Castle Rock: sezon 2, odcinki 1-4 - recenzja
Castle Rock powraca z 2. sezonem i muszę przyznać, że jest on póki co naprawdę dobry. Oceniam.
Castle Rock powraca z 2. sezonem i muszę przyznać, że jest on póki co naprawdę dobry. Oceniam.
W 2. sezonie Castle Rock tym razem do tytułowego miasteczka zawitała Annie Wilkes z córką. Kobiety wylądowały w tym miejscu trochę przypadkiem, gdy uległy wypadkowi samochodowemu w czasie swojej podróży przez Stany Zjednoczone. Annie cierpi na zaburzenia psychiczne, które tłumi za pomocą leków ukradzionych ze szpitali. Jednak przez jedno wydarzenie psychoza Wilkes jeszcze mocniej się pogłębia. W związku z czym staje się ona groźna dla otoczenia. W tym czasie w miasteczku dochodzi do rodzinnego konfliktu między Abdim a Acem, przybranymi braćmi, którzy spierają się w związku z najemcami ich terenów. To doprowadza do tragicznych rzeczy.
Przede wszystkim muszę ogromnie pochwalić Lizzy Caplan za jej kreację Annie Wilkes w tym serialu. Wiedziałem, że to uzdolniona aktorka, ale ta rola to naprawdę wybitne osiągnięcie w jej karierze. Obserwując, jak w poszczególnych scenach przechodzi ze spokoju w szaleńczy obłęd, czułem grozę. Naprawdę Caplan bardzo przekonująco potrafi wejść w psychopatyczną sferę Wilkes tak, abyśmy nie mieli wątpliwości, że ta kobieta może za chwilę zrobić nam krzywdę. Ten balans, jaki występuje między zrównoważoną a szaloną stroną postaci, jest szokujący, ale w ten sposób, że nie można oderwać się od ekranu. Naprawdę świetna kreacja, do tego w bardzo dobrze napisanym wątku. Dla osób, które nie wiedzą, Annie to postać znana z książki Stephena Kinga Misery. W serialu jednak twórcy zdecydowali się na coś w rodzaju genezy lub innej wersji Wilkes. I to wyszło naprawdę interesująco, szczególnie że w pewnym momencie scenarzyści zdecydowali się na pewien twist. Jest to związane ze zamianą Annie z oprawczyni, którą była w powieści, w ofiarę. To bardzo przemyślana wolta, która w wielu przypadkach mogła się nie sprawdzić. Tutaj jednak wszystko zagrało jak należy.
Również świetnie w tym momencie prezentuje się aspekt fabuły dotyczący tajemniczego domu w Castle Rock i związanej z nim czarnej magii (tak przynajmniej sądzę, że to czarna magia). Wątek ten jest prowadzony naprawdę zmyślnie przez twórców. Scenarzyści nie silą się na szokowanie widza, nie próbują szarżować z historią. Po prostu bardzo sprawnie prowadzą narrację od punktu A do punktu B, przy okazji oferując kilka naprawdę dobrych zwrotów akcji. Aura tajemnicy działa na umysł odbiorcy, a odkrywanie kolejnych fragmentów układanki sprawia ogromną frajdę. Mamy tutaj wiele elementów charakterystycznych dla horrorów, jak wspomniana czarna magia, nawiedzony dom czy wymiana ciał i to wszystko stanowi naprawdę zgrabną mieszankę. Do tego Paul Sparks doskonale sprawdza się w roli czarnego charakteru, zapewne głównego dla tej serii. Kawał dobrej opowieści.
Swoje chwile chwały w tym sezonie ma również Tim Robbins. Jego wątek pozbawiony nadprzyrodzonych elementów stanowi ciekawą odskocznię od mroku historii, jednak nie jest pozbawiony dramatyzmu i sporej dawki emocji. Twórcy sprawnie podrzucają nam tropy dotyczące przeszłości postaci granej przez aktora i stopniowo, krok po kroku budują coraz szerszy obraz psychologicznej zapaści Popa Merrilla. Świetną sceną jest ta z imprezą z okazji czuwania nad Popem, gdzie na wierzch wychodzą wszystkie tajemnice. Robbins potrafi w pełni oddać przygnębienie swojego bohatera, ale aktor również znakomicie wchodzi w silne oblicze Popa, gdy postać musi pokazać, na co go stać. Prawdziwa aktorska klasa.
Pierwsze cztery odcinki 2. sezonu Castle Rock w mim mniemaniu prezentują lepszy poziom niż poprzednia, również dobra seria. Znakomicie rozpisana historia i świetne kreacje aktorskie stanowią o sile tej odsłony. Jak dla mnie 8/10.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat