Bravely Default 2 – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 26 lutego 2021Bravely Default 2 można podsumować jednym zdaniem: to bardzo typowy jRPG pod niemal każdym względem. W zależności od osobistych upodobań odbiorcy może być to największą zaletą lub wadą tego tytułu.
Bravely Default 2 można podsumować jednym zdaniem: to bardzo typowy jRPG pod niemal każdym względem. W zależności od osobistych upodobań odbiorcy może być to największą zaletą lub wadą tego tytułu.
Twórcy Bravely Default 2 już od pierwszych minut bardzo mocno dają nam do zrozumienia, z jakim typem gry mamy tutaj do czynienia. Bohater z amnezją, który wplątuję się przypadkiem w całą intrygę, księżniczka z misją, magiczne kryształy powiązane z czterema żywiołami, a gdzieś w tle legenda o Wojownikach Światła. Jeśli wydaje się Wam, że gdzieś to już słyszeliście to… macie rację! Główne założenia fabularne są tutaj bliźniaczo podobne do tych z pierwszego Bravely Default i nawet czwórka grywalnych postaci, przynajmniej w pierwszych godzinach, sprawia wrażenie „odbić” tych z „jedynki”. Gloria, podobnie jak wcześniej Agnes, wybiera się w podróż, by odnaleźć kryształy, Adelle to zadziorna wojowniczka, a Elvis niczym Ringabel jest drużynowym lekkoduchem, który lubi wypoczywać w tawernach. No i jest też Seth, czyli typowy „everyman”, o którym wiemy najmniej, przez co zdecydowanie najłatwiej się z nim utożsamiać.
Z uwagi na to wszystko, a także na korzystanie z gatunkowych tropów na dosłownie każdym kroku, fabuła jest bardzo przewidywalna. Uczciwie przyznam jednak, że mniej więcej w połowie gry intryga się zagęszcza i pojawia się kilka niespodzianek, w tym jeden twist, który wziął mnie kompletnie z zaskoczenia. Warto również zaznaczyć, że pomimo „dwójki” w tytule i wielu podobnych elementów trudno mówić tutaj nie tylko o bezpośrednim sequelu, ale i w ogóle jakiejkolwiek kontynuacji. To zupełnie nowy świat i inni bohaterowie, choć oczywiście pojawia się trochę wspólnych elementów czy delikatnych mrugnięć do fanów marki.
Miłośnicy odsłon, za które odpowiada Silicon Studio, w nowej grze odnajdą się bardzo szybko. Znajoma jest tu bowiem nie tylko historia, ale też i rozgrywka. I również ona jest niezwykle klasyczna. To jRPG w starym, dobrym stylu, przywodzącym na myśl starsze odsłony serii, takich jak Final Fantasy i Dragon Quest. Zapomnijcie więc o dynamicznej walce w czasie rzeczywistym i przygotujcie się na turowe starcia, w których bez problemu można zatrzymać się na dłużej i pomyśleć nad kolejnymi ruchami. Nie brak tutaj też tytułowej mechaniki Brave/Default, która jest jedną z wizytówek tego cyklu, a przy tym okazuje się prawdziwym kluczem do sukcesu, zwłaszcza podczas najbardziej wymagających pojedynków z bossami. W największym skrócie polega ona na kumulowaniu punktów ruchu przez wstrzymywanie się od ataku lub wykorzystywanie ich w celu odpalenia kilku ataków czy umiejętności w jednej turze. Może przynieść to naprawdę świetne efekty, bo w ten sposób możemy zadać olbrzymie obrażenia lub wyleczyć całą drużynę bez większych problemów, ale nierozważnie stosowane może też sprawić, że bohaterowie staną się podatni na ataki i zginą w kolejnych kilku turach. Szybko przekonujemy się, że to właśnie odpowiednie balansowanie między Brave i Default jest tym, co w dużym stopniu może zadecydować o naszym sukcesie lub przyczynić się do porażki.
Powraca też system klas postaci. Podczas naszej przygody w tym fantastycznym świecie zdobywamy „asteriski”, czyli magiczne kryształy zawierające informacje o konkretnych klasach i pozwalające nam z nich korzystać. Łącznie jest ich ponad 20 i są one nie tylko zróżnicowane (coś dla siebie znajdą zarówno miłośnicy siły fizycznej, magii, jak i wspierania drużyny), ale miejscami też bardzo nietypowe. Obok gatunkowej klasyki - jak czarny i biały mag, łowca czy złodziej - znajdziemy tutaj też hazardzistę, alchemika, a nawet… pictomancera, czyli nietypowe połączenie maga z malarzem. Ogromnym atutem Bravely Default 2 jest fakt, że wszystkie te klasy możemy ze sobą łączyć. Każdy z bohaterów może jednocześnie korzystać z dwóch z nich, a także z kilku dodatkowych, pasywnych zdolności. Eksperymentowanie, próbowanie różnych połączeń czy kombosów sprawia mnóstwo frajdy, a czasami jest wręcz niezbędne do przejścia dalej, bo niektóre pojedynki przypominają raczej małe zagadki logiczne, w których musimy odpowiednio planować ruchy, przewidywać zachowanie wrogów i wykorzystywać ich słabości.
Choć poziom trudności w grze jest zdecydowanie niższy niż w przedpremierowej wersji demo, to momentami można natrafić na potężnych przeciwników, którzy potrafią napsuć krwi. Sam byłem o krok od rzucenia konsolką w kąt, gdy po trwającej około 30 minut walce z bossem ten nagle odpalił kilka ataków i pokonał wszystkich moich wojowników. Później zdecydowałem się na dobranie innych klas i ten pozornie niemożliwy do pokonania wróg… padł po około 5 minutach. Dla niektórych graczy taki brak balansu może być problemem – jest tutaj kilka umiejętności, które są zdecydowanie zbyt przesadzone. Przede wszystkim wspomnieć należy o Godspeed Strike, zadającym gigantyczne obrażenia ataku złodzieja oraz pasywnej zdolności łowcy, która zwiększa statystyki wraz z każdym pojmanym przeciwnikiem, co po pewnym czasie daje mnóstwo potężnych bonusów. Mamy tu jednak do czynienia z grą singlową, a wszystkie te umiejętności są całkowicie opcjonalne i w żadnym miejscu nie musimy ich stosować, więc trudno uznać to za poważną wadę, która mogłaby zdyskwalifikować ten tytuł.
Powodem do dyskwalifikacji może okazać się natomiast co innego – grind. Ten jest tutaj niemożliwy do uniknięcia, co z jednej strony również można uznać za oddanie hołdu złotym czasom jRPG, z drugiej zaś… czasami zwyczajnie bywa to męczące. Z jakiegoś powodu twórcy zdecydowali się umieścić tutaj tylko część z rozwiązań z poprzedniczki, które znacznie ułatwiały mozolne wbijanie kolejnych poziomów. Mamy co prawda możliwość przyśpieszenia upływu czasu w walce, ale zabrakło już możliwości automatycznego ich rozstrzygania. W opcjach nie znajdziemy też suwaka, który pozwalał na zmniejszanie lub zwiększanie częstotliwości natrafiania na przeciwników. Szkoda, bo te dwie rzeczy potrafiły znacznie ułatwić i przyśpieszyć ulepszanie naszych herosów w poprzedniej części, przez co gra była zdecydowanie przyjemniejsza dla graczy, które grindu nienawidzą.
