Cloak & Dagger: sezon 1, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
Jak obiecali, tak i zrobili. Finał Cloak & Dagger to definitywne zakończenie genezy superbohaterów i początek nowego etapu w życiu Tandy i Tyrone’a. Pytanie, czy jest on na tyle satysfakcjonujący, abyśmy z nadzieją mogli czekać na kolejny sezon.
Jak obiecali, tak i zrobili. Finał Cloak & Dagger to definitywne zakończenie genezy superbohaterów i początek nowego etapu w życiu Tandy i Tyrone’a. Pytanie, czy jest on na tyle satysfakcjonujący, abyśmy z nadzieją mogli czekać na kolejny sezon.
Dziesiąty odcinek przepełniony jest szaleńczą akcją, pogoniami, starciami z wykorzystaniem nadprzyrodzonych mocy, strzelaninami i szeroko pojętym, radosnym mordobiciem. Malkontenci dostali to, czego oczekiwali, można by napisać. Cloak & Dagger zyskuje wreszcie komiksową estetykę, stając się dla fanów MCU bardziej „swojską” produkcją. Problem polega jednak na tym, że nie w braku akcji należy upatrywać słabość lwiej części tego serialu. Obszerna geneza, podejście psychologiczne, skupienie się na wątkach dramatycznych – owe elementy są jak najbardziej wskazane w opowieściach superbohaterskich, co udowodniły netflixowe produkcje spod znaku Daredevil czy Marvel's The Punisher. Twórcom Marvel's Cloak and Dagger zabrakło umiejętności, aby nadać serialowi znamiona czegoś wyjątkowego. Wyszło bardzo przeciętnie. Niestety istnieją przesłanki, że nowy etap historii, w którym dominować będzie akcja, również może cierpieć na podobne bolączki.
W finałowym odcinku bohaterowie bez większych problemów zapobiegają zagrożeniu rozprzestrzenienia się groźnych chemikaliów w Nowym Orleanie. Tyrone’owi udaje się również rozprawić z parszywym typem, jakim jest Connors, a Tandy ujawnia prawdę o złowrogich działaniach Roxxon. Cloak i Dagger triumfują na wszystkich polach, a twórcom udaje się to przedstawić w niecałe 45 minut. Zważywszy na to, że jeszcze w poprzednim odcinku bohaterowie byli w czarnej… dziurze, tempo to może imponować. Jak łatwo się domyślić, takie rozwiązanie fabularne związane jest z dziesiątkami uproszczeń i spłyceń. Bohaterowie płyną z punkt A do punkt B, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Akcja pędzi niemiłosiernie, aż do finałowego, widowiskowego wyładowania, podczas którego Tyrone i Tandy po raz pierwszy, aż na tak wielką skalę łączą swoje moce. To zdarzenie zapobiega zbliżającej się epidemii, co samo w sobie także jest pewną drogą na skróty. Sztuczka magiczna, dzięki której główna intryga opowieści zostaje rozwiązana, to nigdy nie jest dobra droga dla historii aspirujących do czegoś więcej niż bajka dla dzieci.
Z resztą motyw przewodni odcinka, czyli przemiana Bogu ducha winnych ludzi w krwiożercze „Terrory” zawodzi jako moc napędowa serialu. Zabrakło odpowiedniej siły ciężkości, nastroju zagrożenia i wszechobecnego napięcia związanego z chaosem na ulicach miasta. Motyw oszalałych zombie to kolejny ograny do bólu schemat. Jednym plusem takiego rozwiązania jest to, że wreszcie bohaterowie mają na kim poćwiczyć swoje moce, ale nie ma co tu oczekiwać nagłych zwrotów akcji czy zagrań podnoszących ciśnienie krwi u oglądających. Owszem, walk jest dużo, ale co z tego, jeśli ich choreografia wywołuje jedynie ziewanie, a finał konfrontacji jest łatwy do przewidzenia?
Twórcy próbują budować świat Cloak & Dagger poprzez nawiązania do MCU (Scarborough wspomina Starka i Randa) czy zapowiedź wprowadzenia do fabuły bohaterki Mayhem (detektyw O’Reilley ulega przemianie po kontakcie z trującym gazem). Pojawiające się tu i ówdzie dygresje, pokazujące Nowy Orlean jako magiczne miejsce o niesamowitej historii, sprawiają, że odnosimy wrażenie, iż opowieść ma głębsze przesłanie, w kwestii dualizmu sił natury, warunkującego przeszłość i współczesność. Dobrze, że tak się dzieje, bo mimo wszystko następuje tu pewien progres i rozwój mitologii, wpływający korzystnie na koloryt tego zakątka MCU. Nie jest to w stanie uratować jednak samej opowieści. Dwójka głównych bohaterów łączy się nie przez przypadek, a dzięki przeznaczeniu i magii miasta, w którym żyje. Wszystko fajnie, ale o tym widzieliśmy już po pierwszych odcinkach. Finał nie dodaje nic interesującego w tym temacie, a jedynie podkreśla ich zależność.
Genezę Cloak i Dagger mamy za sobą. Po ostatnim odcinku pierwszego sezonu można przypuszczać, że oprócz akcji, drugi sezon skupi się na rozwijaniu relacji głównych bohaterów. Wbrew pozorom bieżąca seria bardzo mało czasu poświęciła związkowi Tyrone’a i Tandy. Osobiste historie postaci sprowadziły na dalszy plan tę dwójkę, jako parę połączoną na wielu płaszczyznach. Wątek ten ma olbrzymi potencjał. Bohaterowie złączeni są nie tylko mocami. Widać tu zarówno więź emocjonalną, jak i uczuciową. Na razie nie ma mowy o jakiejś formie relacji romantycznej, ale można przypuszczać, że i w tę stronę podąży fabuła.
Potencjał na drugi sezon jest obecny. Twórcy zapowiedzieli wprowadzenie w życie kilku intrygujących pomysłów oraz pojawienie się ciekawych postaci. Na papierze wygląda to bardzo dobrze, jednak w przypadku tego serialu trzeba wziąć poprawkę na realizację. Pierwsza seria niedomagała pod względem scenariuszowym oraz reżyserskim i istnieje obawa, że podobnie będzie wyglądał drugi sezon. Dobre pomysły nie wystarczą, aby serial odniósł sukces. Obszerna geneza sama w sobie nie jest niczym złym, jednak twórcy popełnili wiele błędów przy rozpisywaniu poszczególnych wątków. Podobnie jest w finałowym epizodzie – skonkludowanie opowieści emocjonującą akcją to właściwa koncepcja, pod warunkiem, że umie się takie segmenty odpowiednio zrealizować. Wszystko to sprawia, że przed drugim sezonem powinien towarzyszyć nam bardzo umiarkowany optymizm.
Źródło: zdjęcie główne: Freeform
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat