Colony: sezon 1, odcinek 1 – recenzja
Telewizja USA Network ma ostatnio szczęście do nowych seriali. Po rewelacyjnie przyjętym Mr. Robot oczekiwania w stosunku do Colony – nowego serialu Carltona Cuse’a i Ryana Condala - są bardzo wysokie.
Telewizja USA Network ma ostatnio szczęście do nowych seriali. Po rewelacyjnie przyjętym Mr. Robot oczekiwania w stosunku do Colony – nowego serialu Carltona Cuse’a i Ryana Condala - są bardzo wysokie.
Już po pilotowym odcinku czuć, że Colony nie będzie produkcją aż tak przełomową jak Mr. Robot, nad którą zachwycać będą się miliony widzów na całym świecie. To zupełnie inny rodzaj projektu, który jednak ma w sobie coś, co sprawia, że kolejne odcinki będę oglądał z należytą uwagą. Tym czymś jest tajemnica, a właściwie szereg zagadek, które twórcy rozwiązywać będą systematycznie w kluczowych momentach całej historii.
Twórcy serialu – Carlton Cuse i Ryan Condal – przed premierą Colony zapowiadali, że przy tworzeniu produkcji wzorowali się na Paryżu, który podczas II wojny światowej znajdował się pod nazistowską okupacją. To, jak wyglądało życie kilkadziesiąt lat temu, przeniesiono do czasów współczesnych, a dokładnie do Los Angeles. Amerykańskie miasto zostało otoczone przez wielki mur, a tajemniczy najeźdźcy (o których aktualnie wiemy tyle, co nic) wprowadzili własne rządy, zasady i reguły. Mieszkańcy Los Angeles cofnęli się tym samym kilkadziesiąt lat wstecz. Nie korzystają z komórek, praktycznie nie jeżdżą samochodami, nie oglądają też telewizji, która nie istnieje. Są za to inwigilowani, sprawdzani i zmuszeni do życia w strachu.
W środku całej historii znajduje się typowa amerykańska rodzina i nie da się ukryć, że twórcy postarali się przy obsadzaniu aktorów do głównych ról. Josh Holloway, czyli Sawyer z Zagubionych, do roli zatroskanego ojca, a jednocześnie byłego agenta FBI pasuje znakomicie. Pozornie łagodna i niegroźna Sara Wayne Callies (Lori z The Walking Dead) okazuje się równie ważnym elementem serialu.
Twórcy oczywiście korzystają z wielu wtórnych elementów, które pasują do tego typu opowieści. Mamy więc jedno z dzieci, które zostało oderwane od rodziny. Jest też bohaterska próba dotarcia do niego, która kończy się niepowodzeniem. Pojawia się ruch oporu, który walczy z tajemniczymi przybyszami i robi wszystko, by wyzwolić miasto spod okupacji. Colony to serial oparty na tajemnicach i czuć to już w początkowych minutach. Scenarzyści nie silą się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Nie ujawniają, co się stało, kiedy i w jaki sposób. Nie wiemy nawet, czy podobna sytuacja ma miejsce na całym świecie, czy tylko w USA bądź samym Los Angeles. Na te pytania odpowiedzi poznawać będziemy stopniowo.
W historii kluczowa wydaje się postać gubernatora Alana Snydera, w którego wciela się Peter Jacobson. Bohater ten pracuje dla przybyszów i to od niego dowiadujemy się najwięcej na temat obecnej sytuacji. Podobała mi się również scena dodająca całej produkcji nieco elementu science fiction, jednak równie dobrze może być to manipulacja, której celem jest wzbudzenie strachu wśród mieszkańców.
Produkcji o przybyszach z kosmosu, którzy okupują Stany Zjednoczone, było wiele, nie da się jednak ukryć, że Colony w pierwszym odcinku szuka własnej tożsamości, a przy tym nie jest serialem, w którym jednoznacznie opowiadamy się po jednej ze stron. Mam nadzieję, że twórcy mają solidne podstawy fabularne, wiedzą, co tak naprawdę wydarzyło się w Los Angeles, i nie będą tego utrzymywać w sekrecie przez kilka sezonów. Pilot pozostawia po sobie dobre wrażenie, ale potrzeba czasu (i kilku kolejnych odcinków), by serial mógł ostatecznie mnie do siebie przekonać.
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat