Chilling Adventures of Sabrina; sezon 4 - recenzja
Koniec Chilling Adventures of Sabrina. Szkoda więc, że 4. sezon pozostawia z takim niesmakiem i rozczarowaniem.
Koniec Chilling Adventures of Sabrina. Szkoda więc, że 4. sezon pozostawia z takim niesmakiem i rozczarowaniem.
Chilling Adventures of Sabrina powróciła na ekrany po raz ostatni. Finałowa historia była zapowiedziana w ostatnim odcinku 3. sezonu, czyli Sabrina i spółka muszą zmierzyć się z pradawnymi koszmarami przygotowującym świat na nadejście apokaliptycznej Otchłani. Zapowiadało się to więc ciekawie, świeżo i ekscytująco - biorąc pod uwagę, że takie zagrożenie pojawia się w finałowym sezonie. Tym bardziej wywołuje niesmak to, co twórcy nam zaserwowali po bardzo dobrym 3. sezonie.
Przede wszystkim to, co miało budzić grozę, niepokój i napędzać cały 4. sezon, czyli pradawne koszmary, to największe nieporozumienie tego serialu. Postacie są nudne, pozbawione świeżości, pomysłu i charakteru. Do tego twórcy wykorzystują je okrutnie słabo, schematycznie i bez jakiegoś pomysłu. Koszmar ukazuje się w jednym odcinku, bohaterowie wygrywają, w kolejnym odcinku pojawia się następny. Tak jak kwestia pogan była kreatywnym popisem twórców (a dobrze to wiązano z walką o tron piekła, bo widać było, że w 3. sezonie mieli na nich pomysł i wiedzieli, jak chcą nimi operować), tak pradawne koszmary są przeciwieństwem tego podejścia. Nie czuć w tym pomysłu, chęci wykorzystania tego w odpowiedni fabularny sposób, a wręcz bardziej da się wyczuć pójście na łatwiznę. Zwłaszcza kiedy pojawia się przewidywalność, bo choćby przy Ciemności jakoś budowało to intrygującą atmosferę, tak przy kolejnych dwóch serwowano nam oczywistości, w których każdy twist był formalnością. Nie mówiąc już o fabularnych głupotkach na czele z bezsensownym nieegzekwowaniem planu przez Nicka na wejściu na ślub Hildy.
Solidnym pomysłem okazało się wprowadzenie Sabriny Gwiazdy Zarannej do alternatywnego świata opanowanego przez jednego z koszmarów. Takim sposobem twórcy mogli po raz pierwszy otwarcie nawiązać do serialu Sabrina: Nastoletnia czarownica z 1996 roku. Powracają zatem aktorki grające ciotki Sabriny w tej komediowej produkcji, cały równoległy świat jest planem sitcomu, a pradawny koszmar jest gadającym Salemem. To oczywiście sporo fajnych smaczków dla fanów oryginalnej produkcji. Czasem nawet udało się trochę pośmiać z podejścia do tworzenia takich seriali czy przedmiotowego traktowania mężczyzn (kwestia Calibana w roli scenografa). Szkoda, że gdy przyszło co do czego, cały wątek został urwany schematycznie i banalnie, a pradawny koszmar w obliczu Salema zniknął bez żadnego wyjaśnienia.
Problemem tego sezonu jest fatalnie skonstruowany scenariusz, który bardziej przypomina karygodny drugi sezon niż dobre pierwszy i trzeci. Poza kwestią pradawnych koszmarów mamy powrót skupienia się na mdłych i pustych wątkach obyczajowych i uczuciowych (kwestia Theo, Harveya i Rosalind) oraz przede wszystkim wątek Nicka, który został nagle wyjęty jak z kapelusza i przeprowadzony po linii najmniejszego oporu. Ot, tak nagle Nick wyznaje miłość Sabrinie, ta po scenie wahania pięć minut później jest już zakochaną nastolatką, a kwestia obecnej dziewczyny Nicka została całkowicie zlekceważona. Nie mówiąc już o tym, że pomiędzy postaciami nie ma żadnej chemii, więc trudno uwierzyć w jakiekolwiek uczucie. Do tego pojawiały się zapychacze, takie jak tworzenie idealnego mężczyzny, który został dosłownie spuszczony w kanał, bo tak. Zbyt często ten sezon sugerował niezłe pomysły, by potem przez dziwne, kuriozalne decyzje je albo olewać, albo psuć je fatalnym rozwojem i rozpisaniem. Często właśnie to objawiało się w głupich zachowaniach bohaterów, którzy cierpią na nagłą amnezję i zapominali ustalenia sprzed pięć minut. Takim sztandarowym przykładem jest oczywiście Sabrina, która ot tak olewa istotne informacje i zaczyna rozmowę o prawdzie z powracającym z grobu ojcem. Choć jako widzowie bazując na przecież prostych i oczywistych szczegółach, doskonale wiedzieliśmy, jak to się zakończy. Tego typu absurdów, głupot czy kuriozalnych zagrań jest aż nadto, a przecież do tego mamy ciągłe powtarzanie tego samego o pradawnych koszmarach i co bohaterowie muszą zrobić, bo inaczej stanie się to i tamto. Szybko więc Chilling Adventures of Sabrina przez tego typu konstrukcje odcinków staje się serialem męczącym i dość irytującym. Warto wspomnieć o Blackwoodzie, który w tym sezonie bełkocząc ciągle to samo bez sensu, stał się parodią samego siebie.
Z tym wszystkim związana jest jeszcze jedna kluczowa wada 4. sezonu: jest on przeraźliwe nudny. Wydarzenia skonstruowano w tak schematyczny, banalny sposób, że tempo jest rwane, zbyt duże jest skupienie na mdłych wątkach obyczajowych i efektem tego historia w żadnym razie nie angażuje. Nawet w finałowych odcinkach, gdy napięcie i emocje powinny sięgać zenitu, twórcy podejmują tak absurdalne decyzje w związku z zamknięciem wątku, że trudno się emocjonować. Przede wszystkim chodzi o finałowe sceny śmierci Sabriny Spellman, czyli tytułowej bohaterki Chilling Adventures of Sabrina. Jej poświęcenie nie wywołuje żadnych emocji, bo scena zamiast budować je, skupia się na dość kiepskiej manipulacji uczuciami widzów, pozbawiając ją tym samym napięcia i jakiegoś wzruszenia. Przecież oglądamy śmierć głównej bohaterki, która poświęca się dla wielu niewinnych ludzi i zasadniczo nic z tego nie wynika. Sabrina ginie, a na ekranie wieje nudą i pustką. A ostatnia scena z Nickiem oddającym życie, by być z Sabriną w zaświatach... cóż, ten serial pokazał wiele głupot, absurdów i wątków wołających o pomstę do niebios, ale to jest wręcz spektakularnie niesatysfakcjonujące. Idealnie wpisuje się w problem twórców Chilling Adventures of Sabrina, którzy w żadnym z sezonów nie byli w stanie poprawnie prowadzić wątków romantycznych i obyczajowych. Ten serial działał wówczas, gdy skupiano się na magii, grozie i zagrożeniach nadnaturalnych.
Koniec końców Chilling Adventures of Sabrina zostanie zapamiętany jako serial bardzo nierówny. Dwa dobre sezony i dwa kiepskie to nie jest poprawny wynik. Zwłaszcza że 4. sezon po prostu nudzi i męczy, stając się trudną w odbiorze rozrywką. Jest to efekt błędnych decyzji oraz fatalnej konstrukcji całej historii, która nie tylko nie satysfakcjonuje i nie działa jak finałowy sezon, ale wręcz nie jest w stanie zapewnić choćby minimum frajdy, oscylując w gatunkowych zasadach. Zbyt dużo potencjalnie dobrych pomysłów zmarnowano, a zbyt wiele czasu poświęcono na tematy, które w ogóle nie powinny się pojawić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak męczyłem się z dokończeniem sezonu jakiekolwiek serialu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat