Cloak & Dagger: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
Po surrealistycznym odcinku z zeszłego tygodnia Cloak & Dagger powraca do tradycyjnej formy. Tym razem główni bohaterowie konfrontują się ze swoimi wrogami, dzięki czemu całość momentami jest dość intensywna i emocjonująca.
Po surrealistycznym odcinku z zeszłego tygodnia Cloak & Dagger powraca do tradycyjnej formy. Tym razem główni bohaterowie konfrontują się ze swoimi wrogami, dzięki czemu całość momentami jest dość intensywna i emocjonująca.
Po zeszłotygodniowym „Tandycentrycznym” epizodzie, można było się spodziewać teraz podobnej odsłony, tyle że poświęconej Tyrone’owi. Bieżąca opowieść idzie jednak drogą wytyczoną przez wcześniejsze epizody Marvel's Cloak and Dagger. Historie obu protagonistów mają identyczną wagę. Jeśli u jednej z postaci dzieje się coś ważnego, można się spodziewać, że wkrótce podobne wydarzenie będzie miało miejsce u drugiej. Takie prowadzenie opowieści gwarantuje równomierny rozwój protagonistów. Żadne z nich nie przemieni się w superbohatera wcześniej. Oboje są tak samo ważni – stanowią dwie połówki tej samej całości, o czym twórcy przypominają nam na każdym kroku.
Idąc tym tropem - zarówno Tandy, jak i Tyrone dają próbkę swoich talentów podczas efektownej akcji. Jedno i drugie wygrywa bitwę ze swoim adwersarzem - dziewczyna dopada Scarborougha, a chłopak Connorsa. Oboje również obchodzą bardzo smutną rocznicę, rozpaczając po utracie swoich bliskich. Ten wątek jest jednak dość przewrotnie poprowadzony, za co chwała twórcom serialu. Początkowo wydaje się, że Tandy i Melissa lepiej poradziły sobie ze stratą niż rodzina Tyrone’a. Można odnieść wrażenie, że Bowenowie przepracowali już traumę i pod tym względem mają przewagę nad Johnsonami. Jak się okazuje, to tylko pozory, ponieważ Nathan i Melissa posiadają kilka mrocznych tajemnic. Ujawnienie prawdy o dwoistej naturze ojca prowadzi Tandy do podpisania paktu z diabłem. Decydując się skorzystać z oferty Scarborougha, po raz kolejny wyrzuca kostium superbohaterki do śmieci. Wpisuje się to doskonale w charakter serialu, w którym to zwykłe, ludzkie problemy kreują opowieść.
Twórcy nie rezygnują jednak całkowicie z komiksowych motywów, umiejętnie je nam dawkując. W omawianym odcinku mamy przecież sprytne nawiązanie do MCU (dialog pomiędzy O’Reilly i Fuchsem, w którym pojawia się Misty Knight) oraz kilka dynamicznych scen akcji. Najwięcej czasu ekranowego dostaje intryga Tyrone’a mająca na celu schwytanie Connorsa. Przyjemnie ogląda się przyszłego Cloaka dającego próbkę swoich wielkich możliwości. Co ciekawe, bohater bardzo szybko opanował tajniki mocy, którą dysponuje. Korzysta z niej już jak stary wyjadacz, a przecież jeszcze kilka odcinków temu nie miał pojęcia, „z czym to się je”. Twórcy dość beztrosko podchodzą do tematu poznawania i doskonalenia swoich mocy przez młodych bohaterów. Stawiając na rozwój wewnętrzny, traktują po macoszemu kwestie superbohaterskich umiejętności.
Cloak & Dagger wciąż ma problemy również z narracją. Sposób prowadzenia opowieści to bodajże największa wada tego serialu. Bieżący odcinek jest pełen momentów, które wprowadzają chaos do linii fabularnej. Czasem coś dzieje się za szybko, innym razem pewne wydarzenia mają miejsce niepotrzebnie. Część wątków zupełnie jest pozbawiona kontekstu, inne budowane są tylko po to, aby historia mogła przejść z punktu A do punktu B. W ślad za tym, zarówno wizyta Tandy w domu Johnsonów, jak i spotkanie z przyjaciółmi ojca Tyrone’a, nie zostają odpowiednio przedstawione. Można było poświęcić nowym relacjom trochę więcej czasu i pozwolić poszczególnym bohaterom rozwinąć skrzydła, zamiast tak ściśle trzymać się głównej osi fabularnej, prowadzącej nas do kolejnego punktu opowieści.
Podobnie sprawa wygląda z intrygą Tyrone’a, mającą na celu schwytanie Connorsa. Wszystko tu dzieje się bardzo szybko i dość chaotycznie. Segment ten jest potraktowany po macoszemu również przez scenarzystów. Connors daje się wyrolować jak małe dziecko. Wytrawny glina załatwiony przez nastolatka z magicznymi mocami? Można byłoby na to przymknąć oko, gdyby twórcy dali trochę więcej czasu Connorsowi i jego życiu wewnętrznemu. To przecież właśnie dzięki takim zabiegom serial Cloak & Dagger zyskuje na jakości. Gdy opowieść zatrzymuje się, aby zanurkować w przeszłość bohaterów lub przeanalizować ich uczucia, robi się od razu ciekawiej i mocno klimatycznie. Bardzo dobrze wypada scena pożegnania Nathana oraz późniejsza, surrealistyczna wizyta w kinie. Świetnie prezentują się retrospekcje z początku epizodu – zarówno te z baletnicą Tandy, jak i z Johnsonami na wycieczce. W omawianym epizodzie jest kilka takich nostalgicznych chwil i zdecydowanie działają na korzyść serialu.
Końcówka odcinka to mocny i krwisty cliffhanger. Scena z Fuchsem w lodówce to estetyka, z której Marvel zbyt często nie korzysta, także chwała twórcom, że mają odwagę czasem tak zaszaleć. Do czego nas doprowadzi śmierć tego bohatera trudno powiedzieć, ale fakt jest taki, że w Cloak & Dagger jest bardzo dużo otwartych i nieeksploatowanych wątków. Gdy historia skupia się na życiu osobistym Tandy i Tyrone’a, reszta czeka na swoją chwilę. Kto wie, może na finiszu dostaniemy jeszcze coś z zupełnie innej beczki?
Źródło: zdjęcie główne: Freeform
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat