Czarny telefon - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 24 czerwca 2022Reżyser odpowiedzialny za takie horrory jak Egzorcyzmy Emily Rose czy Sinister przygotował dla nas kolejną historię grozy. Jak wyszło tym razem? Sprawdzamy.
Reżyser odpowiedzialny za takie horrory jak Egzorcyzmy Emily Rose czy Sinister przygotował dla nas kolejną historię grozy. Jak wyszło tym razem? Sprawdzamy.
Finney Shaw (Mason Thames) wychowuje się w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają albo ze szkoły, albo z podwórka. Chłopak nie ma lekko. Jest nieśmiały i inteligentny, co czyni go łatwym celem dla wszelkiej maści dręczycieli. Jego ojciec (Jeremy Davis) po śmierci żony nie może przestać pić i wylewa swoją frustrację na dzieci. Finney stara się nie stawiać oporu i przejść przez życie z opuszczoną głową. Nie ma w sobie na tyle odwagi, by się przeciwstawić złu. Na szczęście ma młodszą siostrę Gwen (Madeleine McGraw), która nie pozwoli krzywdzić brata. Gdy trzeba, stanie w jego obronie, nawet gdy przeciwnik jest większy. Wszystko się komplikuje, gdy Finne zostaje porwany i wtrącony do ciemnej piwnicy, w której jest tylko stary materac i niedziałający telefon. Przynajmniej tak wydaje się tajemniczemu porywaczowi (Ethan Hawke)…
Reżyser Scott Derrickson i scenarzysta C. Robert Cargill postanowili zekranizować jedno z krótkich opowiadań Joe Hilla – Czarny telefon ze zbioru Upiory XX wieku. Ta historia mieści się na 20 stronach, co raczej na pełen metraż by nie wystarczyło, dlatego panowie znacznie ją przerobili, zostawiając nietknięty tylko ten fragment o czarnym telefonie (to właśnie dzięki urządzeniu Finney kontaktuje się z duchami ofiar zabitych przez przetrzymującego go zwyrodnialca). Cała reszta uległa diametralnej zmianie. W wersji Derricksona siostra głównego bohatera ma specjalny dar. Podobnie jak jej matka miewa wizje zdarzeń, które się wydarzyły. Krótko mówiąc, jest medium. Ma tę moc dopiero od niedawna, więc nie bardzo wie, jak się nią posługiwać. Gdy jej brat zostaje porwany, usilnie stara się dowiedzieć, gdzie jest przetrzymywany. Wierzy, że ten dar pochodzi od Boga, przez co jest częścią jej trochę zaniedbanej wiary katolickiej. Zresztą dostajemy dość zabawny dialog sfrustrowanej dziewczyny z Bogiem, który niezbyt chce wysłuchiwać jej modlitw i próśb.
Również sam porywacz przeszedł pewną metamorfozę, by być jeszcze bardziej diaboliczny niż w wersji Hilla, który widział go po prostu jako grubego zboczeńca. U Derricksona postać swoim ofiarom pokazuje się tylko w masce. I to nawet w trzech różnych konfiguracjach, co ma chyba sugerować różne osobowości zamieszkujące jedno ciało. Każda z nich jest sadystycznym mordercą, różnią się jedynie stopniem okrucieństwa wobec ofiar. Ethan Hawke jest świetny w tej roli. Przez większość filmu nie widzimy jego twarzy, ale aktor znakomicie operuje głosem, dzięki czemu wywołuje u widza ciarki. Od pierwszej minuty wiemy, podobnie jak Finney, że mamy do czynienia z diabłem wcielonym, którego należy się obawiać. W ani jednej minucie nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że jest to człowiek rozsądny. Świr pełną gębą.
Jednak gwiazdą Czarnego telefonu jest niewątpliwie młodziutki Mason Thames, który musi skupić na sobie całą uwagę widza. Oczywiście, pojawiają się duchy, jednak zazwyczaj ich nie widzimy. To Thames, będąc sam w piwnicy, musi grać tak, by nas zaciekawić i zmusić, byśmy uwierzyli nie tylko w jego strach, ale także w determinację, że się nie podda i ucieknie. A sprawa bardzo często wydaje się beznadziejna. Mason wywiązuje się ze swojego zadania wzorowo, co jest dużą zasługą Derricksona, który wie, jak poprowadzić młodego aktora, by uzyskać od niego odpowiedni poziom emocjonalny.
Scott Derrickson jest niezwykle sprawnym rzemieślnikiem za kamerą. Potrafi zbudować nastrój grozy bez tanich sztuczek czy przewidywalnych zagrań. Wie, jak ważna jest historia i zaangażowanie widzów. Czarny telefon nie jest produkcją wysokobudżetową, ale też taką być nie musi. To kameralna opowieść ociekająca mrokiem, ale bez nadużywania krwi czy przemocy. Tu wszystko opiera się na lekkim niedopowiedzeniu i bogatej wyobraźni widza. Nie zobaczymy, co porywacz zrobił z poprzednimi ofiarami, ale możemy to sobie wyobrazić.
Cieszę się, że Derrickson po wyreżyserowaniu Doctora Strange’a nie przesiąkł Marvelem i potrafi jeszcze sięgnąć do swoich korzeni. Nakręcił dreszczowiec, który na chwilę wchodzi pod skórę widza, ale nie wkręca się w nią nachalnie. Czarny telefon ma bowiem fragmenty, w których jest bardzo kojący – pokazuje niezwykłą więź brata i siostry, którzy wiedzą, że nie mają żadnego wsparcia u dorosłych. Razem muszą zmierzyć się ze światem. Jest to bardzo przejmujący i piękny obrazek. Takich rzeczy jest tu więcej. Choć twórcy nie dają nam oczywiście zapomnieć, że nie jest to kino familijne, a rasowy horror. Jestem pewien, że po seansie postać grana przez Hawka będzie się pojawiać w waszych sennych koszmarach. Tak dobrze mu ona wyszła.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat