Conarium – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 25 czerwca 2017Tu nic nie jest oczywiste. Oceniamy konsolowy port Conarium, który po latach od pierwotnego wydania ukazał się na rynku.
Tu nic nie jest oczywiste. Oceniamy konsolowy port Conarium, który po latach od pierwotnego wydania ukazał się na rynku.
Pecetowi gracze przygodę z Conarium mają już za sobą. Od czasu wydania tej gry na „blaszakach” minęło trochę czasu i teraz nadeszła chwila, w której posiadacze konsol mogą zanurzyć się w odmęty świata stworzonego na podstawie opowiadania W górach szaleństwa wg Howarda Phillipsa Lovecrafta. Przygoda ta będzie momentami ciężką przeprawą, ale dzięki determinacji uda się zwalczyć przeciwności losu i nawet czerpać z tego satysfakcję.
Sam, jak palec
Motyw przewodni Conarium nie jest nam obcy. Ileż było takich gier w przeszłości, w której bohater budzi się w miejscu, które jest mu doskonale znane, ale poza nim nie ma żywego ducha. Postać zastanawia się, co się stało z innymi osobami, które jeszcze wczoraj tutaj były. Gdzie ten Kowalski z łóżka obok, z którym jeszcze poprzedniego wieczora dobrze się bawił w barze? Gdzie jego szef, który chce mieć wszystko wykonane i najlepiej przed czasem? Wreszcie, gdzie pozostali ludzie, których wcale tak mało tutaj nie było? Tyle pytań, odpowiedzi żadnych. Zaburzenia pamięci nie pozostają bez wpływu na to, co się dzieje wokół.
Właśnie według takiego schematu zbudowana jest fabularna otoczka gry. Tyle tylko, że nasz bohater nie jest jakimś tam pierwszym lepszym jegomościem, ale naukowcem o imieniu Franklin Gilman, który wraz z innymi tęgimi umysłami udał się na mroźną Arktykę, by tam przeprowadzać eksperymenty. Jakie? Do tego trzeba dojść samemu. Zdradzę tylko, że tytuł gry odnosi się do urządzenia mającego spory udział w tychże badaniach.
Odrealnienie
Samotność w tak egzotycznym zakątku świata musi mieć negatywny wpływ na nasza postać. Bohater gubi się w rzeczywistości, popada w szaleństwo, obłęd i majaki. Sam nie jest w stanie odróżnić tego, co rzeczywiście ma miejsce, a co jest wymysłem jego umysłu. Wszystko zaczyna traktować poważnie, nawet jeśli na takie nie wygląda.
Perspektywa pierwszej osoby sprzyja rozwijaniu takiej wizji, a swoboda eksploracji potęguje uczucie niepewności, ale nie strachu. Gra nie straszy według znanej nam definicji. Raczej wprowadza niepokój, który graniczy ze strachem. Nie ma w niej momentów, kiedy podskoczymy na fotelu, ale są fragmenty, które sprawią, że ciśnienie krwi Wam się podniesie. Zadanie straszenia podjął tutaj klimat produkcji, samotność i niepewność co do swej egzystencji i dalszej przyszłości. A może to wszystko wcale się nie wydarzyło? Może to tylko sen, z którego nie mogę się obudzić? Tego typu myśli przewijają się przez głowę.
Fabułę przyjdzie nam poznawać w sposób oczywisty i znany z tego typu produkcji, w której główną rolę odgrywa eksploracja. O tym, o się stało na stacji badawczej i jaki jest jej cel dowiadujemy się z napotkanych tu i ówdzie notatek, dokumentów badawczych, raportów innych naukowców. Tutaj nie ma niczego podanego jak na dłoni. Trzeba myśleć i szukać rozwiązań na własną rękę.
Tajemniczości projektu dodaje fakt pojawiania się wizji. Natychmiast zorientujecie się, że na taką natrafiliście – obraz ulega rozmyciu, falowaniu, a bohater zaczyna odczuwać ból.
Point’n’click
Rozgrywka oparta jest na tradycyjnym schemacie przygodówek point’n’click. Przemierzamy lokacje i badamy otoczenie. Znajdujemy przedmioty, zbieramy je i wykorzystujemy tam, gdzie nadarzy się ku temu okazja. Zdecydowana większość gry to właśnie tego typu akcje, które z rzadka przerwane są irytującymi czasówkami.
Wspomniane elementy polegają na ucieczce przed goniącymi nas potworami. I znów gracz nie wie czy to się dzieje faktycznie czy tylko w głowie bohatera, ale uciec trzeba, alby zaliczyć sekwencje. Problemem jest fatalne sterowanie, które znacznie utrudnia czerpanie przyjemności z tego elementu gry. O ile podczas rozgrywki w większości lokacje pokonujemy chodząc, z rzadka stosując bieg, to w tych czasówkach innej możliwości nie mamy. Trzeba metodą prób i błędów przebrnąć przez te przykre i irytujące momenty, ale po upływie czasu technikę opanujecie do tego stopnia, że nie będzie to dla Was stanowiło większego kłopotu.
Mocną stroną gry jest ścieżka dźwiękowa, która nie milknie nawet na chwile. Nastrojowa muzyka wyznacza ton produkcji i ostrzega nas przed niebezpieczeństwami. Dźwięki dobiegają zewsząd, budują klimat i intrygują.
Conarium to bardziej tytuł przygodowy niż horror. Nie przeraża, intryguje i pobudza wyobraźnię. Nie jest wolny bez wad, a ząb czas swoje zrobił, niemniej to ciągle interesująca produkcja dla każdego fana HP Lovercrafta i gatunku. Polska lokalizacja ułatwia poznanie głębi historii i gdyby wyrzucić z niej niepotrzebne czasówki byłoby naprawdę nieźle.
PLUSY:
+ klimat,
+ udźwiękowienie,
+ nawiązania do HP Lovercrafta.
MINUSY:
- czasówki,
- voice acting.
Źródło: fot. Zeotrope Interactive
Poznaj recenzenta
Michał CzubakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat