobry, że jest stricte powiązany z przeszłością Ryan Wilder, która była takim porwanym dzieckiem. Osobisty łącznik ze sprawą powoduje, że całość nabiera innego znaczenia i ma zupełnie świeży wydźwięk. Obserwowanie retrospekcji mówiących ważne rzeczy o tym, jak fakt, że komuś na nas zależy, staje się dość - znów zaskoczenie - przemyślane i dopracowane. Twórcy pomimo kontekstu porwania osoby czarnoskórej budują trochę uniwersalności, pokazując, co w takich sytuacjach jest ważne. To pozwala nam poznać Ryan Wilder i zobaczyć, co ją ukształtowało, dlaczego jest taka, jaka jest. Ten odcinek potrafił stworzyć obraz bohaterki z krwi i kości, z historią i bolesną przeszłością. Lepiej to wyszło niż w całym pierwszym sezonie z beznadziejną Kate Kane.
Pobocznym wątkiem jest współpraca Alice z Sophie. Ta zmiana dynamiki, choć oparta na oczywistości, jest odświeżająca, bo twórcy wychodzą ze sztywnych ram schematów, w których pierwszy sezon sztywnie był zamknięty. Niewiele na razie z tego wynika i raczej jest to zabawa w kotka i myszkę pomiędzy tymi postaciami. Jednak czuć, że to doprowadzi do czegoś, co - być może- będzie kolejnym atutem 2. sezonu.
Ten odcinek Batwoman to zaskoczenie, bo można wręcz odnieść wrażenie, że pod kątem scenariusza napisały go zupełnie inne osoby niż w pierwszym sezonie. Więcej tutaj pomysłu, dopracowania i sensu niż w całej poprzedniej serii. Nadal są lekkie zgrzyty, czasem banalne zachowania i dziwne decyzje, ale w końcu ogląda się to coraz lepiej. A to coś, czego nigdy nie mógłbym oczekiwać po tym serialu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 78 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1978, kończy 46 lat