Z pomocą takim osobom przychodzi możliwość wyruszania na ekspedycję, co wymaga minimum zaangażowania. Udając się do pewnej kobiety, możemy rozpocząć pasywną przygodę, w której bohater zbiera pomocne przedmioty bez naszego udziału. Musimy tylko rozpocząć i zakończyć całą ekspedycję, a później możemy już odebrać skarby, wśród których znajdziemy pieniądze oraz żetony pozwalające na odebranie punktów doświadczenia, tak dla poziomów bohaterów, jak i ich klas. Oczywiście pełnoprawnego grindu to nie zastąpi, ale pomaga go nieco złagodzić, szczególnie w przypadku graczy, którzy nie mogą pozwolić sobie na spędzanie kilku godzin dziennie przed ekranem konsolki czy telewizora, a chciałyby poczynić jakieś postępy.
Do starych, dobrych czasów nawiązuje też warstwa wizualna. Bravely Default 2 oferuje mariaż trójwymiarowej mapy świata i dwuwymiarowych miast. Takie połączenie dwóch skrajnie różnych stylów sprawdza się zaskakująco dobrze, choć już do samych modeli postaci mam dużo więcej zastrzeżeń. W teorii dano nam tę samą chibi-estetykę co w poprzedniczkach, ale z uwagi na większą moc Switcha, oprawa jest zdecydowanie bardziej ostra, a wszystkie uproszczenia – dużo bardziej widoczne. Bohaterowie, złoczyńcy i NPCe straszą twarzami i animacjami zacofanymi o kilka, jeśli nie kilkanaście lat. Nie wszystko jest jednak złe, bo ich stroje i efekty towarzyszące tym bardziej spektakularnym atakom są… zaskakująco dobrze wykonane. Najgorzej wypadają natomiast wszelkie fabularne scenki, zwłaszcza te, które przynajmniej wedle scenariusza, miały być emocjonalne i dramatyczne. Wszystkie wykonane są na silniku gry, co w połączeniu z tą prostotą daje raczej… umiarkowanie dobry efekt i zamiast odczuwania smutku czy złości, prezentowane w takiej formie wydarzenia powodowały u mnie co najwyżej uśmiech.
Mieszane odczucia towarzyszyły mi też podczas doświadczania udźwiękowienia. Na ścieżkę dźwiękową nie mogę powiedzieć złego słowa, bo odpowiada za nią Revo, czyli kompozytor, który moim zdaniem w dużym stopniu przyczynił się do sukcesu pierwszej części serii. Muzyka jest znakomita i to na każdym etapie, tak podczas scen spokojnych, nastawionych na eksplorację i dialogi, jak i w trakcie pojedynków, które mogą zaważyć na losach całego świata. Jeśli jednak gramy po angielsku i bohaterowie zaczynają się odzywać… wtedy czar pryska. Angielski dubbing jest zwyczajnie kiepski – postacie mają głosy niezbyt dobrze dopasowane do wyglądu i charakteru (najbardziej rzucało mi się to w oczy, a raczej uszy w przypadku Glorii i Elvisa), a w pewnych scenach brzmią też mało wiarygodnie. Aktorsko szarżują przede wszystkim czarne charaktery, przez co brzmią bardzo przerysowanie. Dużo lepiej sprawdza się oryginalna wersja językowa i dlatego cieszy mnie fakt, że pozwolono graczom na możliwość zabawy z japońskimi głosami i angielskimi napisami.
Bravely Default 2 sprawiło mi sporo frajdy i zapewniło kilkadziesiąt godzin solidnej zabawy, a jednocześnie było wirtualnym wehikułem czasu, który przeniósł mnie do lat, w których spędzałem zdecydowanie zbyt wiele czasu przy takich produkcjach, jak Chrono Trigger czy Final Fantasy 6. Dla jednych takie czerpanie z klasyki będzie największym atutem, dla innych zaś czymś, co w ich oczach ten tytuł całkowicie przekreśli.
Plusy:
+ system klas zachęca do kombinowania;
+ zabawa na kilkadziesiąt godzin;
+ świetna muzyka;
+ wymagające starcia z bossami.
Minusy:
- przewidywalna fabuła;
- nierówna grafika;
- angielski dubbing.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat