Dceased. Martwa planeta - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 13 lipca 2022Dceased. Martwa planeta to naprawdę udany powrót do zasadniczych wydarzeń w serii stworzonej przez Toma Taylora. W świecie nieumarłych trwa walka o dostrzeżenie choć skrawka nadziei.
Dceased. Martwa planeta to naprawdę udany powrót do zasadniczych wydarzeń w serii stworzonej przez Toma Taylora. W świecie nieumarłych trwa walka o dostrzeżenie choć skrawka nadziei.
Czytelnicy, którzy po lekturze komiksu DCEased. Nieumarli w świecie DC chcieli jak najszybciej odkryć dalszy ciąg wydarzeń w cyklu stworzonym przez Toma Taylora, mogli poczuć się odrobinę zawiedzeni. Kolejne tomy serii, Niezniszczalni i Nadzieja na końcu świata, nie były bowiem jego bezpośrednimi kontynuacjami – za takową należy uznać dopiero album Dceased. Martwa planeta. Spieszę donieść, że najnowsza odsłona opowieści nawiązuje do jej otwarcia nie tylko na poziomie fabularnym, ale też pod względem jakościowym. Scenarzysta w naprawdę sprawny sposób pokazuje momentami zupełnie nieoczekiwane skutki pojawienia się zombie w uniwersum DC, przy czym tym razem – bardziej niż związana z takim obrotem spraw groza – interesuje go poszukiwanie ewentualnych rozwiązań całego problemu. Co zaskakujące, odejście od posępności przekazu pozwala Taylorowi na rozwinięcie artystycznych skrzydeł: warstwa fabularna oparta jest na trzech zasadniczych wątkach i kilku czy nawet kilkunastu pomniejszych, pomiędzy którymi twórca przeskakuje umiejętnie, nieustannie dbając o podkreślenie stawki wydarzeń i samego tempa akcji.
Od momentu wybuchu epidemii, która zamieniła rzeszę istot w nieumarłych, upłynęło już długich pięć lat. Ocalali trafili na Ziemię-2, w międzyczasie zwracając na siebie uwagę innych kosmicznych ras. Choć powrót na podstawową wersję naszej planety wydawał się już niemożliwy, nowo uformowana Liga Sprawiedliwości nieoczekiwanie odbiera sygnał z Ziemi. Jego nadawcą jest Cyborg, który obwieszcza, że znalazł lekarstwo na będące źródłem epidemii równanie antyżycia. Po wielu naradach grupa herosów – Damian Wayne/Batman, Jonathan Kent/Superman, Cassie Sandsmark/Wonder Woman, Green Canary/Dinah Lance, Mary Marvel/Shazam i Wally West/Flash – postanawia powrócić do kompletnie zrujnowanego domu, nie zdając sobie sprawy z czekających tam zagrożeń. Jest też Pingwin, który ma własny plan powstrzymania rozprzestrzeniania się choroby, a także John Constantine i inni bohaterzy korzystający z magii, realizujący coraz bardziej skomplikowaną misję obrony ocalałych przed nieumarłymi. Do tego wszystkiego dodajmy jeszcze solidnie poirytowanego Trigona, który nie tylko odczuwa skutki epidemii na własnej skórze, ale i szykuje się do dokonania inwazji na Ziemię...
Jestem urzeczony konsekwencją Taylora, który najpierw od podstaw zbudował świat nieumarłych w obrębie postrzeganego całościowo uniwersum DC, a później niczym dziecko w piaskownicy zaczął się bawić: zaproponowaną konwencją, przesuwaniem fabularnych akcentów czy eksperymentami przeprowadzanymi na mitologii dobrze nam znanych postaci. W Martwej planecie klasyczna opowieść o zombie spotyka więc gatunek superbohaterski – to połączenie przynosi smakowite owoce. Wielka w tym zasługa dynamiki wydarzeń; choć w rękach innego scenarzysty ta historia raz po raz mogłaby się uginać pod ciężarem mnogości wątków, Taylor konstruuje ją w sposób spójny i starannie przemyślany. Jestem prawie pewny, że czytelnicy pokochają "magiczno-mistyczny" wymiar tego komiksu czy naprawdę częste puszczanie oka w kierunku odbiorców, jak choćby w scenie z przytulającym się (!) Batmanem. Powinny Wam również przypaść do gustu nowe motywy, od których w tej opowieści aż się roi; zwróćcie też uwagę na to, że postacie drugoplanowe jeszcze częściej niż dotychczas pojawiają się na głównej arenie wydarzeń, co pozwala na obserwację świata przedstawionego z innych już perspektyw.
Równie przekonująco wypada warstwa wizualna tomu, za którą odpowiadał Trevor Hairsine. Artysta w niejaki sposób powraca do tej serii – przypomnijmy, że to właśnie on był rysownikiem Nieumarłych w świecie DC, natomiast nie tworzył ilustracji do pozostałych części cyklu wydanych na rodzimym rynku. Wydaje się, że potrafi on najlepiej oddać artystyczną wizję Taylora, dzieląc się z czytelnikami intrygującą mieszanką brudu, podniosłości i wszechobecnego mroku, przeplatanego czymś, co moglibyśmy uznać jako próbę wzbudzenia w czytelnikach nadziei na lepsze jutro dla herosów.
Dceased. Martwa planeta to niezwykle udany powrót do zasadniczych wydarzeń w uniwersum nakreślonym przez Toma Taylora. Choć finał tej opowieści dopiero przed nami, nowa odsłona cyklu przypomina odbiorcom o tym, jak wciągające potrafi być zderzenie rzeczywistości superbohaterskiej z konwencją zombie. Scenarzysta rozwija przy tym najważniejsze wątki i dba o dokonywanie zmian w ekspozycji głównych bohaterów. Martwa planeta przynosi więc świeżość w świecie naznaczonym zgnilizną; pompatyczność i tanie chwyty emocjonalne ustępują miejsca fabularnej adrenalinie i wysokiemu tempu akcji. Nie sądzę, by w historii o nieumarłych do szczęścia potrzeba nam było czegoś więcej.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat