Blondynka - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 23 września 2022Blondynka od Andrew Dominika nie jest filmem biograficznym. Może nawet wcale nie jest filmem... Pewne są dwie rzeczy – wyjątkowa forma i treść, którą trawi się okrutnie ciężko.
Blondynka od Andrew Dominika nie jest filmem biograficznym. Może nawet wcale nie jest filmem... Pewne są dwie rzeczy – wyjątkowa forma i treść, którą trawi się okrutnie ciężko.
Z definicji mamy oczywiście do czynienia z filmem. Jednak zabawa formą Andrew Dominika sprawia wrażenie obcowania z jakimś wizualnym manifestem. Blondynka przełamuje zasady rządzące gatunkiem, nie kłania się biografiom wypluwanym przez taśmę produkcyjną Hollywood i nie ma wcale zamiaru ubiegać się o najważniejsze wyróżnienia na Oscarach. Seans produkcji bywa trudny, bo świat przedstawiony jest nam nieprzychylny. Poruszane tematy uderzają w patriarchat i wspomnianą Fabrykę Snów. Dominik nie bierze jeńców i nic nie robi sobie z kontrowersyjnych wątków wykorzystywania Marliyn Monroe. Wygłasza własne wnioski i czasem wymaga od widza za dużo. Koniec końców efekt zachwyca, nawet jeśli o Blondynce będziemy chcieli szybko zapomnieć.
Film nakręcony jest na podstawie powieści Joyce Carol Oates, która nie jest biografią Marilyn Monroe, a bardziej interpretacją jej losów. Być może nawet jest tu więcej fikcji niż prawdy. Istotny wydaje się podział na dwie bohaterki – Normę Jeane i właśnie Marilyn Monroe, która stała się w latach 50. i 60. symbolem seksu. Dominik tworzy coś na wzór świata wyobraźni skąpanego w myślach kobiety, której codzienność stała pod znakiem blasku reflektorów, połykanych tabletek i kolejnych stron scenariusza gotowych do zapamiętania.
Dominikowi w sposób niezwykły udało się uchwycić na ekranie emocje, które towarzyszą również widzowi. Podróż przez ten film była na pewnym poziomie zbliżona do życia samej Marilyn – piękne i wzniosłe momenty przeplatały się z krzywdą, brakiem zrozumienia i opresją. Czasem dosłownie przyklejałem się do ekranu i podziwiałem precyzyjne przechodzenie z konwencji do konwencji, stylistyczne fajerwerki, zmiany czerni i bieli na kolor, ale też wielokrotnie musiałem odchodzić od ekranu. Narracja Dominika zakłada, że każde cięcie i formalna sztuczka mają swoje uzasadnienie, skrytą alegorię i przekaz płynący nie z treści, a bardziej z obrazu. Rzecz w tym, że chyba nie wszystko warto wyłapać, bo reżyser testuje granice wytrzymałości widza na pretensjonalność. Przyznam szczerze, że powtarzające się sceny rozmów z płodami wywoływały po czasie – mówiąc delikatnie – zniechęcenie.
Dominik uderza w Hollywood, skupiając się na opresyjnych i wyniszczających cechach ówczesnego systemu gwiazd. Bezsprzecznie wiele z tych kwestii da się odnieść do współczesnych realiów. W jednej ze scen Monroe sprzeciwia się sytuacji, w której jako gwiazda filmu zarabia mniej od jednego ze swoich kolegów. Niestety męczące jest przeplatanie łopatologicznych wniosków z nadmiernie wyeksponowaną symboliką.
Blondynka działa z różnym skutkiem jako wypowiedź na temat traumy, autodestrukcyjnych zachowań i uprzedmiotowienia kobiet. Znacznie ciekawiej robi się, gdy głos oddany zostaje życiowym partnerom Marilyn. W historii pojawiają się Charlie Chapline Jr. i Edward Robinson Jr., Joe DiMaggio, Arthur Miller, a na koniec też John F. Kennedy. Dominik robi wszystko, żebyśmy podczas słuchania ich monologów i obserwowania relacji z tytułową bohaterką, czuli skrajne emocje. Na pewnym poziomie bardzo to doceniam. Bardzo żałuję, że nie udało mi się zobaczyć tego filmu w kinie, bo nie chodzi tylko o wyjątkową realizację, ale też o uczucie oburzenia, zniesmaczenia i obrzydzenia produkcją.
Pojawiły się opinie, że Blondynkę trzeba obejrzeć dla kapitalnej Any de Armas i jest w tym trochę prawdy. Andrew Dominik utkał swoją wypowiedź przy pomocy nieprzychylnych środków i jednocześnie wykorzystał Monroe do skrytykowania przemysłu, patriarchatu i Stanów Zjednoczonych. Seans Blondynki bywa bolesny, ale wywołanie tego uczucia poprzez treść i obrazy to bez wątpienia rzecz, obok której trudno przejść obojętnie.
Poznaj recenzenta
Michał KujawińskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat