Dark Matter: sezon 3, odcinek 5 – recenzja
Bywa tak, że każdy serial ma z reguły lepsze i gorsze odcinki. Dark Matter właśnie osiągnął ten drugi stan. Epizod Give It Up, Princess nie wniósł do serialu kompletnie niczego, a jak na zapychacz miał mnóstwo słabych momentów.
Bywa tak, że każdy serial ma z reguły lepsze i gorsze odcinki. Dark Matter właśnie osiągnął ten drugi stan. Epizod Give It Up, Princess nie wniósł do serialu kompletnie niczego, a jak na zapychacz miał mnóstwo słabych momentów.
Dark Matter ma to do siebie, że jeśli twórcy zadbają o dobrą fabułę odcinka, to wszelkie mankamenty serialu schodzą głęboko na drugi plan i nikt na nie nie zwraca większej uwagi. Gorzej, gdy sytuacja jest odwrotna – fabuła jest słaba, realizacja podobnie. Wtedy dostrzegamy, jak wiele jeszcze tej produkcji brakuje do miana naprawdę dobrego serialu. I tak też było w epizodzie piątym tego sezonu, który był ewidentnym zapychaczem nieposuwającym właściwych wydarzeń zbytnio do przodu. Fabułę na ratowanie niewiasty w opałach przerabialiśmy zresztą chyba w każdym gatunku filmowym i serialowym. Zwyczajnie to się już kompletnie opatrzyło. O braku oryginalności nie ma co wspominać nawet. Za to o grze aktorskiej już trzeba.
Niewiasta w opałach oraz jej oprawca – fatalny dobór, fatalna gra aktorska, fatalne kreacje – to tak w skrócie. Niestety przypomnieć co niektórym widzom mogły się odcinki serialu Arrow, gdzie taki dobór postaci był na porządku dziennym. Nie to jednak jest najgorsze. To był zaledwie pryzmat faktycznego problemu, jaki jest w tym serialu – gra aktorska w ogóle. Nie należy się w tym względzie czarować. Główni bohaterowie nie wysilają się zbytnio na planie, często odhaczając tylko kolejne odcinki, a co za tym idzie – pieniądze na koncie. Pewien wyjątek stanowi tutaj Zoie Palmer grająca Androida, choć trzeba przyznać, że tutaj działa zasada kontrastu. Przez tyle odcinków grała bezdusznego robota, że każda odmiana (a w tym odcinku było jej trochę) wprowadza pewien zachwyt i uśmiech na twarzy. Ale to tyle. Kiedy przyjrzymy się bardziej, jej gra nie odbiega zbytnio od tego, co prezentuje reszta bohaterów.
Ten odcinek uwydatnił jeszcze jedną rzecz, którą już wcześniej można było zauważyć: podział na dwa wątki – Razy i dworu Ryo Ischidy. Scenarzyści ewidentnie nie mają pomysłu na to, jak pokazać dworskie życie i problemy imperium zarządzanym przez Czwórkę. Odnosi się wrażenie, że wszelkie problemy, z którymi musi się mierzyć, są aż do bólu sztucznie kreowane i muszą prowadzić do jednego – pojednania bądź bardziej otwartego konfliktu z były towarzyszami. Równie dobrze można byłoby to już teraz odbębnić i skupić się na ważniejszych wydarzeniach, czyli galaktycznej wojnie (o której niestety tylko słyszymy), w której Raza miała być przecież znaczącym graczem (a zdecydowanie jest obok).
Niestety ostatni odcinek serialu uwydatnił sporo mankamentów i pokazał, że tej produkcji nie służą zapychacze oparte na bardzo mocno utartych schematach. Owszem, poprzedni epizod z pętlą czasową również czerpał z klasyki kina, ale w tamtym przypadku realizacja była o wiele lepsza. Tutaj było miało i nudno. I oby tak nie zostało do końca sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat