Billions: sezon 5, odcinek 2 - recenzja
Billions w 5. sezonie przestaje być serialem atrakcyjnym pod wieloma względami. To naprawdę zła wiadomość dla wszystkich fanów błyskotliwych produkcji pokazujących odwieczną pogoń samców alfa za wielkimi pieniędzmi i jeszcze większą władzą.
Billions w 5. sezonie przestaje być serialem atrakcyjnym pod wieloma względami. To naprawdę zła wiadomość dla wszystkich fanów błyskotliwych produkcji pokazujących odwieczną pogoń samców alfa za wielkimi pieniędzmi i jeszcze większą władzą.
Gdy najbardziej ekscytującym momentem odcinka jest dyskusja pomiędzy dwoma rekinami biznesu, która kończy się wymianą chmurnych spojrzeń i szorstkim uściskiem ręki, wiedz, że coś niedobrego dzieje się z Twoim ulubionym serialem. Niestety, Billions zjada swój ogon, a wydarzenia z bieżącego epizodu są znakiem, że nadeszła pora, żeby zejść ze sceny. Serial powiela motywy eksploatowane od pierwszych sezonów. Już od dawna brakowało tutaj efektu „wow”, a omawiana odsłona mogłaby stanowić wizualną definicję słowa „przeciętniak”.
Scenarzyści nie tyle się pogubili, ile zawędrowali w fabularne rejony, gdzie dominują szarzyzna i pospolitość. Twórcy trzymają się wypracowanych niegdyś zasad rozpisywania historii – każdy bohater jest zagospodarowany, większość z nich umocowano w toczących się wątkach. Sęk w tym, że historie, które przychodzi nam śledzić, są miałkie, nijakie i mało ciekawe. Serial wzbogaca każdą z opowieści ciętymi ripostami i na pozór błyskotliwymi tekstami, ale w szerszej perspektywie jawią się one jako samonapędzające się perpetuum mobile, które zupełnie do niczego nie prowadzi. Co więcej, ich siła rażenia, nie jest już tak mocna jak kiedyś. Można odnieść wrażenie, że twórcy każą swoim bohaterom mówić w taki sposób, żeby zawoalować braki fabularne. To bardzo zły symptom dla serialu, którego znakiem rozpoznawczym były postacie z charyzmą i błyskotliwością Tony’ego Starka.
W bieżącym odcinku mamy Chucka, który zafascynowany literackim pierwowzorem serialu Dexter przypomina fanom Mrocznego pasażera i inne motywy z kultowej produkcji odcinkowej. Axe natomiast przegrywa pierwszą rundę ze swoim lustrzanym odbiciem, choć wszyscy wiemy, że pojedynek skończy się nokautującym ciosem zadanym w decydującym momencie właśnie przez niego. Nie brzmi to najgorzej, sęk jednak w tym, że intrygi związane z wątkami obu panów są tak nieciekawe, niejasne i przegadane, że zupełnie nie zapadają w pamięć. Powyższe tyczy się również historii, w które zaangażowane są pozostałe postacie. Ktoś z kimś rywalizuje, ktoś próbuje kogoś zmanipulować, innym razem część bohaterów musi naprężyć muskuły przed niezadowolonym inwestorem. Potok słów, kilka średnio udanych żartów i rozwiązanie wątku – tak mniej więcej prezentuje się fabularnie druga linia frontu.
Całość zlewa się więc w około godzinny potok słów i scen, które zostały zmontowane w taki sposób, żeby wywołać wrażenie, iż w Billions cały czas coś się dzieje. Wizualia wciąż są miłe dla oka – serial jest bardzo dobrze nakręcony, ale co z tego, jeśli ta zadowalająca forma wypełniona jest miałką treścią? Najmocniejszy moment odcinka stanowi słowna przepychanka pomiędzy Axem a Michaelem Princem. Ich rozmowy są jak na razie bardziej przekomarzaniem się niż pełnoprawnym starciem dwóch tytanów biznesu. Nie ma w tym jakiejś wielkiej energii, ale i tak segmenty z udziałem tej dwójki wypadają najlepiej. Duża w tym zasługa Coreya Stolla, który mimo że na ekranie nie pojawia się zbyt często, jest w stanie wnieść nieco świeżości w tę wyświechtaną formułę. Ciekawe, czy twórcy do samego końca podtrzymają kierunek fabularny skupiający się na konfrontacji Axe’a z inną wersją samego siebie, czy raczej wprowadzą zmiany w dynamice tej dwójki. Znając scenarzystów Billions, nie powinniśmy oczekiwać fajerwerków w tym segmencie. Przecież już od dawna wiadomo, że w serialu chodzi tylko o rywalizacje Chucka i Axe’a. Pozostałe postacie mają za zadanie wzmocnić lub osłabić dwóch głównych protagonistów.
Billions zawsze traciło na jakości, gdy ze sceny chwilowo schodzili Axe i Chuck. W najnowszym odcinku mocno rzuca się to w oczy. Co więcej, główni bohaterowie również nie mają się czym pochwalić. Przykładowo, Rhodes już dawno nie miał odcinka, w którym prezentował się tak mizernie, jak teraz. Gdyby nie starcie Axelroda i Prince’a, nie byłoby zupełnie czego tu oglądać. Pod koniec epizodu na scenie pojawia się szaman z premierowej odsłony bieżącej serii. Być może on będzie w stanie rozruszać akcję w serialu, bo wszystko wskazuje na to, że magia Billions bezpowrotnie prysła.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat